[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dyżurnego ruchu, pana Całuska, który stał się naraz piękny. Do twarzy mu było z tymi
zmarszczkami wokół ust i z tymi odrobinę krzywymi nogami. Zrozumiałem, że pan
dyżurny ruchu posiada dla kobiet nieodparty czar.
Wie pan, w jaki sposób maluję to morze z widokówki? spytał maszynista.
Ten dekiel, na którym maluję, wkładam w imadło, przypinam do deski kreślarskiej
widokówkę i maluję. Ale mam jakoś dziwną rękę, wciąż jeszcze nie mogę oddać tych
prawdziwych fal, tego rozmachu morza, co jest na widokówce.
Wie pan co, panie Książę? powiedział dyżurny ruchu, pan Całusek.
Niech pan tę widokówkę także umieści w imadle. Tuż obok dekla... A potem niech
pan wezmie pędzel i niech pan nad tymi falami robi o tak, o tak niech pan robi
pędzelkiem nad falami, tak długo, aż wejdzie to panu w rękę, a potem niech pan robi te
fale coraz większe i większe, a kiedy będą takie, jakich panu potrzeba, niech pan od
razu maluje...
O rany, człowieku, ależ pan ma pomysły? Maszynista nie wychodził ze
zdumienia.
Wbiegłem do kancelarii dyżurnego ruchu, dzwonił telefon, słyszałem głos pana
zawiadowcy: udawał, że wymyśla rysiom polskim, wszystkie gołębie znajdowały się
teraz wraz z nim w gołębniku... Przyszło mi nagle do głowy, że dobrze by było ukryć
się w gołębniku i przez jakąś szparkę podglądać, co też pan zawiadowca z gołębiami
wyrabia? Miałem wrażenie, że te gołębie śmieją się nawet, że pan zawiadowca im
wymyśla, że jest nawet gotów wziąć niesfornego gołąbka na kolano i sprać mu tyłek...
Trzymałem przy uchu bakelitową słuchawkę i patrzyłem na peron, gdzie stali w słońcu
mężczyzni, maszynista pochylił się właśnie i szeptał coś do ucha panu dyżurnemu
ruchu, ale kiedy spojrzałem również w bok, na wagony służące do transportu węgla,
przestraszyłem się. Z wagonu sterczały bydlęce rogi i wychylało się kilka łbów
zwracając na peron oczy, były to wielkie krowie oczy, pełne ciekawości i smutku.
Niemal każdy wagon miał podłogę przedziurawioną kopytami i z otworów tych
sterczały krowie nogi, odarte ze skóry, nieruchome, zsiniałe... Nie lubiłem tego, nie
znosiłem po prostu, kiedy wiezli wygłodniałe cielęta i pociąg stał na mojej stacji,
przez uchylone drzwi wagonu podawałem im przynajmniej palce, aby choć na chwilę
zastąpiły im wymiona, nie, tego bardzo nie lubiłem... ani tych wózków z kozlętami,
Strona 18
Bohumil Hrabal Pociągi pod specjalnym nadzorem
kiedy zwozili je rzeznicy, z nóżkami tak mocno spętanymi powrozem, że martwiały,
nie znosiłem tego, och, jak bardzo nie znosiłem, ani kiedy podczas mrozów
przewożono do praskich jatek prosięta w otwartych piętrowych wagonach, prosięta
przytulone do siebie główkami, prosięta, które bały się poruszyć, aby wraz tym
jednym jedynym ruchem nie utracić ostatniej odrobiny ciepła, prosiątka o zziębniętych
nóżkach, o porcelanowych kopytkach! Ach, tego naprawdę nigdy nie lubiłem! Ani
kiedy wieziono je w parne dni lata bez kropli wody aż gdzieś z Węgier, cały pociąg
prosiąt o otwartych ryjkach, tak otwartych z pragnienia jak dziobek umierającego z
pragnienia ptaka...
Wybiegłem z kancelarii dyżurnego ruchu.
Skąd ten ładunek? spytałem kierownika pociągu.
Z frontu, bydło jest już w drodze dziesiąty dzień... Machnął ręką.
Wskoczyłem na platformę wagonu i spojrzałem w dół.
Cała ta trzoda chora była na nosaciznę, kilka sztuk padło, jednej z krów wisiało
pod ogonem martwe rozkładające się cielę... wszędzie tylko straszne pary oczu
pełnych cichego wyrzutu, znużonych oczu, nad którymi załamałem ręce. Cały pociąg
zwierzęcych oczu pełnych wyrzutu.
Ci Niemcy to świnie! krzyknąłem.
Kierownik pociągu machnął ręką i zawołał:
Zwinie to jeszcze za mało. Tam na końcu trzy ostatnie wagony pełne są
niemal już padłych owiec... jedne drugim wyskubały z głodu wełnę.
Mamy już parę powiedział maszynista i dodał cicho: Słyszeliście:
Wczorajszej nocy partyzanci wysadzili w powietrze transport pod specjalnym
nadzorem niedaleko Jihlawy. Zrobili to tak zręcznie, że runął cały do przepaści, a
drugi ładunek zwalił jeszcze na pociąg przęsła mostu.
Wspiął się na maszynę i pociągnął za rękojeść, pociąg towarowy ruszył ciągnąc
wagony, z których sterczały krowie nogi i oczy, wagony, z których u dołu wystawały
pogruchotane nogi, odarte i zakopcone od podkładów. A za spichlerzem, za
liwerpulem, stały u rampy dwa podstawione wagony, które rano przyciągnął pociąg
zbiorowy, zwany u nas rakietą", wagony przeznaczone dla praskich jatek.
Następnie przejechały dwa transporty wojskowe pod specjalnym nadzorem:
same czołgi, same tygrysy", każdy pociąg z dowódcą w parowozie, z pewnością w
następstwie udanej akcji partyzantów pod Jihlawą.
Od wsi poganiacze prowadzili bydło, opierającym się krasulom łamali ogony.
Jedna spośród krów położyła się z rozpaczy na drodze; wyrostki wetknęły jej pod
ogon wiecheć słomy i podpaliły. Potem z folwarku wyjechał wóz; konie z wysiłkiem
napinały postronki, ponieważ z tyłu przywiązano byka: miał pokaleczone kolana
i rozdarte nozdrza, bo wyrwał sobie kółko z nosa. Teraz uwiązano go za rogi do wozu,
który go ciągnął. Zbyt pózno chyba zrozumiał, że dziewczyna wyprowadziła go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]