[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nym.
Wejście z jaskrawego słońca do mrocznego, zasłoniętego ciężkimi draperiami
wnętrza zamku było jak wkroczenie w inny świat. Kim przystanęła i nasłuchiwała
jęków i skrzypienia dręczonego upałem domostwa. Po raz pierwszy uświadomiła
sobie, że w zamku nie słychać ptaków, które na dworze były tak głośne, zwłaszcza
mewy.
Po krótkim namyśle ruszyła schodami na górę. Mimo ostatniego sukcesu, ja-
kim było znalezienie siedemnastowiecznych dokumentów w piwnicy, postanowiła
dać jeszcze jedną szansę poddaszu, szczególnie że było tam o wiele przyjemniej.
Gdy weszła, przede wszystkim pootwierała mansardowe okna, aby wpuścić
powiew świeżego powietrza znad rzeki. Otworzywszy ostatnie zauważyła, że za
nim ciągną się regały pełne oprawnych w płótno ksiąg.
Wzięła jedną i spojrzała na grzbiet. Białym atramentem na czarnym tle wypi-
sane były odręcznym pismem słowa Czarownica Mórz. Ciekawa jej treści, Kim
otworzyła księgę. Widząc notatki opatrzone kolejnymi datami, po których nastę-
pował szczegółowy opis pogody, w pierwszej chwili pomyślała, że to czyjś dzien-
nik. Ale zaraz zorientowała się, że nie jest to dziennik prywatny, tylko okrętowy.
Zajrzała na początek i przekonała się, że dziennik obejmuje lata od 1791 do
1802. Odłożyła księgę i przyjrzała się grzbietom pozostałych, odczytując napisy.
Tytuł Czarownica Mórz nosiło łącznie siedem. Sprawdziła wszystkie. Najstarsza
dotyczyła lat 1737 do 1749.
Wiedziona ciekawością, czy nie znajdzie jakiejś siedemnastowiecznej, Kim
zaczęła oglądać inne regały. Tuż przy oknie zauważyła księgę ze skórzanym
grzbietem bez napisu. Zdjęła ją z półki.
Na pierwszy rzut oka wyglądała na starą, tak samo jak Biblia, którą Kim zna-
lazła w piwnicy. Otworzyła na stronie tytułowej. Był to dziennik okrętowy brygu
o nazwie Zmiałek z lat od 1679 do 1703. Ostrożnie przewracała zabytkowe karty,
przelatując rok po roku, aż dotarła do 1692.
Pierwsza notatka nosiła datę 24 stycznia. Zgodnie z opisem był to dzień zimny,
ale widoczność była dobra i wiał silny zachodni wiatr. Dalej była mowa o tym, że
statek wraz z odpływem wyruszył do Liverpoolu z ładunkiem oleju wielorybiego,
154
drewna, futer, potażu, suszonego dorsza i makreli oraz własnymi zapasami.
Nagle Kim zrobiła głęboki wdech; jej oczy napotkały znajome nazwisko.
W następnym zdaniu zapisano, że statek wiezie dostojnego gościa, pana Ronalda
Stewarta, właściciela. Gorączkowo czytała dalej. Dziennik wyjaśniał, że Ronald
udawał się do Szwecji, aby nadzorować budowę i objąć w posiadanie nowy statek,
który miał się nazywać Duch Morza.
Kim szybko przeleciała kolejne notatki dotyczące tego rejsu. Nazwisko Ronal-
da powtórzyło się dopiero wtedy, gdy po pomyślnie zakończonym rejsie zszedł ze
statku w Liverpoolu.
Podniecona, Kim zamknęła księgę i zeszła do piwnicy. Otworzyła szkatułkę
z Biblią, wyjęła akt kupna, który znalazła za poprzednią bytnością, i sprawdziła
daty. Miała rację! Podpis Elizabeth na akcie wziął się stąd, że Ronald w tym czasie
przebywał na morzu.
Rozwiązanie nawet takiej małej zagadki związanej z osoba Elizabeth napełni-
ło Kim uczuciem satysfakcji. Odłożyła dokument z powrotem do szkatułki i już
miała dołożyć dziennik okrętowy do swojej skromnej kolekcji, gdy nagle zza tyl-
nej jego okładki wysunęły się związane cienką wstążką trzy koperty.
Drżącymi palcami podniosła pakiecik. Koperta leżąca na wierzchu była za-
adresowana do Ronalda Stewarta. Gdy odwiązała wstążkę, stwierdziła, że pozo-
stałe też. Coraz bardziej podekscytowana, otwierała koperty i wyjmowała zawar-
tość. Były to trzy listy, opatrzone datami 23 pazdziernika, 29 pazdziernika i 11
listopada 1692.
Pierwszy był od Samuela Sewalla:
23 pazdziernika 1692
Boston
Mój drogi przyjacielu,
Pojmuję stan twojego ducha, choć w Bogu pokładam nadzieję, że
twoje niedawne małżeństwo przyniesie ci ukojenie. Pojmuję też two-
je pragnienie, by ukryć świadectwo nieszczęsnego przymierza twojej
nieboszczki żony z księciem ciemności, lecz z życzliwości dla cie-
bie muszę ci odradzić zwracanie się do Jego Wysokości Gubernatora
z petycją o warunkowe zdjęcie sekwestru z rozstrzygającego dowo-
du, na podstawie którego rzeczoną skazano. W tym celu doradzam ci
zwrócić się z błaganiem do Wielebnego Cottona Mathera, w którego
piwnicy ujrzałeś piekielny owoc postępków twojej żony. Jest mi bo-
wiem wiadomym, że Wielebnemu Matherowi na jego własną prośbę
155
powierzono stałą urzędową pieczę nad owym dowodem.
Pozostaję z przyjaznią
Samuel Sewall
Zawiedziona, że kolejna wzmianka o tajemniczym dowodzie znów nic nie
wyjaśnia, Kim zajęła się drugim listem. Ten był od Cottona Mathera.
Sobota, 29 pazdziernika 1692
Boston
Czcigodny Panie,
Otrzymałem twój list, w którym przypominasz mi, iż jesteśmy
towarzyszami z Kolegium Harvarda. Ze wzmianki tej czerpię nadzie-
ję, że darzysz tę dostojną instytucję miłością, a zatem że będziesz
skłonny umysłem i sercem przyjąć mój i mojego czcigodnego ojca
osąd co do tego, gdzie powinno znalezć swoje miejsce dzieło Eliza-
beth. Przypominasz sobie zapewne, jak goszcząc cię w lipcu w mo-
im domu wyrażałem troskę, iż zacnymi mieszkańcami Salem łacno
może owładnąć duch niespokojny i buntowniczy, a to za przyczyną
obecności szatana, której niepodważalnym świadectwem są uczyn-
ki Elizabeth i ich piekielny owoc. Nieszczęśliwie się stało, że moja
żarliwa troska pozostała bez echa i mimo moich nalegań o krytyczny
sąd i najdalej posuniętą ostrożność w ocenie świadectwa duchów oraz
pomimo skwapliwych starań naszych czcigodnych sędziów sławnych
z mądrości, sprawiedliwości i dobroci, mogło zostać splamione dobre
imię niewinnych osób. Doskonale pojmuję twoje szlachetne pragnie-
nie, by oszczędzić rodzinie dalszych upokorzeń, lecz wierzę w to głę-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]