[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siły, nie dokończony produkt zamienił się w zegarek ze skórzanym paskiem,
identyczny z leżącym obok oryginałem... lub prawie identyczny. Morley
natychmiast spostrzegł, że kopia nie błyszczy równie jasno, ale i tak
eksperyment można było uznać za sukces.
Russell usiadł na trawie i zaczął grzebać w kieszeniach.
- Potrzebuję kawałka suchego papieru.
- Powinnam mieć kilka kartek w torebce - odparła Maggie. Otworzyła ją, wyjęła
cienki bloczek i podała mu go. - Chce pan pióro?
- Dziękuję, mam. - Napisał coś na pierwszej kartce. - Zadam mu pytanie. -
Skończywszy pisać, odsunął bloczek od oczu i przeczytał na głos: - Ilu z nas
umrze na Delmak-O?" - Następnie złożył kartkę i zostawił ją na ziemi obok
dwóch zegarków.
Sześcian wydzielił kolejną porcję żelatyny.
- Czy on przypadkiem nie wykona po prostu kopii pytania? - zapytał Morley.
101
- Nie wiem - odparł Russell. - Zobaczymy.
- Wszyscy macie fioła - stwierdził z przekonaniem Thugg.
- Ma pan dość niezwykłe poglądy na temat tego, kto ma fioła, a kto nie -
powiedział Russell, obrzuciwszy go przelotnym spojrzeniem.
Thugg poczerwieniał.
130
- Chce mnie pan obrazić? warknął.
- Spójrzcie! - przerwała im Maggie Walsh. - Jest już druga kartka.
Obie kartki leżały na ziemi przed linem. Russell zaczekał jeszcze chwilę, a
potem zapewne doszedł do wniosku, że proces kopiowania już się zakończył, bo
wziął je do ręki, rozłożył i zaczął im się przyglądać. Trwało to dłuższą
chwilę.
- Odpowiedział? - zainteresował się Seth Morley. -Czy tylko skopiował pytanie?
- Odpowiedział. - Russell podał im jedną kartkę. Zdanie było krótkie, proste i
łatwe do zrozumienia. Kiedy wyjdziecie przed dom, osiedle będzie zupełnie
puste".
- Niech pan go zapyta, kto jest naszym wrogiem -zaproponował Morley.
- Dobrze. - Russell napisał pytanie i położył kartkę przed linem. - Kto jest
naszym wrogiem? - mruknął. -To najbardziej ostateczne z możliwych pytań, jeśli
można tak powiedzieć...
Lin bezzwłocznie wyprodukował odpowiedz, którą Russell chwycił natychmiast po
uformowaniu. Przez chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu.
- Wpływowe kręgi" - przeczytał wreszcie na głos.
- Niewiele nam to mówi - zauważyła Maggie.
- Pewnie nic więcej nie wie - odparł Russell.
- Niech pan zapyta, co powinniśmy zrobić - zażądał Seth Morley.
Russell napisał pytanie i ponownie położył kartkę przed linem. Wkrótce zjawiła
się odpowiedz; wziął ją do ręki, żeby przeczytać na głos.
- Jest dosyć długa - powiedział przepraszającym tonem.
- To dobrze, jeśli wezmie się pod uwagę sens pytana - odparł Frazer.
- Działają tajemne siły, prowadzące razem tych, którzy do siebie należą.
Jeżeli się im podporządkujemy, nie popełnimy żadnych błędów". - Zastanowił
xsię przez chwilę. - Nie powinniśmy byli się rozdzielać. yle się stało, że
opuściliśmy osiedle. Gdybyśmy zostali, panna Berm nadal by żyła. Nie ulega
wątpliwości, że od tej chwili nie
131
możemy ani na moment tracić się z... - Przerwał, gdyż na trawie pojawiła się
jeszcze jedna grudka żelatyny. Tak jak poprzednie, zamieniła się w złożoną
102
kartkę papieru. Russell rozłożył ją i przeczytał. - To do pana -rzekł, oddając
kartkę Morleyowi.
- Człowiek często odczuwa potrzebę połączenia się z innymi, ale okazuje się,
że otaczające go osoby zdążyły już utworzyć grupę, w związku z czym pozostaje
wyizolowany. W takiej sytuacji powinien zjednoczyć się z człowiekiem stojącym
bliżej środka grupy, który może mu pomóc dostać się do zamkniętego kręgu". -
Seth Morley zmiął kartkę i rzucił ją na ziemię. - To Belsnor - powiedział. -
Ten człowiek, który stoi bliżej środka grupy.
To prawda, pomyślał. Jestem wyizolowany i zupełnie sam. Choć w pewnym sensie
wszyscy tacy jesteśmy, nawet Belsnor.
- Może chodzi o mnie - zauważył Russell.
- Nie. - Seth pokręcił głową. - Na pewno o Glena Belsnora.
- Mam pytanie - odezwał się Wadę Frazer. Wyciągnął rękę, a Russell podał mu
papier i pióro. Frazer napisał szybko zdanie i przeczytał je na głos. - Kim
lub czym jest człowiek twierdzący, że nazywa się Ced Russell?" - Położył
kartkę przed linem.
Kiedy pojawiła się odpowiedz, pierwszy wziął ją Russell. Ruch był szybki i
prawie niedostrzegalny: w jednej chwili kartka leżała na ziemi, w następnej
znajdowała się w dłoni Russella. Zapoznawszy się spokojnie z jej treścią,
podał ją Morleyowi i powiedział:
- Proszę przeczytać na głos.
- Każdy krok, do przodu lub do tyłu, prowadzi ku niebezpieczeństwu. Ucieczka
jest całkowicie wykluczona. Powodem zagrożenia jest zbyt wielka ambicja."
- Nic z tego nie wynika, do cholery! - parsknął Ig-natz Thugg.
- Owszem, wynika: że Russell prowokuje sytuację, w której każdy ruch prowadzi
do zguby - odparł Frazer. -Niebezpieczeństwo jest wszędzie. Nie możemy przed
nim uciec, a przyczyną są ambicje Russella. - Zmierzył go długim,
przeszywającym spojrzeniem. - Na czym pole-
132
gają te pańskie ambicje? I dlaczego rozmyślnie prowadzi nas pan ku
niebezpieczeństwu?
- Tam nie jest napisane, że prowadzę was ku niebezpieczeństwu, tylko że ono
istnieje - powiedział Russell.
- A ambicja? To wyrazna aluzja do pana.
- Jedyną ambicją, jaką mam, jest zostać dobrym ekonomistą, wykonującym
pożyteczną pracę - odparł Russell. - Właśnie dlatego prosiłem o przeniesienie.
To, co robiłem, choć nie z mojej winy, było nudne i niepotrzebne. Dlatego tak
bardzo się ucieszyłem, kiedy przeniesiono mnie tutaj, na Delmak-O. - Umilkł na
103
chwilę, po czym dodał: Jeśli mam być zupełnie szczery, to zdążyłem już
zmienić zdanie.
- My też - mruknął Seth Morley.
- Dobra - warknął Frazer. - Trochę się dowiedzieliśmy, choć nie za dużo.
Wszyscy mamy zginąć. - Jego usta wykrzywiły się w okrutnym, gorzkim uśmiechu.
Naszym nieprzyjacielem są wpływowe kręgi". Musimy się trzymać razem, bo jak
nie, to załatwią nas jedno po drugim. - Zastanawiał się przez moment. - W
dodatku niebezpieczeństwo zagraża, nam ze wszystkich stron i nie damy rady
przed nim uciec. Russell też jest dla nas niebezpieczny, z powodu swoich
ambicji. Zauważyliście, że zachowuje się jak nasz przywódca? Jakby to było dla
niego zupełnie oczywiste.
- Bo jest - powiedział Russell.
- A więc lin ma rację?
Po chwili Russell skinął głową.
- Chyba tak. Ale przecież ktoś musi kierować.
- Kiedy wrócimy, czy zrezygnuje pan z przywództwa i podporządkuje się Glenowi
Belsnorowi? - zapytał Morley.
- Jeżeli okaże się kompetentny.
- Wybraliśmy go - zwrócił mu uwagę Frazer. - Jest naszym przywódcą bez względu
na to, czy to się panu podoba, czy nie.
- Ja nie głosowałem - odparł Russell i uśmiechnął się. - W związku z tym nie
wydaje mi się, żebym miał jakieś zobowiązania.
- Ja też chciałabym zadać linowi kilka pytań - ode-
133
zwała się Maggie Walsh, biorąc do ręki papier i pióro. -Najpierw zapytam go,
po co żyjemy.
Położyła kartkę na trawie.
Po to, by osiągnąć maksymalny stan posiadania i pełnię władzy".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]