[ Pobierz całość w formacie PDF ]

transpastalową szybę wzmocnionej kopuły, wieńczącej wieżę kontroli lotów, można było
obserwować przebieg walki. Na planecie zdążyło wylądować kilka nowych oddziałów
szturmowców z zadaniem osłaniania grupy atakującej fabrykę.
Vonnda Ra pracowała przy jednym z komputerowych terminali, zajęta śledzeniem
obrazów, przekazywanych przez kamery rozmieszczone w różnych punktach zakładów. W
pewnej chwili wydała pełen zdumienia i triumfu okrzyk.
- Ach, chyba ich znalazłam - powiedziała. - Tych zbrodniarzy, którzy obsługiwali
działa, rozmieszczone na obrzeżach... Idą teraz korytarzem. Chyba podążają... Ach! Kierują
się do naszej wieży. Mania wielkości. To może się okazać nawet całkiem szczęśliwym
zbiegiem okoliczności.
- Kto idzie do wieży? - zapytał Zekk.
- Ależ oczywiście, że ci smarkacze Jedi - odparła cierpko Siostra Nocy. - Czyżbyś
zapomniał o drugim ważnym celu naszej wyprawy?
Zekk pomyślał o Jacenie, Jainie i ich przyjaciołach.
- Nie, wcale nie zapomniałem - burknął. Mimo to nie chciał stawiać czoła blizniętom
tu, w obecności okrutnej i podstępnej Tamith Kai. Pomyślał, że to powinna być jego osobista
sprawa; konsekwencja wyboru, jakiego dokonał w przeszłości. - Przechwycimy ich po
drodze. Urządzimy zasadzkę. Czy możesz powiedzieć mi, gdzie znajdują się w tej chwili?
- Bez problemu - oświadczyła Vonnda Ra.
Wykorzystując do końca fakt, że został mianowany dowódcą wyprawy, Zekk obrócił
się do podwładnych, po czym zaczął wydawać krótkie, zwięzłe rozkazy.
- Tamith Kai, zostaniesz w wieży i nadal będziesz czuwała nad bezpieczeństwem misji
-zaczął. -Naszym najważniejszym zadaniem jest zdobycie skomputeryzowanych
podzespołów, na których tak zależy Drugiemu Imperium. Ty - kiwnął głową w kierunku
szturmowca - pozostaniesz także w wieży i będziesz pełnił funkcję strażnika. Vonnda Ra i ja
rozprawimy się z młodymi rycerzami Jedi.
Tamith Kai spojrzała spode łba. Nie nawykła, by ktokolwiek jej rozkazywał.
Młodzieniec odwrócił się jednak ku niej, aż zawirowały poły jego czarnej peleryny.
- Czy zastosowanie się do tego polecenia przekracza twoje możliwości, Tamith Kai? -
zapytał.
- Oczywiście, że nie - prychnęła pogardliwie Siostra Nocy. - A twoje? Upewnij się
tylko, żeby usunąć z drogi tych smarkaczy Jedi.
Kiedy szturmowiec ponownie usunął blokadę zamka opancerzonych drzwi wieży,
Vonnda Ra przekroczyła próg tuż za Zekkiem. Oboje wyszli na korytarz, nie przejmując się,
że muszą przeskoczyć przez rozciągnięte na posadzce, nieruchome ciała zabitych techników.
Podążyli na spotkanie z byłymi przyjaciółmi Najciemniejszego Rycerza.
Jacen spieszył się, jak mógł, idąc ramię w ramię obok Lowie-go i Sirry. W
wewnętrznych korytarzach fabryki unosiły się kłęby gryzącego dymu. Panował nieopisany
harmider, a na posadzce walały się różne śmieci. Umieszczone w suficie panele jarzeniowe
migotały, raz po raz to rozjaśniając się, to znów gasnąc, w zależności od poboru energii
zużywanej przez obrońców do odparcia ataku.
Jacen i Lowie wyciągnęli świetlne miecze i trzymali w pogotowiu ogniste klingi,
gotowi do akcji. Teneł Ka podniosła leżący w kącie metalowy pręt, zapewne część
uszkodzonej podczas ataku rury, która stanowiła kiedyś fragment rurociągu biegnącego pod
sufitem. Podążała za trójką przyjaciół, stanowiąc coś w rodzaju tylnej straży. Trzymała pręt
jak włócznię, licząc, że może dostrzeże jakiś cel, do którego będzie mogła rzucić.
Kiedy Lowie i Sirra skręcili za róg korytarza, Jacen pomyślał, że chyba poznaje drogę
wiodącą do wieży ośrodka kontroli lotów, którą niedawno przebyli w towarzystwie androida-
przewodnika. Nagle idący przodem Lowie wydał pełen zaskoczenia ryk. Po sekundzie to
samo uczyniła zaniepokojona Sirra. Tenel Ka uchwyciła mocniej długą metalową rurkę.
- Hej, to przecież Zekk! - zawołał Jacen. Przystanął tak nagle, że omal się nie
poślizgnął.
Na korytarzu przed nimi, jakby czekając na ich przybycie, stał ciemnowłosy
włóczęga, który przez wiele lat był przyjacielem blizniąt... i który zabrał ich kiedyś na
wyprawę po mrocznych korytarzach i opustoszałych pomieszczeniach podziemi Coruscant.
Teraz jednak ten niegdyś obdarty i umorusany chłopak miał na sobie drogocenny skórzany
pancerz, okryty czarną peleryną, obszytą szkarłatną lamówką... i trzymał rękojeść świetlnego
miecza, z której wystawała świetlista purpurowa klinga. Wyglądał złowieszczo.
Tenel Ka, dostrzegłszy Zekka, skierowała koniec metalowej włóczni w jego stronę. W
nagłym przebłysku pamięć Jacena podsunęła chłopcu wspomnienie pierwszego spotkania
wojowniczki z Zekkiem. Kiedy młodzieniec zeskoczył, zamierzając sprawić im
niespodziankę, Tenel Ka zdumiewająco szybko owinęła jego ciało wytrzymałą linką i
związała, zanim chłopak zdążył odskoczyć.
Teraz jednak dziewczyna miała tylko jedną rękę. Nie zdecydowała się na odrzucenie
długiego pręta i wyciągnięcie linki czy schwycenie rękojeści świetlnego miecza.
W pierwszej chwili na twarzy Zekka pojawił się radosny uśmiech, pózniej jednak w
jego szeroko otwartych oczach odmalowało się zmieszanie.
- Jacenie - odezwał się odziany na czarno młodzieniec. - Ja...
Tenel Ka spiorunowała spojrzeniem Siostrę Nocy, a pózniej odezwała się niskim
tonem, w którym czaiła się ukryta grozba:
- Wiem, jak się nazywasz, Vonndo Ra. Widziałam, jak starałaś się zwieść
wojowniczki z Dathomiry, należące do klanu kobiet ze Zpiewającej Góry. W obozie,
urządzonym na dnie wielkiego kanionu, wybrałaś mnie jako przyszłą uczennicę Akademii
Ciemnej Strony. Ja jednak przechytrzyłam cię i pokonałam, by uwolnić przetrzymywanych
tam przyjaciół. Teraz także cię pokonam.
Silnie umięśniona wiedzma z Dathomiry wyciągnęła przed siebie ręce i zgięła palce w
ten sposób, że upodobniły się do szponów.
- Nie tym razem, smarkacze Jedi! - rzekła. - Z przyjemnością was unicestwię.
Jacen usłyszał, jak w powietrzu zaczyna skwierczeć energia ciemnej strony Mocy.
Uniósł rękojeść świetlnego miecza i przygotował się do obrony. Na końcach palców Vonndy
Ra pojawiły się migotliwe jasnobłękitne błyskawice, które po kilku chwilach otoczyły jej
ciało, a nawet rozbłysnęły w głębi mrocznych oczu.
Przygotowując się do rzucenia ognistych błyskawic, złowieszcza kobieta zgięła dłonie
w przegubach... ale Zekk pchnął ją ramieniem w ten sposób, że zatoczyła się pod ścianę. Nie
wyrządzając nikomu żadnej krzywdy, błyskawice ciemnej mocy jak cieniste płomienie
przeleciały obok głów przyjaciół, po czym wypaliły ciemne dziury w ścianie korytarza.
Vonnda Ra spiorunowała spojrzeniem Zekka, który jednak warknął, zwracając się do
wiedzmy:
- To ja mam się z nimi rozprawić! Ja tu rozkazuję!
Nagle z przeciwległego końca korytarza dobiegł głośny łomot ciężkich butów. Po
chwili pojawił się tam oddział imperialnych szturmowców. Jacen uniósł głowę i popatrzył na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl