[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i bezczelnie buszowali po wszystkich pomieszczeniach powiedziałem.
Co pan mówi! A ja spałem i nic nie słyszałem. Spałem całą noc jak zabity.
Nie wiem, co się ze mną dzieje, że mnie taka senność ostatnio ogarnia.
Wzruszyłem ramionami.
Po co te kłamstwa, panie Janiak? W nocy padał śnieg i widać na nim ślady.
Dopiero rano wrócił pan do domu. No cóż, przykro mi, że znowu straciłem do
pana zaufanie.
Odwróciłem się na pięcie i pozostawiając go w otwartych drzwiach, ruszyłem
w swoją stronę. Rzuciłem jeszcze przez ramię:
107
Palić pan już nie potrzebuje, sami damy sobie radę.
Aatwo było powiedzieć, gorzej wykonać. Bigos wciąż nie wracał z poste-
runku, więc rad nierad zabrałem się do rozpalania ognia w bibliotece. Zamyka-
łem już drzwiczki pieca, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi frontowych.
U wejścia do dworu stał sierżant milicji. Miał sumiaste, długie wąsy, jak wiarus
na starych rycinach.
Pan jest tu kierownikiem? zapytał surowo. I zaraz wyciągnął notatnik
służbowy. Czy u pana pracuje niejaki pan Bigos, syn Antoniego?
Tak jest. Mam takiego współpracownika.
Sierżant Wąsik bo tak go w myślach nazwałem zerknął na mnie
z odrobiną podejrzliwości.
Więc przyznaje się pan, że niejaki Bigos, syn Antoniego, jest pana współ-
pracownikiem? Bo on, obywatelu, został zatrzymany. Do wyjaśnienia.
Bi. . . bigos? aż zająknąłem się z wrażenia. Zatrzymany? Co to zna-
czy, proszÄ™ pana?
Na służbie nie jestem panem, tylko obywatelem groznie upomniał mnie
WÄ…sik.
Za co, obywatelu sierżancie, został zatrzymany? Co on takiego zrobił?
ręce opadły mi bezradnie.
A to właśnie chcemy wyjaśnić. Co on takiego zrobił?
Nic nie robi. . . Właśnie o to chodzi, że nic nie robi. Nie ma z niego żadne-
go pożytku poskarżyłem się Wąsikowi. Więc skoro już został zatrzymany,
trzymajcie go nadal z rezygnacją machnąłem ręką.
O, przepraszam obywatela oburzył się Wąsik. Jeśli jest niewinny, nie
ma prawa być zatrzymany. Obywatel żarty sobie stroi z władzy? Jan Bigos, syn
Antoniego Wąsik zajrzał do swego notatnika wpadł jak bomba na posteru-
nek o godzinie siódmej zero, zero. Następnie głosem wzburzonym złożył donie-
sienie, że w nocy zjawił się u was jakiś Annopulos, Grek z pochodzenia, u nas
nie meldowany. Ów Grek miaÅ‚ rzekomo zamknąć was w pokoju, po czym stukaÅ‚
i pukał we wszystkich pomieszczeniach. Rankiem odszedł bez śladu. Zgadza się?
Nie bardzo mruknÄ…Å‚em.
A więc Jan Bigos kłamał? ucieszył się Wąsik.
Nie kłamał zacząłem się plątać. Ten Annopulos był duchem, który. . .
Co takiego? Wąsik patrzył na mnie jak na wariata.
Zrozumiałem, że to człowiek bardzo serio. Zaprosiłem go do biblioteki, usie-
dliśmy w fotelach. Opowiedziałem mu dzień po dniu o moich wrażeniach z pobytu
w starym dworze. Wysłuchał mnie bardzo uważnie, zrobił sobie sporo notatek.
I nic nie zginęło? zapytał krótko. Albowiem był to, jak się okazało,
człowiek bardzo rzeczowy. Brakowało mu tylko poczucia humoru.
Podejrzewam, że tajemniczy złoczyńcy poszukują tu czegoś powiedzia-
łem. Czerski dokonał jakiegoś odkrycia, ale tajemnicę zabrał z sobą do grobu.
108
Oni wiedzą o tym więcej ode mnie i starają się tę tajemnicę zgłębić. Nawet do-
myślam się, kto należy do szajki złoczyńców.
Kto taki?
Wymieniłem nazwiska. Przecząco pokręcił głową:
Z góry mówię, że aresztowanie nic nie da. Po prostu nie przyznają się do
niczego i nie zdradzą, co wiedzą o tajemnicy. Trzeba będzie obmyślić jakiś inny
sposób na te ptaszki. A na razie zastanowił się chwilę zostawmy wszystko,
jak jest. Nie należy ich płoszyć. Być może obserwują ten dwór i zobaczyli, że tu
przyszedłem. Więc aby ich uspokoić, że milicja zlekceważyła wasze doniesienie,
wyjdę stąd głośno się zaśmiewając, wstąpię do sklepu gromadzkiego i bąknę, że
kierownik we dworze jest trochę stuknięty, bo wierzy w duchy. Oni się na pewno
o tym dowiedzą, to uśmierzy ich obawy i na całego ruszą do akcji. A my przemy-
ślimy, w jaki sposób się z nimi rozprawić.
Wstał z fotela, obciągnął na sobie pas. Notatnik schował do torby. Odprowa-
dziłem go aż do drzwi.
A tego Bigosa zaraz pan będzie miał we dworze rzekł na pożegnanie,
ściskając mi rękę. I niech go pan pouczy, że milicji trzeba składać oświadczenia
krótko i węzłowato.
Tak jest. Krótko i węzłowato wyprężyłem się służbiście.
Poszedł. Obserwowałem go przez okno. Szedł ścieżką przez park. W pewnej
chwili przystanął. Zastąpił mu drogę Janiak. Już ubrany, w kożuchu i w baraniej
czapce na głowie.
Janiak o coś zapytał sierżanta, widziałem, że Wąsik roześmiał się i wskazał
palcem dwór. Zapewne powiedział staremu, że kustosz jest wariatem, wywołuje
duchy i prowadzi pogawędki ze zjawami.
Z zadowoleniem zatarłem ręce. I choć spotkanie nasze zaczęło się tak niefor-
tunnie, to jednak teraz wierzyłem, że przy pomocy Wąsika wyprowadzimy w pole
tajemniczych złoczyńców.
W pół godziny pózniej zjawił się we dworze kolega Bigos. Przyszedł, jak gdy-
by nic mu się nie przytrafiło. Był tylko trochę markotny. W milczeniu odgrzał
sobie jajecznicę na kiełbasie.
Gdzie pan był tak długo? zapytałem go z głupia frant.
Na posterunku. Składałem wyjaśnienia. A oni pisali i pisali, i pisali. Dlate-
go to tak długo trwało.
I co? PrzeprowadzÄ… dochodzenie?
A czy ja wiem? Wyśmiali mnie mruknął Bigos. Powiedzieli, że ta-
kim, co wywołują duchy, różne rzeczy mogą się przytrafić. To nie są ludzie na
wysokim poziomie intelektualnym, panie kustoszu. Niech pan za bardzo nie liczy
na ich pomoc.
A ja myślałem, że pana zamknęli.
Mnie? A niby dlaczego? oburzył się Bigos.
109
Bo ma pan wygląd bardzo podejrzany. Te długie włosy, nie ogolona broda,
wzrok dziki, suknia plugawa. . .
E, pan kustosz zawsze swoje z niechęcią stwierdził Bigos. I zabrał się
do śniadania. Wyraznie chciał uniknąć dalszej rozmowy na temat swego pobytu
na posterunku MO w Janowie.
Potem zajęliśmy się opisem i inwentaryzacją obrazów, rozwieszonych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]