[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko przez chwilę.
Ból powtórzył się kilkakrotnie. Lisa miała wrażenie, jakby wierz-
chołek jej czaszki miał zamiar eksplodować. Usiłowała unieść ramiona,
ale nie mogła tego zrobić przez powstrzymujące ją pasy.
- Proszę - usiłowała krzyknąć, lecz jej głos był zbyt słaby.
- Wszystko w porządku, Liso. Postaraj się odprężyć.
Ból ustał. Słyszała głośne oddechy lekarzy, dobiegające wprost
znad jej prawego ucha.
- Nóż - powiedział doktor Newman.
Lisa skuliła się. Uczuła nacisk, jak gdyby do jej skroni przyłożono
palec. Nóż zakreślił łuk wytyczony flamastrem. Czuła, jak przez
serwety na jej kark ścieka ciepła ciecz.
- Klemy - powiedział doktor Newman.
Usłyszała ostre metaliczne szczęknięcia.
- Kleszcze Raneya - powiedział doktor Newman. - I za-
dzwońcie do Mannerheima. Powiedzcie mu, że będziemy gotowi za
pół godziny.
Lisa starała się nie myśleć o tym, co dzieje się z jej głową, a miast
tego skupić się na nieprzyjemnym uczuciu w pęcherzu. Zawołała
26
doktora Ranadego i powiedziała mu, że czuje potrzebę oddania moczu.
- Masz cewnik założony do pęcherza - powiedział.
- Ale muszę się wysiusiać - powiedziała.
- Już dobrze, Liso, odpręż się - powiedział doktor Ranade. -
Podam ci jeszcze trochę lekarstwa na sen.
Następną rzeczą, jaka dotarła do świadomości Lisy, było wysokie
wycie gazowego silniczka połączone z uczuciem nacisku na czaszkę
i wibrowania głowy. Przeraziła się, ponieważ wiedziała, co ten odgłos
40
oznacza. Otwierano jej czaszkę za pomocą piły; nie wiedziała wcześniej,
że nazywa się ona kraniotomem. Na szczęście nie czuła żadnego bólu,
choć liczyła się z możliwością, że w każdej chwili może się pojawić.
Smród przypalanej kości przeniknął przez serwety znajdujące się nad
jej twarzą. Poczuła, że doktor Ranade ujmuje jej dłoń w swe ręce. Była
mu za to wdzięczna. Uścisnęła je, jak gdyby w nich tkwiła jej jedyna
nadzieja na ocalenie.
Dzwięk kraniotomu ucichł. Z nagłej ciszy wyłonił się dzwięk
kardiomonitora. Po chwili Lisa ponownie poczuła ból, tym razem
bardziej przypominający dyskomfort wywołany przez zlokalizowany
ból głowy. Na końcu tunelu, w jej polu widzenia, pojawiła się twarz
doktora Ranadego. Wpatrywał się w nią, pompując mankiet ciś-
nieniomierza.
- Kleszcze kostne - powiedział doktor Newman.
Lisa poczuła i usłyszała chrupanie kości. Dobiegało gdzieś bardzo
blisko jej prawego ucha.
- Elewator.
Poczuła jeszcze kilka dłubnięć, po których dobiegło ją głośne
klaśnięcie. Wiedziała, że otworzono jej czaszkę.
- Mokry gazik - powiedział rzeczowym tonem doktor Newman.
Jeszcze podczas mycia rąk do operacji doktor Curt Mannerheim
przechylił się i przez drzwi rzucił spojrzenie na salę numer dwadzieścia
jeden, a także na zegar na przeciwległej ścianie. Była prawie dziewiąta.
Właśnie w tym momencie jego starszy asystent, doktor Newman,
odszedł od stołu. Skrzyżował dłonie w rękawiczkach na piersi i podszedł
do rentgenogramów rozwieszonych na negatoskopie. Mogło to ozna-
czać tylko jedno: wykonano kraniotomię i czekano na szefa.
Doktor Mannerheim wiedział, że nie ma czasu do stracenia.
W południe miała przybyć inspekcja z Narodowego Instytutu Zdrowia.
Stawką w tej grze była dwunastomilionowa dotacja, która pozwoliłaby
mu prowadzić prace badawcze przez następne pięć lat. Musiał dostać
tę dotację, inaczej groziła mu utrata laboratorium zwierzęcego, a wraz
z nim rezultatów czterech lat pracy. Mannerheim był przekonany, że
znalazł się na skraju wykrycia, które ośrodki w mózgu odpowiedzialne
są za gniew i agresję.
Spłukując mydliny, dostrzegł Lori McInter, siostrę przełożoną
traktu operacyjnego. Zawołał ją po imieniu. Zatrzymała się w miejscu.
- Lori, moja droga! Przyjechało dwóch lekarzy z Tokio. Mogłabyś
41
pchnąć kogoś, żeby dojrzał, czy Japończycy znalezli stroje operacyjne
i całą resztę?
27
Lori McInter skinęła głową w sposób, który wskazywał, że nie jest
zadowolona z polecenia. Krzyki Mannerheima w korytarzu iryto-
wały ją.
Mannerheim dostrzegł jej milczącą wymówkę i zaklął pod nosem.
- Ach, te baby - mruknął. Pielęgniarki coraz bardziej działały
mu na nerwy. Nie był pewny, czy nie celowo.
Na salę operacyjną wpadł jak byk na arenę. Pogodna atmosfera
natychmiast zniknęła. Darlene Cooper podała mu sterylny ręcznik.
Osuszając po kolei dłonie i przedramiona, Mannerheim nachylił się
nad operowaną głową Lisy Marino.
- Szlag by cię trafił, Newman - burknął. - Kiedy się wreszcie
nauczysz robić przyzwoitą kraniotomię? Raz ci powiedziałem, mówiłem
ci tysiące razy, żebyś ścinał brzegi bardziej skośnie. Chryste, ale
narobiłeś bajzlu!
Przykryta serwetami Lisa poczuła nowy przypływ lęku. Jej operacja
najwidoczniej przebiegała nie tak, jak powinna.
- Ja... - zaczął Newman.
- Ani jednej wymówki, Newman! Albo będziesz to robić porząd-
nie, albo szukaj sobie nowej pracy. Będzie tu dziś dwóch Japońców,
jak ci się wydaje, co sobie pomyślą, gdy to zobaczą?
Nancy Donovan podeszła do Mannerheima, by wziąć od niego
ręcznik, lecz on wolał cisnąć go na podłogę. Lubił robić wokół siebie
zamieszanie i, jak dziecko, gdziekolwiek się znalazł, domagał się, by
wszyscy skupiali na nim uwagę. I to mu się udawało.
Uważany był za jednego z najlepszych pod względem zręczności,
o ile nie za najszybszego, neurochirurga w kraju. Sam zwykł o tym
mawiać: "Jak się człowiekowi włazi do głowy, to nie ma czasu na
obijanie się". A jego encyklopedyczna znajomość zawiłości budowy
ludzkiego mózgu sprawiała, że osiągał wyjątkowe rezultaty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl