[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sem. - Przepraszam, ale dzisiaj nie wrócę do domu. Pra
wdopodobnie nie będzie mnie trzy albo cztery dni.
Wiem, że to dla ciebie trochę krępujące. Dasz radę sama
uporać się z wizytą Mariam?
- Oczywiście - odpowiedziała. - Czy coś się stało?
- Nie. Przynajmniej na razie. Powiedziano mi, że
stryj zamierza w tym tygodniu niespodziewanie zjawić
się w Paryżu. Przyjeżdża jutro. Muszę być podczas
przywitania.
- Och! - Serce podeszło jej do gardła. - Co jesz
cze? Powiedz, co siÄ™ za tym kryje?
- Będzie tam też człowiek, o którym rozmawiali
śmy wczoraj. - Pasza nie mówił wprost, ale Chloe w lot
domyśliła się, o kogo chodzi. - Udało mu się zmylić
moich detektywów i ostrzeżono nas, że jest już w dro
dze do Paryża.
- Czy on... Czy coÅ› ci grozi?
- Całkiem możliwe - odparł. - Przykro mi, Chloe.
Nie mogę o tym rozmawiać przez telefon. Muszę już
kończyć.
- Paszo... - Zrobiło jej się niedobrze ze zdenerwo
wania. Chciała powiedzieć mu, że go kocha, ale głos
uwiązł jej w gardle. - Uważaj na siebie. Proszę.
- Na pewno - odpowiedział. - I ty też, Chloe. Nie
otwieraj nieznajomym. Za żadne skarby świata nie ry
zykuj. A może poprosisz Justine, żeby zamieszkała
z tobą? Gdyby nie wizyta Mariam, poradziłbym ci, abyś
pojechała do Henry'ego.
Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach.
- Nie strasz mnie już więcej, Paszo. Wszystko bę
dzie w porządku. - To on przede wszystkim był w nie
bezpieczeństwie. Nie wiedziała, jak mu powiedzieć, że
siÄ™ o niego martwi.
- Jesteś dla mnie całym światem, Chloe - powie
dział głosem nabrzmiałym z emocji. - Pamiętaj o tym,
gdyby coś się stało. Cokolwiek sobie o mnie teraz my
ślisz, pamiętaj o tym, że cię kocham.
- Paszo, kocham cię - szepnęła, ale było już za
pózno. Odłożył słuchawkę. Chloe nawet nie mogła do
niego zadzwonić, bo nie wiedziała, gdzie przebywa. Nie
zapytała o to z samego rana. Nie znała nawet numeru
do jego biura!
Idiotka! Zaczęła niespokojnie krążyć po pokoju. By
ła pewna, że najbliższe dni okażą się dla niej wyjątkowo
trudne. Nie miała pojęcia, co ze sobą pocznie, gdyby
nagle została bez męża.
Myśl o tym, że Pasza mógłby zginąć z rąk tego sa
mego człowieka, który niegdyś zamordował jego ojca,
sprawiła, że z zupełnie innej perspektywy spojrzała na
ostatnie wydarzenia. Nagle w pełni zrozumiała, dlacze
go Pasza zgadzał się z wyrokiem śmierci na Abdullaha.
Teraz sama pragnęła tego, aby ktoś wcześniej znalazł
Abdullaha i zabił go, zanim ten zdoła skrzywdzić Pa
szę. Gdzie podziały się moje zasady?- zapytywała sa
mą siebie. Zamierzałam porzucić męża, bo nie mogłam
znieść nawet myśli o tym, że chciałby kogoś zabić.
A kogo? Najzwyklejszego zbira i mordercę. O Boże!
Jaka byłam głupia!
Martwiła się, że coś złego mogłoby spotkać człowie
ka, którego nie tak dawno zamierzała zostawić przy
pierwszej okazji. Zapewne byłoby to nawet śmieszne,
gdyby nie było tak tragiczne.
Następnego dnia przygotowała apartament na przyjęcie
Mariam. Następnie wyszła z domu i kupiła wszystkie
gazety. Znalazła krótką wzmiankę o tym, że książę Has-
san, władca niewielkiego, ale ważnego państwa nafto
wego, oczekiwany był w Paryżu. Nic ponadto. Ani słowa
o próbie zamachu, ani o aresztowaniu niedoszłego mor
dercy.
W porze lunchu włączyła radio. Nie usłyszała żad
nych złych wieści, więc odetchnęła z ulgą. Z wolna za
częła nabierać przekonania, że nic się nie wydarzy.
Może Abdullah musiał się ukrywać? Może nie miał
okazji, żeby dotrzeć w pobliże księcia albo Paszy?
Przecież na pewno wiedział, że jest poszukiwany. Nie
chciał narażać się na pewną śmierć przy kolejnej próbie
zamachu. Mogła się tylko modlić o to, by nie okazał się
zbyt wielkim ryzykantem:
Mariam zjawiła się tuż przed trzecią po południu,
z naręczem wspaniałych kwiatów. Przekroczyła czter
dziestkę, ale wciąż była bardzo ładna i do tego bystra.
Mówiła z nieznacznym amerykańskim akcentem i ma
lowała się o wiele mocniej niż przyjaciółki Chloe, ale
okazała się tak czarująca, że dziewczyna od razu ją po
lubiła.
- Cieszę się, że cię poznałam - powiedziała Mariam
na powitanie i cmoknęła Chloe w policzek. - Obawia
łam się, że Pasza nigdy sobie nie wybaczy tego, co się
stało z Lysette. Na pewien czas odgrodził się od świata
niewidzialnym murem i myślałam, że nie odzyska daw
nej radości życia.
- Lysette była twoją córką - odparła Chloe, prowa
dząc ją do pokoju. - Pasza mi o niej opowiadał. Chyba
bardzo ją kochał.
- Zwiata poza nią nie widział - przytaknęła Mariam
i usiadła na wygodnej kanapie. - To dlatego, że sam
stracił ojca w taki sposób - dodała. - To były dla nas
bardzo ciężkie lata, Chloe. Wiedzieliśmy, że wszystkim
nam zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo. A zwłasz
cza Paszy. Namawiałam go, żeby wyjechał ze mną do
Ameryki, ale stryj nalegał, aby raczej poszedł do szkoły
w Anglii. Chyba podjął słuszną decyzję, choć przy
znaję, że żałowałam nieraz, że zostaliśmy rozdzieleni.
Pokochałam go i do dzisiaj wierzę, że bardzo pragnął
być kochany. Odwiedzał nas, jak mógł najczęściej,
ale...
- Myślisz, że gdyby był wtedy przy was...
- ...to Lysette nie wpadłaby w kłopoty?- dokoń
czyła Mariam i pokiwała głową. - Podziwiała Paszę.
Moim zdaniem był dla niej kimś pomiędzy ojcem
a starszym bratem. Kochał ją, lecz w miarę potrzeb po
trafił być surowy. Lysette na pewno nie zrobiłaby nicze
go, z powodu czego musiałby się za nią wstydzić.
- Zatem dlaczego? - Chloe zawahała się przez
chwilę. - Być może była zakochana.
- Podejrzewam, że raczej zastraszona - powiedziała
Mariam. Zmarszczyła brwi. - Ale nie jestem pewna.
W ogóle nie chciała o tym mówić. To było do niej zu
pełnie niepodobne. Pewnie się bała.
- Co to znaczy?- z niepokojem zapytała Chloe. -
Bała się Paszy?
- Och, nie. Najwyżej mogła siego wstydzić, ale zda
wała sobie sprawę, że nigdy by jej nie skrzywdził. To
ten drugi tak na nią działał.
- Znałaś go?
- W pierwszej chwili myślałam, że chodzi o reżyse
ra - odparła Mariam. - Zaproponował jej rolę w swoim
filmie. Początkowo była tym przejęta, a potem wszyst
ko nagłe się zmieniło.
- Jak to zmieniło?
- Oznajmiła, że to nie dla niej, ponieważ jest córką
szejka i występując w głupich filmach, ośmieszyłaby
swoją rodzinę. - Mariam zamyśliła się. - Były też inne
rzeczy. - Westchnęła i pokręciła głową. - Nie ma sensu
teraz o tym rozprawiać. Było, minęło - wszystko skoń
czone. Powiedz mi lepiej coś o sobie. Jak poznałaś Paszę?
- Płynęliśmy tym samym statkiem - odparła Chloe.
- Zaczęło się dosyć dziwnie.
Opowiedziała jej przebieg wypadków, począwszy od
przygody z szampanem, do spotkania z Brentem Har-
woodem, a skończywszy na ucieczce na pustynię.
- Sama widzisz. Gdyby nie próbował, to bym nie
uciekła i...
- Tak, to dziwne, zwłaszcza że przez pewien czas
był związany właśnie z Lysette - przytaknęła Mariam
i znowu popadła w zadumę. Potem wzruszyła ramiona
mi. Była tak szczupła, że przez cienki jedwab jej sukni
widać było wystające kości. - Tak musiało być ci pisa
ne, moja droga. Wierzę w to z całego serca. Pasza
wyraznie był ci przeznaczony, więc spotkałabyś go prę
dzej czy pózniej.
- To samo twierdzi Saszimi.
- Saszimi?- Mariam uniosła brwi. - Obawiam się,
że nie wiem, o kim mówisz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]