[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na żądanie.
- To już dobrze. Zjem z tobą kolację.
Megan poszła za Szafirem do altany umieszczonej przytulnie pod mauretańskim
sklepieniem, gdzie nakryto stół dla dwóch osób. Stały na nim talerzyki z różnymi wa-
rzywami, a młody mężczyzna, który prawdopodobnie przyjechał z Szafirem z miasta po-
dał dymiącą misę z potrawą, której Megan zupełnie nie znała.
- Co to jest?
- Bamia - gulasz ze świeżego piżmianu z jagnięcina w sosie pomidorowym.
- Brzmi smakowicie.
Megan nałożyła sobie porcję i zaczęła z przyjemnością ją pałaszować.
- Czy nie uważasz, że powinieneś mi wreszcie wyjawić, dlaczego mnie tu prze-
trzymujesz?
Szafir spojrzał na nią i milczał.
- Daj wreszcie spokój, Szafir. To już za długo trwa. Nie zasługuję na to, żeby wie-
dzieć?
R
L
T
Milczenie.
- To nie odpowiadaj. Ja będę mówić... powiem ci, co myślę. Miałam sporo czasu,
by się nad wszystkim zastanowić, gdy ciebie nie było.
Szafir przestał jeść i skupił na niej swoją uwagę.
- Ty nie masz zamiaru zrobić mi krzywdy.
- A skąd to przekonanie?
Megan wywróciła oczami, spoglądając na sufit.
- Niech wysławiony będzie Allach. Jego Wysokość przemówił.
- Nie bluznij - odparł, ale jego usta zmiękły i w oczach pojawiły się iskierki.
- Twoja służba mnie przekonała. Wszyscy zachowują się, jakbym była honorowym
gościem i spełniają wszystkie moje zachcianki.
Megan pomyślała o kobiecie, z którą Szafir miał się ożenić, żeby jego rodzina i ro-
dzina Jacques'a połączyły się. To małżeństwo zostało prawdopodobnie zaaranżowane, bo
jego służba nigdy tej kobiety nie widziała. Mogło to także oznaczać, że Szafir wcale jej
nie kochał. A to już prawdziwa tragedia.
- Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy, jest takie, że porwałeś mnie,
żeby wyciągnąć okup od Jacques'a.
- Czy to miałoby sens? Jestem członkiem rodziny królewskiej, a królewski skarbiec
jest pełen złota. Dlaczego miałbym porywać cię dla okupu?
- Może potrzebujesz pieniędzy na spłatę długów z hazardu i nie chcesz o tym po-
wiedzieć rodzinie.
Szafir spojrzał na nią z wściekłością w oczach. Megan zadrżała. Może powinna by-
ła trzymać buzię na kłódkę, bo równie dobrze on mógł być handlarzem bronią albo nar-
komanem.
- Nie potrzebuję pieniędzy, rozumiesz?!
Megan skinęła pospiesznie głową, nie mówiąc już ani słowa.
- No więc? - Spojrzał na nią groznie.
Co on miał na myśli, mówiąc  No więc"?
- Czy mogę poprosić jeszcze trochę? - Megan wskazała na potrawę.
- Oskarżasz mnie o... - Szafir aż się zająknął. - A teraz chcesz więcej jedzenia?!
R
L
T
Szafir zacisnął usta, jakby walczył z chęcią roześmiania się, a jego zrenice rozświe-
tliły się na jasnobrązowy kolor.
Megan odprężyła się. Czuła, że Szafir był jednak honorowym człowiekiem i nie
potrafiłby zarabiać pieniędzy na ludzkim nieszczęściu. Dalsza rozmowa potoczyła się o
jego ulubionej muzyce, ostatnio przeczytanych powieściach, o wystawie fotografii, którą
obydwoje widzieli. Gdy Szafir opowiadał, jego oczy błyszczały, gestykulował rękami, by
udowodnić jakąś tezę.
Zaczął fascynować Megan.
Był skomplikowaną mieszanką przeciwieństw, pozornie nie do pogodzenia - pu-
stynny szejk, z elegancją noszący garnitury od najlepszych projektantów, który jednak
lepiej wygląda w białych, tradycyjnych i powiewnych szatach.
Gdy Hanif przyniósł miedziany ekspres do kawy i filiżanki, Megan była już naje-
dzona i dziwnie... zadowolona. Choćby dlatego, że nie musiała udawać jego kochanki.
Po prostu się rozluzniła.
- Nie dam rady już nic w siebie wmusić - oświadczyła, gdy zobaczyła, że Hanif
przyniósł też półmisek z pokrojoną chałwą.
- Spróbuj jej. Jest pyszna.
- Wiem, ale jestem już tak napchana...
Szafir wziął w palce malutki kawałeczek i wsunął go sobie do ust.
- Mmm...
Patrząc, jak Szafir kosztuje słodycze, Megan zaczęła żałować, że mu odmówiła.
Książę, jakby czytając w jej myślach, wziął kawałeczek chałwy i uniósł do jej ust.
- Tylko mały kawałeczek.
Megan otwarła usta i chałwa roztopiła się na jej języku.
- Pyszna. - Megan chciała, żeby zabrzmiało to normalnie, ale zamiast tego powie-
działa to lekko ochrypłym i... seksownym głosem.
Seksownym głosem! O, Boże!
Przymknęła powieki z rozpaczy. Co ona najlepszego wyprawia?
- Czy zechciałabyś przejść się ze mną na spacer po ogrodach?
R
L
T
Megan otworzyła oczy. Dlaczego ją o to prosił? Czy uważał, że będzie łatwiej ją
uwieść przy zapadającym zmroku?
Megan nie mogła się nadziwić. Przecież byli sami w altanie i on nie zrobił nic w
tym kierunku, choć widział zapewne wyraz jej oczu, gdy smakowała tę przeklętą chałwę.
- Tak - odpowiedziała, mając nagle ochotę wydostać się z tego przytulnego miej-
sca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  • zny Roger Amber 03 Znak Jednorozca (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czas-shinobi.keep.pl