[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak łatwo nie zaśnie.
Narzuciła na koszulę nocną jedwabną podomkę i boso zeszła po schodach. Na pewno w kuchni Cade'a
znajdzie gorÄ…cÄ… czekoladÄ™, albo przynajmniej herbatÄ™.
Poszperawszy w szafkach, znalazła kakao o smaku amaretto. Otworzyła lodówkę, by poszukać w niej
mleka.
- Co tu siÄ™ dzieje?
Z piskiem przerażenia Tess cofnęła się i odwracając się, wpadła prosto na Cade'a.
- Myślałam, że to włamywacz - wyjąkała.
- Ja też tak myślałem - odparł cierpko.
Miał na sobie wyłącznie spodnie od dresu. Znajdował się tak blisko, że Tess czuła kuszący zapach,
będący połączeniem ziołowego mydła i ciepłej skóry. Dłonie miała oparte o jego tors; pod palcami
czuła twarde mięśnie i zrobiło jej się słabo z nadmiaru emocji.
- N-nie mogłam spać.
- Mnie się wydawało, że ktoś woła. To mnie właśnie obudziło.
80
SANDRA FIELD
- Miałam zły sen. Objął ją mocno.
- Mówiłem ci, że tu jesteś bezpieczna.
Jej serce nie chciało się uspokoić. Jest taki piękny, pomyślała bezradnie. Dlaczego nigdy dotąd nie
uświadamiała sobie, iż ciało mężczyzny tak uwodzicielsko potrafi podkreślać jej kobiecość?
- Do diaska, Tess, nie patrz tak na mnie.
- Co ty ze mną robisz? - wykrztusiła. - Przy tobie czuję się tak, jakbyś uwolnił mnie, bym mogła być
sobÄ…. A jednak ta kobieta to ktoÅ›, kogo wcale nie znam.
Cade nachylił się ku jej ustom. Zatopiła palce w jego włosach, przyciągając jego głowę jeszcze bliżej,
pragnąc więcej, więcej, więcej...
Zacisnęła dłonie na jego ramionach. Wez mnie, wez mnie, pomyślała i wiedziała, że jest gotowa na
podróż do tego nieznanego kraju. Z Cade'em. Tylko z Cade'em.
Och, jak bardzo jej pragnął. Musiał ją mieć. Zatracał się w niej. Tutaj. Teraz.
Gdzieś na samym dnie świadomości zamigotało czerwone światło ostrzegawcze. Jeszcze nigdy w
życiu nie czuł czegoś takiego. Jeszcze nigdy nie potrzebował kobiety tak desperacko, jak w tej chwili
Tess.
Znalazł w sobie siłę, by oderwać usta od jej ciała. Odezwał się głosem, który brzmiał, jakby należał do
kogoÅ› innego:
- Musimy przestać... Natychmiast.
Tess zadrżała i otworzyła zielone oczy, w których płonęło pożądanie.
RAZEM DOOKOAA ZWIATA
81
- Nie rozumiem - wyszeptała. - Co się stało? Jak mógł jej wytłumaczyć coś, czego sam do
końca nie rozumiał?
- To nie powinno się zdarzyć - oświadczył. - Rano oboje będziemy tego żałować.
Tess wyprostowała się.
- Nie chcę, byś przestał. Nie będę żałować, przyrzekam...
- Ale ja będę. Wzdrygnęła się.
- A więc to była tylko gra? - zapytała drżącym głosem.
- Nie!
- KÅ‚amiesz!
- Nie kłamię. Niektórych rzeczy nie da się udawać.
- W takim razie co siÄ™ dzieje? Nie rozumiem...
- To byłoby wykorzystanie... ciebie - odparł.
- Jak mógłbyś mnie wykorzystać, skoro powiedziałam, że mam na to ochotę?
Cade cofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok.
- Dobrze się bawisz, każąc kobietom błagać o twoją uwagę? O usługi seksualne? Jeśli tak, to nie
myliłam się co do ciebie. - Jej oczy rozszerzyły się. - Jest ktoś inny. Znalazłeś już inną kobietę.
Oczywiście, jak mogłam być tak głupia i nie domyślić się tego...
- Ja nie...
- Polecę jutro z tobą do Francji, ponieważ nie chcę rozczarować Dela - oświadczyła gniewnie. - Ale
trzymaj siÄ™ ode mnie z daleka. Inaczej pierwszym
82
SANDRA FIELD
samolotem wrócę na Malagash i to ty będziesz musiał tłumaczyć dlaczego.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni.
Cade westchnął głośno. Dobra robota, pomyślał. Wcześniej nie chciał się przyznać nawet przed sobą
do tego, że może jej potrzebować. Teraz ją odepchnął i boleśnie zranił jej uczucia.
Możliwe, że rankiem będzie musiał sprawdzić, czy w kawie nie ma arszeniku. Z tą mało pocieszającą
myślą udał się do łóżka.
ROZDZIAA ÓSMY
Na lotnisku Charlesa de Gaulle'a czekało już na nich auto wynajęte przez Cade'a: szkarłatne maserati.
Kolor namiętności, pomyślał. Kolor krwi.
Odkąd wyjechali rano na lotnisko, gdzie czekał prywatny odrzutowiec Cade'a, Tess zachowywała
lodowate milczenie. W trakcie lotu nad Atlantykiem spała, a teraz zupełnie go ignorowała.
Siedemdziesiąt kilometrów, jakie dzieliło Paryż od zamku, pokonał w rekordowym czasie. Kiedy
przez imponującą bramę z kutego żelaza wjechał na długi podjazd, rzekł:
- Witamy w chateaux de Chevalier.
- Dziękuję - odparła chłodno Tess.
Pełna była determinacji, by niczym się nie zachwycać. Ale kiedy samochód minął gęsty zagajnik,
otwierający się na starannie utrzymane ogrody, zobaczyła chateaux i wydała mimowolny okrzyk
zachwytu. Jego renesansowe wieżyczki i okna lśniły we wczesnowieczornym słońcu.
- Po naszej lewej stronie znajdują się klify, w których wiele pokoleń temu wydrążono jaskinie, gdzie
przechowuje się wino - wyjaśnił Cade. - Winnice rozciągają się za chateaux. Zjawiliśmy się tu w dob-
rym momencie. Niektóre wczesne odmiany są już
84
SANDRA FIELD
gotowe do zbiorów, inne czekają na pierwszy przymrozek... Możesz się przebrać w coś mniej formal-'
nego, oprowadzę cię. Nie było mnie tutaj już dwa miesiące, mam więc sporo zaległości.
Nastał wieczór. Tess, zmęczona nieco wycieczką po winnicy, udała się za Cade'em na dziedziniec.
Między koronami drzew widać było księżyc w pełni.
- Nie poruszyliśmy jeszcze marketingowego aspektu winnicy.
- Zajmiemy siÄ™ tym jutro rano. To nauka sama w sobie.
- Tylko nie pozwól mi jutro tak dużo degustować. Mam słabą głowę.
We włosach Cade'a błąkało się światło księżyca.
- Chciałbym, abyśmy przed kolacją przeszli się jeszcze między rzędami winorośli.
Tess pomyślała z zaskoczeniem, że zaczyna go lubić. Poza tym imponowała jej jego wiedza, podobał
siÄ™ szacunek, jakim darzyli go pracownicy.
- Wolę być tutaj niż w bibliotece na wyspie Malagesh - rzekła impulsywnie.
Cade zatrzymał się w pół kroku.
- Niezmiennie potrafisz mnie zaskakiwać.
- Założę się, że Sharon nigdy cię niczym nie zaskoczyła.
- Ani razu.
Wspięli się na niewielkie wzgórze za chateaux. Jego zbocze porastały winorośle, ciężkie od dojrza-
łych owoców.
RAZEM DOOKOAA ZWIATA
85
- Te rzędy to Sancerre - powiedział Cade. - Tam rośnie odmiana Bourgueil.
- Czy to uprzejmy sposób na powiedzenie mi, bym pilnowała własnych spraw?
- Nie zaangażuję się ponownie w związek z Sharon.
Zaangażować, pomyślała Tess, co za okropne słowo.
- Jesteś zaangażowany w związek z kimś innym?
- A to co, przesłuchanie?
- Proste pytanie - odparła, mając nadzieję, że Cade nie słyszy głośnego walenia jej serca.
- Nie, jeszcze nie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]