[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jadę.
Nic złego nie zrobiłam mruknęła, ale zaraz przypomniała sobie \ółte światło. Nie
jedyne zresztą. Prawie.
Zdaniem Alcksija, prowadziła jak weteran wyścigów samochodowych. Pozostałych
u\ytkowników drogi traktowała jak groznych rywali. Co chwilę zmieniała pas ruchu, i to bez
włączania kierunkowskazu.
Nic mo\esz wybrać sobie jednego pasa i cały czas się go trzymać?
Musisz mi psuć zabawę? mruknęła Bess, ale zrobiła, o co prosił. Uwielbiam
prowadzić, ale rzadko mam okazję.
Nie \artuj. Aleksij uśmiechnął się. Wpadający przez otwarty dach wiatr rozwiewał
włosy Bess na wszystkie strony.
Ostatni raz siedziałam za kierownicą, kiedy razem z L.D. jechaliśmy na jakąś
imprezę na Long Island. Zerknęła we wsteczne lusterko i błyskawicznie zmieniła pas ruchu.
Naprawdę nie mogła się powstrzymać. Tylko raz pozwolił mi się gdzieś zawiezć. Potem ju\
zawsze brał swój samochód i nigdy nie pozwolił mi poprowadzić.
Uśmiechnęła się do Aleksija, lecz gdy zobaczyła jego minę, natychmiast posmutniała.
Przepraszam mruknęła.
Za co?
Za to, \e wspomniałam o L.D.
Ja nic nie mówiłem.
No i co z tego, pomyślała Bess. Nie musiał. Wystarczyło, \e jego spojrzenie nagle
stało się lodowate.
Zacisnęła palce na kierownicy. Przestała się rozglądać na boki, patrzyła prosto przed
siebie.
L.D. jest moim przyjacielem, Alik powiedziała. Zawsze był tylko przyjacielem.
Ja nigdy... Urwała, odetchnęła głęboko. Nigdy z nim nie spałam.
Nie pytałem, czy z nim spałaś, czy nie.
Mo\e powinieneś. Najpierw robisz awanturę, bo chcesz się o mnie wszystkiego
dowiedzieć, a potem twierdzisz, \e nic cię to nie obchodzi. Uwa\am...
A ja uwa\am, \e za szybko jedziesz. Pogłaskał ją po policzku. I nie denerwuj się
tak, dobrze?
Dobrze zgodziła się posłusznie, lecz jej palce nadal kurczowo ściskały kierownicę.
Chciałabym kiedyś z tobą o tym porozmawiać.
Dobrze, ale nie teraz.
Czy ona nie rozumie, \e nie mam ochoty rozmawiać o facetach, którzy byli dla niej
wa\ni? mówił do siebie poirytowany Aleksij. Nawet myśleć o nich nie chcę. Zwłaszcza
teraz, kiedy ju\ wiem, \e ją kocham, odkąd wiem, jaka jest, kiedy nie myśli i nie gada za
du\o.
Wiele się o niej dowiedział. Polubił cichutkie westchnienia i nieprzytomny wyraz
oczu, który miała jeszcze długo po tym, jak rano wstała z łó\ka. Wiedział, \e uwielbia stać
pod zbyt gorącym prysznicem i \e zawsze coś gubi: kolczyk, wa\ne notatki, pieniądze. Nigdy
nie liczy, czy dobrze wydają jej resztę, i zawsze daje za du\e napiwki.
Za to wszystko ją kochał. Nie chciał myśleć o mę\czyznach, którzy tak\e znali ją od
tej strony.
Skręć tutaj.
Słucham?
Powiedziałem: skręć... Machnął ręką, bo Bess jak strzała przemknęła obok
właściwego zjazdu. Dobra, skręć w następny. Zawrócimy.
W jaki następny?
W następny zjazd. Potrząsnął nią leciutko. Masz skręcić w następny zjazd, a to
oznacza, \e trzeba zjechać na prawy pas.
Jasne. Nacisnęła pedał gazu i wyprzedziła kolejny samochód. A kiedy rozległ się
klakson, tylko się uśmiechnęła i pomachała oburzonemu kierowcy.
Nie był przyjaznie usposobiony zauwa\ył Aleksij.
Wiem, ale to jeszcze nie powód, \ebym ja te\ zachowywała się niegrzecznie.
Niektórzy uwa\ają, \e zaje\d\anie komuś drogi jest bardzo niegrzeczne.
Bzdura. To kwestia zręczności i szybkiego refleksu. Zawróciła i bez kolizji skręciła
we właściwy zjazd. Jakimś cudem udało im się szczęśliwie dojechać na miejsce.
Kluczyki. Wyciągnął rękę, gdy tylko Bess zaparkowała. Jedyne wolne miejsce
znajdowało się o całą przecznicę od domu rodziców Aleksija.
Nie wlepili mi mandatu. Nadąsana pomachała mu przed nosem kluczykami od
samochodu.
Tylko dlatego, \e \aden gliniarz z drogówki nie odwa\ył się ruszyć za tobą w
pościg. Oddaj kluczyki. Bess. Mam dość przygód jak na jeden dzień.
Nie lubisz, gdy kobieta prowadzi mruknęła niezadowolona. Męska ambicja.
Nie ambicja, tylko instynkt samozachowawczy. Zabrał kluczyki i schował do
kieszeni. Chcę jeszcze trochę po\yć, to wszystko.
To była prawda, ale prawdą było tak\e i to, \e miał wielką ochotę przejechać się jej
zgrabnym mercedesem, lecz o tym wolał nie wspominać.
Aadnie tu stwierdziła Bess, rozejrzawszy się po ulicy.
Rzeczywiście, wokół było du\o zieleni, starannie wypielęgnowane trawniki, du\o
drzew i kwiatów, a wśród tego wszystkiego rozkrzyczane dzieciaki jezdziły na rowerach i
hulajnogach. Domy były stare, lecz zadbane i bardzo czyste.
Grupa nastolatków z deskorolkami coś do niego wołała. Bess zauwa\yła, \e gwi\d\ą i
pokazują kciuki do góry. Widocznie ją sobie obejrzeli i spieszyli przekazać Aleksi lowi
swoją opinię.
No to pierwszą próbę mam ju\ za sobą za\artowała. Aleksij nie musiał wiedzieć,
jak bardzo się denerwowała.
Weszli na schodki prowadzące na ganek. W tej samej chwili drzwi się tworzyły. W
progu stanął Michaił z Griffem na rękach.
Znowu się spózniłeś skarcił brata.
Bess przegapiła zjazd.
Zawsze się spóznia. Michaił uśmiechnął się do Bess i podał jej rękę. Cześć,
jestem Michaił.
Przywitali się. Griff wychylił się z ramion ojca i pocałował Aleksija. Teraz nachylał
się do Bess. Zmiejąc się, pocałowała go w policzek.
Witaj, przystojniaku powiedziała do dziecka.
Griff ma słabość do kobiet stwierdził Michaił. Odziedziczył to po wujku.
Nie zaczynaj mruknął Aleksij.
Ale Michaił nie zwracał na niego uwagi; przyglądał się Bess. Patrzył tak długo i tak
przenikliwie, \e zaczęła się wić pod jego spojrzeniem. W końcu nie wytrzymała.
Mam kleksa na nosie czy co? spytała.
Nie, skąd\e. Michaił jakby się obudził. Bardzo cię przepraszam. Robisz postępy
zwrócił się do brata po ukraińsku. Ta babeczka jest warta kilku poranków na sali
gimnastycznej.
No. Aleksij objął Bess. Ale jak jej o tym powiesz, to cię uduszę.
Męskie rozmowy? spytała.
Ta kobieta ma nie tylko niezwykłą twarz, pomyślał Michaił, ale i inteligencję. Tak,
Alik robi postępy. Mo\e nareszcie wydorośleje.
Złe wychowanie powiedział przepraszającym tonem. Właśnie mówiłem bratu, \e
ma bardzo dobry gust. Wprowadz Bess do domu, Aleksij. Ja tu zostanę, bo Griff chce
popatrzeć, jak dzieciaki je\d\ą na rowerach.
Michaił posadził sobie Griffa na barana i przeszedł z nim na drugą stronę ulicy.
Chłopczyk klaskał w rączki i krzyczał coś do dzieci w niezrozumiałym języku małych ludzi.
Wcią\ nie mogę się przyzwyczaić, \e on ju\ jest ojcem westchnął Aleksij.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]