[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzi o kłamstwa pani Prescott... Kiedy pojęłam, że jest ona z gruntu nieuczciwa, stało się
dla mnie jasne, że nie wolno mi wierzyć w ani jedno jej słowo. Zresztą nie brak jej spry-
tu...
- Przed chwilą twierdziła pani, że nie grzeszy inteligencją.
- Doprawdy, Gabrielu, musi pan przyznać, że inteligencja nie ma nic wspólnego z
przebiegłością.
- Muszę?
- Oczywiście, jest pan przecież, obok mojego ojca, najinteligentniejszym dżentel-
menem na świecie.
Gabriel nie bardzo rozumiał, dokąd prowadzi ta rozmowa.
Diana tymczasem sprawiała wrażenie bardzo z siebie zadowolonej. W tym oży-
wieniu wydawała się Gabrielowi jeszcze bardziej pociągająca. Nie zmienił przekonania,
że nie powinni konsumować związku, dopóki nie połączy ich węzeł małżeński. Zwłasz-
cza nie należało tego robić pod tym dachem, ale były przecież inne sposoby zaspokojenia
pożądania...
Zaprzątnięta myślami o przebiegu wieczoru Diana nawet nie zauważyła, że Gabriel
postawił na gzymsie nad kominkiem lichtarz, który oświetlał im drogę na piętro, i za-
mknął na klucz drzwi sypialni. Zrozumiała, co się święci, gdy podszedł do niej bardzo
blisko. Objął ją w talii i delikatnie, ale zdecydowanie przyciągnął do siebie.
- Co pan zamierza?
- Jest pani zbyt inteligentna, bym musiał tłumaczyć.
Pochylił głowę i pocałował jej szyję w miejscu, gdzie bił puls.
R
L
T
- Ale...
- Uznałem, że dzisiejszy wieczór nie musi być kompletnym fiaskiem. Przyznaję, że
jedyne, co trzymało mnie przy życiu, była nadzieja, że kiedy wreszcie opuścimy jadalnię
i dotrzemy do swoich pokojów, zawrę bliższą znajomość z pieprzykiem, który ma pani
na lewej piersi.
Powiedziawszy to, zaczął rozpinać guziki sukni biegnące rzędem wzdłuż pleców
Diany.
Porwała ją fala radosnego uniesienia, gdy uprzytomniła sobie, co robili przed kola-
cją. Jej wezbrane pod jedwabnym staniczkiem sukni piersi domagały się pieszczot, a
między udami narastało znane ciepło.
- Zamierza pan zaznajomić mnie ze swoim znamieniem na udzie?
- Dlaczego nie? O ile pani zechce?
Ciemnoniebieskie oczy Gabriela lśniły, zazwyczaj surową twarz łagodził uśmiech,
pięknie wykrojone usta składały się do pocałunku. Tkliwa łagodność w wyrazie twarzy
Gabriela, która zastąpiła arogancką wyniosłość, stopiła wszelkie opory Diany.
Na tak postawione pytanie miała tylko jedną odpowiedz.
R
L
T
Rozdział dwunasty
- Wydaje mi się, że chciałabym - powiedziała cichym, lekko chropawym głosem
Diana.
- Cieszę się, że to słyszę.
Gabriel uporał się z guzikami sukni, która ześlizgnęła się ze szczupłych ramion
Diany i opadła na podłogę wokół stóp w eleganckich pantoflach. Stała przed nim w krót-
kiej półprzezroczystej koszuli i białych pończochach podtrzymywanych przez śliczne
białe podwiązki ozdobione maleńkimi jedwabnymi różyczkami.
Pochłaniał narzeczoną zachwyconym wzrokiem. Pod cienkim materiałem koszuli
rysowały się krągłe, pełne piersi z prowokująco sterczącymi sutkami, w miejscu gdzie
łączyły się jej uda całkiem wyraznie przebijał trójkąt złocistych włosów. Roziskrzone
spojrzenie ponownie skierował na jej twarz.
- Diano, twoja uroda i uczciwość niezmiennie mnie zachwycają.
Kiedy się zaręczali, Gabriel nie krył, że jej nie kocha i nie pokocha. Zdobycie
uznania i względów tego wyniosłego mężczyzny było czymś nie do przecenienia. Spoj-
rzała na niego radośnie i zaczęła rozpinać guziki jego kamizelki.
- W takim razie, pozwól, że zastąpię kamerdynera.
Tym razem nie trudziła się długo, gdyż Gabriel chętnie jej pomagał. Wkrótce jego
ubranie leżało na dywanie zaścielającym podłogę. Diana uśmiechnęła się z zadowole-
niem, bo kiedy przysiadł na łóżku, by zdjąć buty i spodnie, kilkanaście centymetrów nad
kolanem zauważyła na jego lewym udzie niewielkie brązowe znamię.
- I ja dostąpiłam wtajemniczenia - powiedziała.
- Ta kobieta to mściwa wiedzma - orzekł Gabriel i skrzywił się z niesmakiem.
Diana uciszyła go, przykrywając palcami jego usta.
- Nie ma dla niej teraz miejsca między nami.
- Nie ma - zgodził się.
Nie krępowała go własna nagość. Wstał i sięgnął do jej włosów, by usunąć z nich
podtrzymujące je szpilki. Z podziwem patrzył, jak rudoblond sploty opadają ku wiotkiej
R
L
T
talii Diany, tak jak wcześniej sobie wyobrażał. Ujął w dłonie jej twarz otoczoną złocistą
aureolą włosów i zatopił wzrok w jej oczach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]