[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ju\ wtedy, kiedy zachodziłem do biura pana Quarendona, zadawałem sobie pytanie, co
pani tam robi? Wydawałoby się, \e taka dziewczyna powinna marzyć o tym, \eby zostać
gwiazdą filmową albo najwspanialszą modelką Wielkiej Brytanii& chcę powiedzieć, \e
dziewczyna o takich danych od Boga warunkach, marzy zwykle o tego rodzaju karierze i
sławie.
Nie, ja& Być aktorką czy modelką to takie samo piekło, albo gorsze Grace
spowa\niała nagle i równie szybko twarz jej wypogodziła się. Cieszę się, \e jednak
zauwa\ył mnie pan wtedy. Zdawało mi się, \e mnie pan w ogóle nie widzi. Oczywiście, był
pan najznakomitszym autorem QUARENDON PRESS, a ja byłam nikim, ale&
dokończyła spuszczając oczy inni nasi autorzy i panowie odwiedzający pana Quarendona
w biurze, dawali mi a\ zbyt wiele dowodów, \e mnie dostrzegają& Powiedziała to
powa\nie, ale nagle roześmiała się Mo\e dlatego tyle o panu myślałam wtedy i utkwił mi
pan w pamięci. Cieszę się, \e znów pana spotykam! Nagle klasnęła w dłonie Bo\e! Ju\
pewnie ósma, a ja jeszcze muszę wbiec na wie\ę i zamknąć tę przeklętą klapę. Nadchodzi
burza i woda zaleje całe schody, je\eli tego nie zrobię, a Frank jest zajęty i myśli tylko o tym
konkursie. Czy zaczeka pan na mnie? Wrócę tu za dwie minuty! Ruszyła ku drzwiom.
Nie musi pani tam iść powiedział Joe. Przyszło mi do głowy to samo, co pani, i
przed chwilą, schodząc z wie\y zamknąłem tę klapę.
Jest pan tego pewien?
Absolutnie! Mo\emy spokojnie zejść& zerknął na zegarek Mamy jeszcze trzy
minuty. Będziemy na czas. Czy ta zabawa zacznie się od razu?
Nie. Najpierw będziemy w sieni świadkami odejścia wszystkich postronnych osób,
pózniej opuścimy wielką kratę nad bramą i od tej chwili nikt nie będzie miał tu dostępu.
Wszystkie okna zamku są okratowane, a przez furtę w bramie prowadzi jedyne wejście&
Pózniej przejdziemy do jadalni i tam odbędzie się mała ceremonia z szampanem na cześć
Amandy. I dopiero potem goście tego zamku będą próbowali odszukać Białą Damę. Pan
Quarendon ufundował nagrodę dla tego, kto odnajdzie ją w najkrótszym czasie&
W takim razie będziemy współzawodnikami& Joe odsunął się i ręką wskazał jej
uchylone drzwi. Ale Grace Mapleton nie poruszyła się.
Nie będziemy współzawodnikami, bo ja jej nie będę szukała. Będą szukali mnie. Czy
nie widzi pan? To ja jestem Białą Damą i przesunęła dłońmi po swej obcisłej, białej sukni.
W takim razie, mo\e spotkamy się dzisiaj jeszcze raz? Je\eli znajdę panią, oczywiście
powiedział Joe wesoło.
Tak powiedziała Grace cichym, gardłowym głosem. .: Ale czy znajdzie mnie pan
kiedykolwiek?
I przesunęła się lekko tu\ obok niego, mijając próg.
XIV
GDYś UMIE PRZEMKN PRZEZ MURY I KRATY
ZLADU śADNEGO NIE POZOSTAWIAJC
Aańcuchy z głośnym szczękiem odwijały się z kołowrotów powoli obracanych przez
Franka Tylera i doktora Harcrofta. Potę\na, stalowa krata spływała powoli spod stropu sieni i
wreszcie z donośnym szczękiem osiadła w głębokim wy\łobieniu nierównej kamiennej
posadzki.
Frank wypuścił z rąk ramię kołowrotu i odwrócił się ku grupce przyglądających mu się
osób.
Wspaniały mechanizm! powiedział z cichą satysfakcją. Wydawałoby się, \e
potrzeba stu ludzi, \eby to podnieść albo opuścić, a tymczasem ta machina działa tak od setek
lat.
Pochylił się i podniósł le\ący pod ścianą cię\ki aparat fotograficzny.
Pierwsze zdjęcie grupowe do pamiątkowego albumu QUARENDON PRESS!
obwieścił tryumfalnie Przejdzcie państwo pod kratę i skupcie się w najwspanialszą
gromadkę znawców mrocznych i straszliwych tajemnic, jaką widział nasz kraj!
Cofnął się a\ pod ścianę korytarza i czekał, przyglądając się im, gdy z wolna, jak gdyby
nieśmiało, zaczęli ustawiać się obok siebie.
& osiem& dziewięć& dziesięć& jedenaście., nie licząc mojej skromnej osoby&
Będzie dzisiejszej nocy w tym zamku dwanaście osób, całkowicie odciętych od świata!
Trzynaście powiedział jakiś spokojny, rzeczowy głos.
Co? Frank uniósł rękę i ponownie przeliczył ich unosząc i opuszczając rytmicznie
wskazujący palec. Jedenaście, a wraz ze mną pełen tuzin& Czy\bym o kimś zapomniał?
O Ewie De Vere, która ciągle jeszcze tu jest, chocia\ na razie nie zdradza ochoty do
wspólnego zdjęcia, mo\e dlatego, \e za jej czasów nie było aparatów fotograficznych. Ale nie
radziłbym zapominać o niej lekkomyślnie. Jordan Kedge zwrócił się ku stojącej obok niego
Alexandry Wardell Prawda, proszę pani?
Na twarzy jego nie było cienia uśmiechu.
: Ma pan absolutną słuszność ? powiedziała pani Wardell. Jest w pana słowach
więcej prawdy ni\ pan .podejrzewa. I zwróciła się w stronę Franka Tylera, który szybko
uniósł aparat.
Kto mo\e niech się uśmiechnie! zawołał. Błysnął mocny flesz, Tyler opuścił aparat
na pierś Dziękuję! Amando, jesteś tej nocy panią tego zamku. Rozpoczynaj!
Amanda oderwała się od grupki.
Proszę wszystkich tu zebranych do jadalni, chocia\ to nie ja będę pełniła honory domu,
ale pan Melwin Quarendon, któremu zaraz oddam głos.
Ruszyli korytarzem w stronę jadalni, gdzie przemknął przed nimi Frank Tylen _
Czy wiesz, co teraz będzie? zapytał przyciszonym głosem Parker, kiedy przekraczali
próg jadalni, w której wielki stół przesunięto pod ścianę tworząc wiele miejsca pośrodku sali.
Mniej więcej.
Joe nieznacznie wzruszył ramionami. Potrząsnął głową, jak gdyby chcąc odpędzić natrętną
myśl. Ciągle miał przed oczyma gładko opalone ramiona i smukłą szyję Grace Mapleton.
Czy znajdzie mnie pan kiedykolwiek? Ciepły, niski, gardłowy głos.
Mimo woli poszukał jej oczyma. Pochylona układała na małym, bocznym stoliku długie,
białe koperty. Amanda w ciemno czerwonej sukni z rękawami zakończonymi białą koronką,
stała obok niej z rękami zało\onymi na piersi.
Panie i panowie! powiedział głośno Frank Tyler występując ku przodowi
Chciałbym& ,
Nie dokończył zdania, gdy\ w tej samej chwili głęboki, odległy głos gromu wstrząsnął
zamkiem. Przez zasłony w oknach przebił się blask błyskawicy, światła w sali zamigotały i
przygasły na chwilę, ale natychmiast zapłonęły znowu.
Takiej scenerii nikt z \yjących nie mógłby wymyślić! zawołał Frank. śywioły są
po stronie naszego skromnego turnieju! Ale zanim oddam głos naszemu drogiemu wydawcy,
człowiekowi, który wyczarował dla nas ten wieczór, chciałbym upewnić wszystkich, \e
zamek ma własne zasilanie i nie gro\ą nam ciemności, nawet je\eli \ywioły przerwą dopływ
prądu ze wsi. A teraz głos zabierze pan Melwin Quarendon!
Wykonał szeroki ruch ręką i cofnął się pod ścianę. Nastała zupełna cisza i wówczas stojący
usłyszeli rosnący szum za oknami. Szyby zadzwoniły cicho. Pierwszy, potę\ny podmuch
wiatru uderzył w zamek i ucichł. Ale szum narastał dalej. Gnane wichrem morze ruszyło do
odwiecznego szturmu na skałę, z której wyrastał Wilczy Ząb.
Pan Melwin Quarendon wyszedł na środek sali, trzymając w ręce niewielkie, złociste
pudełko, na którym migotały wprawione w pokrywę drogie kamienie.
Mili moi, wy, pisarze, którzy zaszczycacie przyjaznią QUARENDON PRESS i wy,
drodzy goście, którzy łaskawie zechcieliście tu przybyć na naszą małą uroczystość, pragnę
wam wszystkim powiedzieć, \e to nie ja wyczarowałem ten wieczór, ale zawdzięczamy go
naszej drogiej, młodej& (chciałem powiedzieć wschodzącej , ale wzeszła ju\ ona wysoko)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]