[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W czasach licznych egzekucji niewiast oskar\onych o czary i konszachty z diabłem
ginęły nie tylko niewinne kobiety. Niekiedy trafiały się wśród nich i wiedzmy z rodzaju
Griseldy.
Mo\e zrobić w łodzi dziurę? Nie, tego raczej nie uda się dokonać niepostrze\enie. W
dodatku mogło się okazać, \e te przeklęte nowoczesne dziewczęta umieją pływać, czatowanie
na dnie pod powierzchnią wody, by wciągnąć je w głębinę, równie\ nie było dobrym
pomysłem. Jak\e sobie poradzi ze swym lękiem przed wodą? Mo\e zatruć im prowiant? Nie,
nie zdoła do niego dotrzeć, nawet gdyby go zabrały.
Przypomniała sobie wreszcie o ładunku wybuchowym. Jak to było? Nale\ało go
nastawić na określony czas. Co one mówiły? Kiedy mają się spotkać? O szóstej. Doszła do
wniosku, \e jeśli nastawi detonator na dwadzieścia po szóstej, to powinny ju\ znalezć się na
pokładzie.
Doskonale, plan był wyśmienity, nie miał \adnych luk. Jej złe serce zaczęło bić
radośniej.
Podczas gdy Griselda stała, zastanawiając się, w jaki sposób zdoła odnalezć rzekę,
prze\yła kolejny wstrząs. Oto jeszcze jeden człowiek, który ulegnie jej wdziękom.
Nadchodził właśnie młodzieniec z wielkim czarnym psem. Griselda nie przepadała za
psami, bała się tych zwierząt, odnosiła wra\enie, \e potrafią przejrzeć ją na wskroś. No i na
dodatek gryzły, prawdziwe bestie. Ale có\ to za mę\czyzna! Skóra niczym kość słoniowa,
czarne loki i twarz niby wyrzezbiona na kamei Kierował się w stronę pałacu.
Ale jakie on ma oczy! Wyglądał na nadziemsko pięknego człowieka, lecz o oczach
Lemura,
Griselda nie chciała pokazywać się Lemurom, umieli wszak patrzeć tak wnikliwie. W
dodatku nie byli przecie\ ludzmi, a więc kontakt z nimi uznawała za upokarzający.
Doszła jednak do wniosku, \e zjawisko przed nią jest człowiekiem. Zdobędzie go, i to
jak najprędzej, stanie się prawdziwym trofeum niczym skalp zdobywany przez Indian w
kraju, który opuściła.
Postanowiła, \e jeszcze przez pewien czas zostanie w Sadze. To miasto daje doprawdy
wielkie mo\liwości.
Będzie mogła wybierać i przebierać wśród najwspanialszych kochanków. Thomas,
ksią\ę Marco, zielony faun, a teraz jeszcze ten niesamowity mę\czyzna.
Griselda zamierzała więc zarzucić sieci tak\e na Dolga.
No có\, zawsze mo\na próbować.
12
Godzinę pózniej Griselda zadowolona oddalała się ju\ od rzeki i od miejsca, gdzie
cumowały poruszające się w powietrzu i po wodzie gondole. Dla niej były to po prostu łodzie,
nie śniło jej się nawet, \e potrafią się tak\e wznieść w przestworza.
Odnalazła właściwą łódz, zadanie było bardzo proste, jedna bowiem tylko
odpowiadała opisowi. Odczekała, a\ przystań opustoszeje, a potem przymocowała ładunek do
burty i nastawiła zegar, tak samo jak robili mę\czyzni w Bostonie. Prosty, genialny sposób.
Zawsze wszak była genialna. Nikt chyba nie był w stanie jej pokonać, jeśli chodziło o
diabelsko wyrafinowane pomysły. Ci nieudacznicy jeszcze się o tym przekonają.
Wierzby płaczące zanurzały delikatne listki w Złocistej Rzece. Aódz łagodnie sunęła
między zielonymi ukwieconymi brzegami pośród lilii wodnych we wszystkich odcieniach od
białego poprzez bladoró\owy a\ do ciemnej czerwieni. śółte lilie jaśniały w zakolach, inne
przypominające lotos kwiaty rozmarzone unosiły się na olbrzymich liściach. Aabędzie i
kaczki mijały gondole, najwyrazniej nie bojąc się ani łodzi, ani śmiechu dziewcząt.
Wszystkie cztery młode damy ubrały się niezwykle romantycznie, jak na tę idylliczną
przeja\d\kę gondolą wypadało. Nosiły jasne zwiewne sukienki i białe kapelusze z szerokimi
rondkami. Wszystkie te\ były bose.
Zabrały oczywiście ukochanego kota Sassy, Huberta Ambrozję. Hubert kilkakrotnie
wydał ju\ na świat kocięta, męska część kociego imienia powinna więc właściwie pójść w
zapomnienie, kota wcią\ jednak, starym zwyczajem, nazywano Hubertem Ambrozją.
Zwierzątko siedziało teraz na kolanach u Sassy, czujnie śledząc igraszki fal wokół gondoli.
Po pierwszej próbie wyskoczenia i przespacerowania się po błyszczącej powierzchni
kot roztropnie postanowił zostać w łodzi. Sassa osuszyła go ręcznikiem.
- Co sądzicie o konstelacji Indra-Ram? - spytała Berengaria, najbystrzejsza z nich i
najbardziej pewna siebie.
- A co ty sama o tym myślisz? - spytała \yczliwie Oriana, usadowiona z przodu,
plecami do dziobu.
- Och, moim zdaniem to niezwykle romantyczna historia - westchnęła Berengaria. -
Miłość przekraczająca wszelkie granice, w podwójnym rozumieniu tego słowa.
- Ja te\ uwa\am, \e to bardzo piękne - uśmiechnęła się Oriana, lecz Siska i Sassa nie
były tego takie pewne.
Siska dlatego, \e nie lubiła nic ani nikogo, kto się wyró\niał, nigdy nie zdołała się
pozbyć prymitywnego strachu przed tym, co nieznane. Sassa natomiast wcią\ była zbyt
młoda, by pojąć istotę miłości. Sama podkochiwała się w Marcu, poniewa\ uratował jej twarz
po poparzeniu, a jej uczucie było dokładnie tak dziecinne i pozbawione wszelkich myśli o
erotyce, jak być powinno.
- Moim zdaniem Talornin to głupek - stwierdziła Berengaria.
Oriana natomiast była bardziej wywa\ona.
- Wydaje mi się, \e on wie, co robi.
- Ale przecie\ mał\eństwa ludzi i Lemurów były ju\ zawierane i układały się
szczęśliwie.
- Nie wszystkie - rzekła Oriana w zamyśleniu. - Niektóre się rozpadły. Ró\nice
kulturowe okazały się zbyt wielkie.
- Ale oni mogą mieć dzieci?
- O, tak, i zazwyczaj wszystko jest z nimi w porządku. Istnieją jednak wyjątki. Ryzyko
zawsze jest bardzo du\e.
- Phi! - prychnęła Berengaria. - Mał\eństwa wśród ludzi tak\e się rozpadają. I nie
wszystkie dzieci przychodzą na świat doskonałe.
- Rzeczywiście, punkt dla ciebie - uśmiechnęła się Oriana. - Spróbuję przedło\yć to
Talorninowi. Często zagląda do mojego biura.
Berengaria rozpromieniła się, słysząc pochwałę.
Próbowała dopominać się o jeszcze, lecz towarzyszki zajęte były własnymi myślami.
Zmieniła więc temat.
- Czy\ tu nie pięknie? - spytała z entuzjazmem.
- O, tak - odparła Oriana łagodnie. - Szkoda, \e nie zabrałyśmy Thomasa. On tak mało
wychodzi, na pewno by mu się tu podobało.
- Nie powinien opuszczać pałacu, dopóki ta straszna czarownica nie zostanie
schwytana - odpowiedziała Sassa.
Siska zanurzyła rękę w wodzie. Wychyliła się nieco za mocno i mało brakowało, a
straciłaby równowagę, ale przy wtórze głośnego śmiechu przyjaciółkom udało się wciągnąć ją
do środka.
- Jesteś szalona - powiedziała Sassa. - Pomyśl tylko, co by było, gdybyś wpadła do
wody w tej ślicznej sukience. Usiądz głębiej!
- Nie, zaczekaj! - zaprotestowała Siska, piękna księ\niczka z Ciemności. - Wyczułam
coś na zewnątrz łodzi.
Jeszcze raz wychyliła się niepokojąco mocno, jej długie czarne włosy musnęły złotą
wodę, w której odbijał się kolor nieba. Tak jak wtedy w strumieniu, kiedy woda ocaliła ją
przed prześladowcami z Królestwa Ciemności i umo\liwiła dotarcie do Królestwa Zwiatła.
Gondola posuwała się wolno, aby dziewczęta mogły w pełni rozkoszować się
otaczającym je pięknem krajobrazu, Siska więc w spokoju zbadała zewnętrzną część burty,
ukrytą pod powierzchnią wody.
- Przytrzymaj mnie, Berengario!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]