[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opustoszał, gdzieś z oddali Jostein usłyszał rżenie konia, gdzieś indziej ktoś
piłował drzewo, ale większość domów pogrążona była w ciszy. Mieszkańcy
udali się już na spoczynek. Chwilami wydawało mu się, że wędruje przez
opuszczoną wioskę.
Popędził konia. Za chwilę skręci z gościńca i podąży w górę w kierunku
Skogstad. Na szczęście nikt mu dziś nie przeszkodzi. Ma przed sobą całą noc.
Postanowił, że nie położy się, dopóki nie wykona tego, co zaplanował.
Jakiś czas pózniej okienko w izbie Anneli i Hermoda rozświetliły trzy
lampy. Drzwi do narożnej szafki były szeroko otwarte. Na stole leżały księgi
rachunkowe i przeróżne dokumenty, niektóre starannie zwinięte w rolki. Młody
dziedzic ze Skogstad siedział pochylony nad gęsto zapisanymi stronami i
usiłował dociec, co zawierają rachunki. Jak dotąd nie znalazł dokumentu
stwierdzającego prawo własności gospodarstwa, więc dał sobie z tym spokój.
Pewnie ojciec schował go w innym miejscu. Dotarł za to do szczegółowych
planów gospodarstwa i starannie spisanych zestawień wydatków i dochodów z
kilku lat wstecz.
Jostein przegiadził dłonią włosy i oparł się wygodnie w fotelu. Skogstad aż
do czasu sprzed dwóch lat przynosiło naprawdę dobry zysk. Dwa lata temu,
mniej więcej wtedy, gdy Hermod zaczął planować rozbudowę, pieniądze
zaczęły szybko topnieć. Jostein dotarł do rachunków za drewno, za materiał na
pokrycie dachu i deski na stajnię i oborę, kosztowne okucia do drzwi oraz
lampy. Na początku w rachunkach zapisywano każdy najdrobniejszy wydatek,
z czasem jednak pojawiało się coraz więcej pozycji opatrzonych dopiskiem
Różne. Na długo przed zakończeniem budowy zadłużenie przerosło istniejące
środki. Jostein zauważył, że Skogstad winien jest pieniądze kowalowi, cieśli i
stolarzowi. Jostein nie mógł się też nadziwić, że wydatki okazały się aż tak
wysokie. Był bowiem święcie przekonany, że ojciec wznosi budynki z
własnego budulca.
Kiedy wczytywał się w zestawienia, zauważył, że w trakcie budowy ojciec
musiał odprawić robotników, bo po prostu zabrakło mu pieniędzy. W tym
okresie Hermod czekał na zapłatę za sprzedaż własnego drewna. I
rzeczywiście, wkrótce po stronie przychodów pojawiła się spora kwota. Ale
potem... Jostein odwracał kartkę za kartką. Nie, tu chyba czegoś brakuje...
Teraz w rachunkach tylko gdzieniegdzie widniały bardzo ogólne zapiski
wydatków:
Wydano: dziesięć talarów
Wydano: pięć lisich skór
Wydano: pięć talarów
Wydano: trzy beczki ziarna
I tak dalej. %7ładnej daty, żadnego odbiorcy. Bardzo szybko kwota, która
wpłynęła za drewno, stopniała. Jostein zachodził w głowę, na co ojciec wydał
tak dużo pieniędzy. Wiadomo: zapłata dla robotników przy budowie, koszty
usług stolarskich, w tym meble, ponadto potężne silosy na zboże i mąkę oraz
nowe zamki do drzwi. To jednak wciąż nie usprawiedliwiało takich wydatków.
Jednym z ostatnich zapisków ojca były koszty wykonania bogato zdobionych
końskich uprzęży. I tu także Hermod był zadłużony.
No, tak. Nic dziwnego, że ojciec w końcu postanowił sprzedać posag matki.
Wszystko wskazywało na to, że gospodarstwo jest w kiepskiej kondycji.
Przychody z własnej produkcji sera czy masła z biedą wystarczą na przetrwanie
zimy. A przecież trzeba jeszcze zadbać o paszę dla zwierząt. Jak Hermod spłaci
swoje długi, nie wiadomo.
Jostein zamknął księgi rachunkowe i ciężko westchnął. Miał niejasne
przeczucie, że na tym nie koniec kłopotów i Bóg jeden raczy wiedzieć, ilu
ludziom ojciec jeszcze jest winien pieniądze. Wygląda na to, że odtąd muszą
zacisnąć pasa. Można by jeszcze sprzedać trochę drewna z lasu, a wliczając
środki uzyskane za posag matki, powinni sobie poradzić. Młody dziedzic zaczął
snuć własne plany. Trzeba ratować gospodarstwo, a nie udawać wielkie
panisko.
Lampy rzucały mdłe światło na ściany z bali. Jostein wstał i żebrał ze stołu
papiery, po czym schował je z powrotem do szafy. Pomieszczenie było
starannie wysprzątane. Aóżko przykryto piękną grubą kapą, którą Anneli
niegdyś sama utkała. Tuż obok stała drewniana malowana skrzynia. Matka
Josteina przechowywała w niej osobiste rzeczy. Na ścianie wisiało okazałe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]