[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ono rośnie, a ono nie będzie wiedziało o moim istnieniu. Zapewnię mu dostatnie
życie, zaspokoję wszystkie potrzeby, niczego nie oczekując w zamian...
- Dobra wróżka? - skwitowała Jill, wchodząc mu w słowo.
Spojrzał na nią ponuro, niepewny, jak odczytać jej intencje.
- Mniej więcej - potwierdził.
R
L
T
- Kane, czy ty naprawdę sądzisz, że taka dziewczyna jak Maggie nie zechce
ułożyć sobie życia? - miękko zapytała Jiłl. - Bądz realistą. Prędzej czy pózniej
kogoś sobie znajdzie. A kto wie, co wtedy się stanie? Może wyjechać do Kali-
fornii. Albo do Japonii czy na Tahiti. I co?
- To by nie było złe - z miejsca podchwycił Mark. - Dałbyś jej pieniądze, a
sam w nic się nie angażował - ciąg- nął w dobrej wierze. - Zostawisz jej wolną
rękę. Jeśli się z kimś zwiąże, dziecko będzie mieć ojca.
Popatrzył na nich z niedowierzaniem. Co oni bredzą? Przecież nie chodzi o
jakieś dziecko. Chodzi o jego dziecko.
- Nie - odparł zdecydowanie, sam zaskoczony tym kategorycznym stwier-
dzeniem. - Ja jestem jego ojcem. I chcę nim być.
Czy naprawdę to powiedział? Aż nie mógł w to uwierzyć. Czy rzeczywiście
tak mu na tym zależy? Do tej pory nigdy nie myślał o dzieciach. Czemu nagle
stało się to takie ważne?
- Ałe przecież stanowczo nie chcesz się żenić - odparowała Jill. - Wybór na-
leży do ciebie. Tylko pamiętaj bez aktu ślubu nie masz żadnych praw.
To go dobiło. Jęknął z rezygnacją.
- Boże! Dlaczego najpierw wszystko wydawało się takie proste, takie oczy-
wiste, póki nie okazało się, że chodzi o Maggie. Nie mogę się połapać. Za dużo
pytań, za dużo wątpliwości. - Potoczył po nich zdesperowanym wzrokiem. - To
jakieś szaleństwo. Myślałem, że gdy się dowiem, zamknę sprawę, a okazuje się,
że dopiero teraz zaczęły się problemy! I co ja mam zrobić, na co się zdecydo-
wać? Jest tyle możliwości... nadziei i obaw.
R
L
T
Mark i Jill popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem.
- Witamy w gronie rodziców - serdecznie powiedziała Jill. - Tylko trzymaj
się mocno, bo to bardzo wyboista droga.
Gdy godzinę pózniej przemierzał puste ulice Chicago, wciąż dręczyły go
ponure myśli. Jill i Mark zamiast pomóc, jeszcze bardziej zagmatwali sprawę. Co
teraz powinien zrobić, jak wybrnąć? Zjechał na pobocze, zaparkował przy odgar-
niętych z jezdni zwałach śniegu. Musiał przez chwilę spokojnie pomyśleć.
Na początku sprawa wydawała się prosta, wszystko grało. Potem
rzeczywistość go zaskoczyła. I przerosła. Nie tak to sobie wyobrażał. W tej kwe-
stii nawet z Markiem i Jill nie był do końca szczery. Maggie to nie jakaś tam ob-
ca zamężna kobieta. Pomysł, bypojawiać się raz w roku z górą prezentów dla
dziecka, od razu można wyrzucić do kosza. Założenie dziecku lokaty też nie
rozwiązuje sprawy. W końca chodzi o Maggie, dziewczynę, którą zna i bardzo
ceni.
Nie wyobrażał sobie, jak dałby sobie bez niej radę. Dzięki niej wszystko
funkcjonowało jak należy. Miał wrażenie, ze zna ją, od lat. Wyważona, dosko-
nale zorganizowana, wywierała na niego coraz większy wpływ. Stała się wręcz
niezastąpiona.
Lubił ją jako człowieka i uważał za idealną asystentkę. Zawsze mógł liczyć
na jej sumienność i kompetencje. Ale teraz poczuł, jakby spadła zasłona i jego
zdumionym oczom ukazała się ponętna dziewczyna. Ciekawe, że nigdy wcze-
śniej tak na nią nie patrzył.
R
L
T
Niesamowite. Przecież to piękna, atrakcyjna kobieta. Na samo wspomnienie
jej słodkich ust ogarniała go przyjemna niemoc. Być może zawsze, choć nie-
świadomie, pozostawał pod jej urokiem. Wstrzymał oddech. Nie, nie może tak
po prostu się wycofać, wmówić sobie, że to nie jego sprawa, że nie ma z tym nic
wspólnego. Ale z drugiej strony nie miał pola manewru. Skoro nie zamierzał się
żenić...
Sam musi podjąć decyzję. Pora wziąć się w garść i znalezć sensowne roz-
wiązanie. I to jeszcze przed konfrontacją z Maggie. OK. Zacisnął dłonie na kie-
rownicy i ruszył przed siebie.
Miała za sobą ciężką noc. Prawie nie zmrużyła oka. Jej sytuacja była trudna,
a teraz skomplikowała się dodatkowo. Już sama nie wiedziała, co o tym myśleć.
Co począć?
Westchnęła ciężko. Nie tak to sobie wyobrażała. Pragnęła dziecka i podjęła
decyzję. Liczyła się z konsekwencjami, ale w najśmielszych przypuszczeniach
nie spodziewała się, że sprawy mogą się tak potoczyć. I wymknąć się nieoczeki-
wanie spod kontroli.
Planując dziecko, mimowolnie wyobrażała sobie, że jego ojciec będzie tro-
chę w typie Kane'a, ale nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, by mógł to być
on. Od samego początku dawca nasienia miał pozostać anonimowy. Tylko ona i
dziecko.
Zwiadomość, że los spłatał jej takiego figla, porażała. Okazało się, że racjo-
nalne, przemyślane działania wbrew wiedzy i logice podlegają jakimś tajemni-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]