[ Pobierz całość w formacie PDF ]
leko i tyle. Uważałam, że skoro jestem tu obca, nie będzie
z tego powodu żadnych problemów.
- Hmm. Wiesz, co się dzieje, gdy spuścisz z góry małą
śnieżną kulę?
-Wiem.
- To taka analogia - wyjaśnił.
- Dobrze, że mi to mówisz. - Przewróciła oczami. - Sama
nigdy bym nie zgadła.
- W tym momencie leci na ciebie ogromna śniegowa
kula. Im dłużej pozwolisz jej się staczać, tym będzie więk
sza i trudniej będzie udać, że jej nie ma, albo ją ukryć.
RS
93
- Wiem o tym.
- Coś mi się wydaje, że jestem jej integralną częścią. Nie
wiele mogę zrobić, aby ją zatrzymać. Jedynie patrzeć, jak się
toczy
Hailey uśmiechnęła się.
-Porównania nie są chyba twoją najmocniejszą stroną,
prawda?
- Wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że wymyśliłem cał
kiem dobre.
Podjechali przed dom Hailey i zatrzymali siÄ™.
- Dzięki za pomoc. Doceniam wszystko, co dla mnie zro
biłeś. Przeniesienie rzeczy, podwiezienie...
- Przedstawienie przez telefon i porównania.
- To też. Zwłaszcza rozmowę przez telefon. Dobry z cie
bie sąsiad. - Bez wątpienia była mu coś winna. Pani Crumbs
już go nakarmiła, mogła więc zaproponować mu jedynie coś
do picia.
- Masz ochotÄ™ na piwo albo kawÄ™?
Jordan złożył ręce na piersiach i popatrzył na nią z uśmie
chem rozbawienia. Tylko on znał jej sekret i, nie wiedzieć
czemu, czuła się przy nim z tego powodu bezpiecznie. Nie
musiała się obawiać, że czymś się przed nim zdradzi i praw
da wyjdzie na jaw.
Z drugiej jednak strony, w jego obecności czuła dziwny
niepokój.
- Mam ochotę na coś zupełnie innego. Chciałbym zrozu
mieć, jakie motywy tobą kierują.
- Czyż już ci tego nie wyjaśniłam?
- Teoretycznie tak, ale wydaje mi się, że wybrałaś złą me-
todę dla osiągnięcia zamierzonego celu.
RS
94
Hailey uniosła ręce w obronnym geście.
- Zapewne masz rację. Nie powinnam była tu przyjeżdżać.
- Tego nie powiedziałem. Tylko że ta cała historia
z Robbym... - Potrząsnął głową. Palisz za sobą wszyst
kie mosty.
- Nie widziałam innej możliwości.
- Co ty opowiadasz. Tak naprawdÄ™ kobiecie wcale nie jest
trudno trzymać mężczyznę na dystans.
- Właśnie że jest.
- Ależ skąd! Wystarczy, że spojrzycie na nas lodowatym
wzrokiem.
- A wtedy wy myślicie, że celowo udajemy trudne do zdo
bycia.
- Poćwicz sobie mówienie przed lustrem dziękuję, ale
dziś wieczorem mam zaplanowane coś innego. Myję włosy"
- Wzruszył ramionami. W twoich ustach brzmi to tak, jak
byś toczyła z mężczyznami jakąś batalię. Osobiście nie uwa
żam, żebym był takim wielkim problemem.
- Dzięki!
- Och! Znowu powiedziałem coś nie tak. Nie wiem, dla
czego przy tobie tak często mi się to zdarza.
- Ja też nie wiem. W każdym razie zawsze, kiedy spotkam
jakiegoś miłego faceta i pozwolę mu się do siebie nieco zbli
żyć, kończy się to...
- Poćwicz odmawianie - powtórzył. - Jeśli nie chcesz ko
goś ponownie widzieć, po prostu powiedz nie".
- Niełatwo jest sprawić zawód komuś, kto wiele się po to
bie spodziewa.
- Jesteśmy silni. Damy sobie radę. Tak naprawdę to więk
szość z nas jest przyzwyczajona do tego, że dostaje kosza.
RS
95
- Ja tak nie potrafię. Aatwiej jest się z takim umówić, a po-
tem wszystko toczy się już bez mojego udziału.
- Rozumiem. I kończy się na tym, że jesteś mężatką
i mieszkasz na Alasce. A wszystko dlatego, że nie chcesz ra
nić męskich uczuć?
-Nie....
- A może po prostu jesteś główną bohaterką dramatu i ca-
ła ta farsa sprawia ci przyjemność?
-Nie! -
- W takim razie co?
- Tak jest bezpiecznie. Nie muszÄ™.
- Masz rację, Hailey. Nie musisz walczyć z samą sobą. To
całe przedstawienie z małżeństwem też jest dla ciebie. Je
steś zamężną nauczycielką, nie wolno ci z nikim flirtować
i nikt ci nie jest w stanie zagrozić. Nie widzisz tego? Ułoży
łaś wszystko tak, żeby cała sytuacja była wygodna dla ciebie.
Jesteś w ten sposób chroniona i czujesz się bezpieczna.
- Do diabła! - krzyknęła, odwracając się do niego tyłem.
Zacisnęła dłonie w bezsilnej złości. Miał rację i bardzo ją to
zirytowało. Znalazła sposób, żeby obejść problem, zamiast
stawić mu czoło. - Niech to wszyscy diabli - powtórzyła. To
nie była jego wina. Okłamywała samą siebie.
- Rzeczywiście, niech to wszyscy diabli.
- Masz rację. Nie lubię, kiedy mężczyzni mają rację.
- Dobrze, pomóż mi zrozumieć, na czym polega problem.
Przede wszystkim, dlaczego tego chcesz?
- A dlaczego miałabym ci to wyjaśniać? Zresztą już ci to
kiedyś tłumaczyłam. W samym środku śnieżnej zamieci,
o ile pamiętam.
- Twój problem polega na tym, że nie miałaś szczęścia do
RS
96
mężczyzn. Postanowiłaś więc zrobić roczną przerwę, wy-
czyścić konto i zacząć wszystko od nowa. Od nowa ładować
emocjonalny bagaż.
-Zgadza siÄ™.
- A jak wpadłaś na pomysł powołania do życia
Robbyego?
- Nie planowałam tego jakoś szczególnie. Po prostu pod
jęłam nagle decyzję. Zupełnie przypadkowo.
- Jak to, przypadkowo?
- Chodzi o to, że dostrzegłam coś w oczach pierwszego
faceta, jakiego tu napotkałam, i spanikowałam. Wymyśliłam
więc, że jestem mężatką, a potem samo już jakoś poszło.
- Ten pierwszy mężczyzna, o którym mówisz, to byłem
ja, prawda?
- Tak.
- I wyglądałem jak ktoś, kto chce się na ciebie rzucić?
Złożyła ręce na piersiach i przygryzła usta, żeby powstrzy
mać uśmiech. To nie była pora na śmiechy.
-Cóż, uznałam wówczas, że powiedzenie ci, iż jestem mę
żatką, ma sens.
- To dość wymyślny sposób uniknięcia randek. Po raz ko
lejny pytam, czy słyszałaś o prostym słowie nie"?
- To nie jest takie proste, jak ci siÄ™ wydaje.
- To jest proste, Hailey.
Przygryzła usta, nawyk, z którym od jakiegoś czasu bez
skutecznie walczyła.
- To powinno być proste, ale tu dochodzi moje uzależ
nienie od mężczyzn. - Wyciągnęła ręce, kiedy otworzył us
ta, aby to skomentować. - Nic nie mów! Po prostu nic nie
mów! Błagam!
RS
97
- A skąd wiesz, co chciałem powiedzieć?
- %7łe oglądam zbyt dużo talk-showów i czytam za dużo
poradników.
- Nie. Chciałem powiedzieć, że zbyt dużo myślisz, i to my
lenie donikąd cię nie prowadzi. Znam to uczucie. Można je
porównać do klaustrofobii. Mam rację?
- Tak. Jakby nie było drogi ucieczki.
- Czy teraz, kiedy nabrałaś trochę dystansu do całej spra-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]