[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to kiedy indziej zrobisz sobie. na razie o wernisażu. i to szybko, bo sie numer zamyka. a
o tamtej sprawie to sobie machniesz kiedy indziej. idz do pokoju, bo tam czeka jakiś facet na
ciebie.
Cicho otwieram drzwi, ale ten oczekujący słyszy to wyczulonym słuchem i błyskawicznie
się odwraca w moją stronę.
to jest taka towarzyska rozmowa. ale od tego cała sprawa zależy. to jest, nie to chciałem
powiedzieć. z troską podchodzimy. interesujemy sie różnymi sprawami po prostu. niedługo
to kolegium, tak? teraz są ostre kary. mieszkania pan przecież nie ma.
no nie mam.
kochany, na pewno pan będzie miał. wcześniej albo pózniej, a ten klasztor...
już mnie wypierdolili stamtąd.
wiemy. chciał pan wprowadzić pewną kobietę za klauzurę i złapali pana. ale że pan sie
zdecydował na takie miejsce zamieszkania... że tak powiem, sprzeczne z naszymi aktualny-
mi...
ale to oni mi dali mieszkanie u siebie.
i odebrali. a nie wie pan, dlaczego dali? jaki pan dziecinny. przecież wiadomo, jaki mieli
w tym cel.
nie odebraliby. gdyby nie ta pani. ona chciała zobaczyć, jak mieszkam. czy to ja jej
chciałem pokazać. coś w tym rodzaju żeńskim w każdym razie.
mieszkanie będzie pan miał wcześniej albo pózniej.
nie mam szmalu na spółdzielnie.
no widzi pan? a jak jeszcze dymną panu na kolegium najwyższą grzywnę? może nawet
areszt? a pieniążki pan lubi wydawać. na bazarze pan był. takie ceny tam teraz.
przecie pan wie, że nic nie kupowałem. tam chodzi taki jeden mały realista i myślałem,
że go spotkam.
ale mógłby pan coś kupić, tak. tu sie niewygodnie rozmawia. może sie spotkamy w in-
nym miejscu. gdzieś za pare dni, na przykład w kawiarni.
Wychodzę na korytarz i otwieram drzwi do innego pokoju. Potem wracam do szóstki z
gońcem i mówię mu, to jest właśnie pan kolega, przyniósł dwa poematy do oceny; jeszcze
nie drukował, ale bardzo obiecujący jest. może sie nim zajmiesz, bo ja nie mam teraz czasu;
muszę zasuwać do tej fabryki na reportaż. tylko nie bądz za surowy zostawiam ich obu i
szybko zamykam za sobą drzwi.
44
Widziano go na rondzie przy alei Pokoju, w pobliżu zakładów Szadkowskiego. Właśnie
pełniący służbę funkcjonariusz zatrzymał nieprzepisowo poruszający się pojazd, typu samo-
chód osobowy fiat. On stał obok i przysłuchiwał się rozmowie.
Za kierownicą siedział młody chłopak i bez przerwy mówił do zmęczonego milicjanta o
twarzy zmiętej jak gazeta popołudniowa.
to trzy paczki pęknie.
proszę pana, więc ja tego, jade, pan mnie zatrzymuje, a ja sie zupełnie nie spodziewa-
łem, bo właśnie poprzednio na skrzyżowaniu stoje na światłach, tu wyjeżdża warszawa...
dwie stówy.
wysiadł mi silnik i musiałem naprawiać, niech pan zobaczy, jakie mam całe ręce usma-
rowane; nie wiadomo, jak to teraz domyć; w ogóle ja studentem jeszcze jestem i niedawno,
jak jechałem, pamiętam, że mi sie benzyna skończyła; do narzeczonej, wtedy mieszkałem;
więc stoję na tej szosie, pusto, deszcz leje, nic nie widać, żadnego samochodu... zawierucha...
stówa.
ja student jestem, wie pan, szmalu całkiem nie mam, a jeszcze ten samochód; ile to zże-
ra; pięć dych jakby, dobrze będzie?
Widziano go w świetlicy zakładów Szadkowskiego; siedział z boku przy stoliku, przyglą-
dał się temu, co się działo, i pisał tekst w niebieskim zeszycie. Tekst był następujący:
W sali konferencyjnej zakładów Szadkowskiego krzątali się różni mężczyzni, przeważnie
brodaci, i zawieszali na drucikach obrazy w przepięknych ramach. I tak, i siak; cofali się parę
kroków, oglądając całość. Z przekrzywieniem głowy. Paru robotników też się zeszło; stali z
boku, przyglądając się z upodobaniem.
a wezcie obrazy tego artysty, co miał tu wcześniej wystawę, tego batrucha, i teraz na-
szych. tylko wezcie i poprzyrównywajcie. tamta kobita u niego. niby nazywa się w stanie
błogosławionym. to jakaś aureola powinna być, jakieś coś, a dopiero postać.
może sobie pani teraz przyrównać. Obrazy na zakładzie i to. z tamtego nic nie kapuje.
powinni to z jakimiś objaśnieniami powiesić. czy jak.
ta kobieta w ciąży. kamień jaki trzymała pomiędzy nogami? sama nie wiem. bez tła ko-
lorystycznego wszystko wyszło.
Malarze mocowali na drucikach swoje Trojki, Górskie potoki, Potoki zimą, Kościółek
drewniany. Portret chłopca, Portret dziewczyny. Nawet jeden akt się znalazł plecy kobiety.
co ona taka gruszka? i czemu od tyłu wzięta?
jaka gruszka? kobieta ma taką anatomikę. pooglądaj sobie swoją babe. to będziesz wie-
dział.
jej tło czerwonawe. wygląda jakby dopiero co wracała z kąpieli. żeby czystość zzyskać.
a kobieta w ciąży to błogosławiona jest. a nie jakaś pokraka.
ten potok to byś dał na górę, babkę wyżej, pod sukiennicami koło wschodu słońca. a ko-
niowi trzeba by grzywę wypuścić. albo go skrócić. baba jest jak najbardziej na miejscu.
ja bym tych artystów tu sprowadził i im pokazał, jak sie maluje. chybaby sie tu wstydzili
wejść.
e, no nie. tak to oni też potrafią. w okresie akademickim tak malują.
potrafią, potrafią. to niech tu przyjdą i pokażą, co potrafią.
Na ten wernisaż u Szadkowskiego to się dyrektor nie chciał najpierw zgodzić, ale w końcu
się zgodził, tyle że na czas przygotowań wziął urlop. Autor scenariusza przepięknie opisał
całą imprezę w zaproszeniu. Z okazji wielkich świąt ludzie się odwiedzają, składają sobie
życzenia... Taką uroczystą wizytę złożą w trzydziestą rocznicę zakończenia II wojny świato-
wej krakowscy Artyści Załodze Zakładów im. St. Szadkowskiego. I nie przyjdą z pustymi
rękami: do fabryki zawita ich twórczość. Obrazy, rzezby i grafika opuszczą w tym dniu zaci-
45
sze muzeum i pracownie twórców, by wejść do hal produkcyjnych, pomiędzy marzymy i na-
rzędzia, by znalezć się w środowisku pracy, w atmosferze wielkiego przemysłu, którego są
estetycznym i ideowym humanistycznym wyrazem. Nie chcemy wcale, aby sztuka była
tylko dodatkiem do życia, jego luksusową ozdobą chcemy, aby wyrażała i współtworzyła
naszą rzeczywistość. A więc również rzeczywistość fabryki. Jej wszyta będzie pierwszą w
Polsce na taką skalę .próbą przełamania sztucznego dystansu między życiem przemysłu a.
życiem artystycznym.
Bardzo to było trafnie ujęte i jak gdyby skądś znajome i nawet wszystkich przekonywało,
ale dyrektor wziął urlop, bo wolał nie oglądać tego co się zaczęło dziać w fabryce. I robotni-
cy też nie mogli się nadziwić, ale wszyscy urlopów wziąć nie mogli, więc tylko przyglądali
się z podziwem. Fabryka, bez przepustki człowiek sie nie ruszy, a pełno obcych. Od razu
można rozpoznać. Jak z brodą, to plastyk. Albo przynajmniej długie włosy. Poszarpane ubra-
nie.
Ten w czapce to ze złomu ma coś sklecić. Jakąś rzezbe. Kurde flak! Ze złomu!
Taki wydział montażowy. Ogromne rusztowanie. Ci, tam na górze, co się tak uwijają z
farbami, to Buczyńska i Gabrysiak.
podobnież całą ścianę mają zamalować?
całą.
a panie, powiedz mi pan, on to będzie malował, czy pistoletem.
częściowo pistoletem.
pistoletem. to ja widziałem film taki , anioł michał, on tak samo malował, tylko że ręcz-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]