[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrócił do łazienki. Niezbyt grzecznie, ale zawieszenie broni
było zbyt kruche, by ryzykować. No i głupi różowy ręcznik
wznosił się jak namiot na jego biodrach. Ubierał się powoli,
zwłaszcza że dres był za mały. Szary, sprany i na pewno nie
jej.
Więc czyje? Byłego chłopaka? Czyżby zatrzymała je
przez sentyment? No cóż, ten pomysł nie przypadł mu do
gustu. Spodobała mu się za to myśl, że nosi je w domu i
rozpala ognisko w ogrodzie niezbyt oryginalne marzenie,
ale było w nim coś fajnego.
Kiedy się ubrał, było już całkowicie opanowany, ale i
tak zanosiło się na ciężką noc, jeśli Elle nadal będzie parad-
owała w tych słodkich, krótkich szortach. Już miał wyjść z
111/234
łazienki, gdy ze sterty jego ubrań na podłodze dobiegło
ciche brzęczenie. Kto do niego dzwoni o tej porze? Na
pewno nie Nathan. Gabe wyjął komórkę z kieszeni.
Halo?
Mamy problem.
Z westchnieniem potarł nasadę nosa.
Lynn. Rzeczywiście mają problem, jeśli nowa
szefowa jego klubu w Los Angeles dzwoni do niego o tej
porze. Nie była kobietą, którą trzeba prowadzić za rączkę.
Co się dzieje?
Ten dupek, którego wywaliłeś, grozi procesem,
jeśli nie dostanie odszkodowania.
O Boże, ostatnie, czego mu trzeba.
Podkradał pieniądze. Który sędzia stanie po jego
stronie?
Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Chce
porozmawiać z tobą osobiście.
Ma mój numer.
No tak, ale chce się spotkać twarzą w twarz, żeby
pogadać.
Obserwował, jak Elle kładzie na łóżku stertę koców.
Zamknął drzwi i odezwał się cicho:
Nie polecę taki kawał jak pies na gwizd pana,
dopóki z nim nie porozmawiam. Jeśli jeszcze nie ma mojego
numeru, możesz mu go dać.
Domyślałam się, że to powiesz. Westchnęła.
Zobaczę, co się da zrobić.
Dzięki, Lynn.
112/234
Podziękujesz mi podwyżką, misiu.
Roześmiał się.
Dopilnuj, by wszystko szło jak z płatka, a masz to
jak w banku.
Przypomnę ci te słowa.
Rozłączył się i wrócił do sypialni.
Elle uśmiechnęła się niepewnie.
Problemy?
Praca, nic takiego. Nie chciał myśleć o tym tu i
teraz, gdy Elle stała tak blisko, tak cudownie seksowna.
Masz jakieś filmy?
Zamrugała.
No, tak.
Kretyn. Oczywiście, że ma jakieś filmy. W dzisiejszych
czasach wszyscy mają w domu filmy. Boże, im dłużej z nią
przebywa, tym na większego durnia wychodzi.
Odchrząknął.
Może coś obejrzymy? Dzisiaj pewnie i tak nie
pośpimy, zresztą musisz jeszcze zażyć lekarstwo.
Elle przewróciła oczami, ale nie wdawała się w
dyskusję.
W ślad za nią zszedł na parter. Nie spieszył się,
ciekawie rozglądał się dokoła. Wszystko, żeby nie patrzeć
na jej pośladki. Zciany i chodnik były w pastelowych kolor-
ach, przez co wyglądały na lekko sfatygowane. Ale tak
naprawdę wydawało się, że są tu jedynie po to, by
podkreślać żywe barwy obrazów na ścianach. Gabe roz-
poznał dzieła lokalnych artystów, które widział w galerii
113/234
Nathana. Malowali wszystko, od portretów, poprzez pejza-
że po abstrakcje.
Kuchnia, pomalowana na świeży limonkowy odcień
zieleni, z którą przyjemnie kontrastowała biel szafek i
sprzętów kuchennych, lśniła czystością. Albo rzadko tu
zaglądała, albo miała fioła na punkcie czystości.
Gotujesz?
Zatrzymała się w progu i wzruszyła ramionami.
Właściwie nie. Przypalam nawet wodę na herbatę.
Moja mama panikuje, że przez to nigdy nie znajdę męża.
Wreszcie coś, na czym się nie zna. Ale i bez tego
wpędziłaby w kompleksy każdego faceta. Gabe podszedł do
lodówki.
Nie było tak zle. Przy odrobinie kreatywności da się
sklecić niezły posiłek.
Prawdziwa z ciebie kwoka. Tak, Gabe, zjadłam
kolację, z Roxanne. Nie, nie jestem głodna, ale jeśli ty
jesteś, czuj się jak u siebie w domu.
Jesteś słodka, kiedy się na mnie złościsz.
Zamknął drzwi i spojrzał znacząco na benadryl. Zażyj.
Roześmiała się. Był to bardzo przyjemny dzwięk.
Nieznośnie dominujący.
I znowu kopiesz leżącego.
Odczekał, aż zażyła lekarstwo, i zabrał jej kubeczek.
Teraz możemy odpocząć.
Salonik miło go zaskoczył. Spodziewał się zobaczyć
delikatne, kobiece mebelki, coś w stylu jego babci, z
nieodłącznymi koronkowymi serwetkami, a znalazł się w
przyjemnym, funkcjonalnym pokoju w kolorze kości
114/234
słoniowej. Na ścianie wisiał telewizor nie taki wielki jak
jego olbrzym, ale na tyle duży, że sam by się go nie powsty-
dził. Spojrzał na nią pytająco. Wzruszyła ramionami.
Brat go wybierał.
Podszedł do szafki z kolekcją płyt DVD. Oczywiście
mnóstwo babskich filmideł i kina artystycznego, ale na
samym dole trafił na żyłę złota. Rambo. Predator. Obcy i
to wszystkie części. I jeszcze cały cykl Terminatora. Na-
jwyrazniej księżniczka ma słabość do kina akcji.
Nie krytykuj mnie.
Niby dlaczego miałbym cię krytykować? Prze-
jechał palcami po okładkach, widząc coraz więcej ulubio-
nych tytułów: Szklana pułapka, Człowiek Demolka,
Drżenia.
Nie ma nic złego w tym, że lubię kino akcji z lat
osiemdziesiątych. To klasyka gatunku.
Zachowujesz się, jakbym się sprzeciwiał. Na-
jwyrazniej komuś się to nie podobało. I to komuś dla niej
ważnemu, sądząc po jej reakcji. Akurat tak się składa, że
lubię kino akcji z lat osiemdziesiątych, i nie tylko.
Mruknęła coś, a jemu w końcu udało się oderwać od
filmów.
Co?
Nic zapewniła z miną niewiniątka.
Zagryzła usta, gdy przewiercał ją wzrokiem.
No dobra, przyznaję wykrztusiła. Dziwię się,
że mamy cokolwiek wspólnego.
Oboje lubimy tatuaże zauważył. Wcześniej czy
pózniej tak się to musiało skończyć.
115/234
Otworzyła usta i zaraz je zamknęła. I znowu, jak na
zawołanie, oblała się rumieńcem.
Jesteś taki...
Seksowny. Czarujący.
Przytłaczający.
Wybrał film. Terminator 2. Dzień sądu. Wsunął płytę
do odtwarzacza.
To jeden z moich ulubionych filmów.
Mój też.
A więc jest dla nich nadzieja. Nie zamierzał jednak
kończyć rozmowy.
Mówisz, że jestem przytłaczający, ale z twojego
tonu nie mogę wywnioskować, czy to coś złego, czy
dobrego.
Kiedy koło niej siadał, Elle zdążyła już przygotować
piloty. Spięła się na moment, ale zaraz się odprężyła. Ch-
ciał otoczyć ją ramieniem, ale nie miał pojęcia, jak na to
zareaguje.
No, sama nie wiem. Wiesz, nie to sobie wyo-
brażałam, kiedy tamtej nocy skradałam się do łóżka.
Uruchomiła odtwarzacz i włączyła film, nieświadoma, jak
na niego działa.
Chyba chcesz przekonać samą siebie.
Mówię prawdę, nie muszę się przekonywać. Po-
patrz na nas. Tak, wiem, to strasznie płytkie, ale wiesz, o
co mi chodzi. Ty włóczysz się po Zachodnim Wybrzeżu i
używasz życia. A ja jestem koordynatorką w galerii twojego
brata.
O co ci chodzi?
116/234
[ Pobierz całość w formacie PDF ]