[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedział sobie w duchu. Zajrzał do skrzynki głosowej gwatemalskiego telefonu. Miał jakieś
dwadzieścia wiadomości. Nic pilnego. Włączył grę, ale nie zagrał.
Rutynowe formalności, długie godziny oczekiwania, narady, kłopoty z Estelą  wszystko było
takie nudne. Wszystko poza Clarą. Wokół jej postaci zbudował sobie wewnętrzny świat, który teraz
stanowił jego jedyne schronienie. Zamknięty krąg, pomyślał i poczuł się zadowolony z takiego ujęcia
sprawy.
Przymrużył powieki przed słonecznym blaskiem. Założył ciemne okulary. Ten kraj idzie na dno,
powiedział sobie w duchu.
Nieświadomie zaczął odtwarzać kolejne etapy zakończonej dopiero co podróży. Kiedy wyrwał
się z tej mnemotechnicznej fantazji, stał nagi pod gorącym strumieniem prysznica. Dostrzegł swoje
odbicie na mokrej powierzchni chromowanego metalu, cynicznie się uśmiechnął. Odwrócił wzrok od
własnego obrazu i zaczął się namydlać. To był długi, przyjemny, terapeutyczny prysznic.
Owszem, cierpiał  przyszło mu do głowy, gdy przesuwał białym, delikatnym, puszystym
ręcznikiem po całym ciele  ale cierpiał jak przystało na człowieka wyższej kategorii, by posłużyć
się terminologią chińskiej Księgi Przemian. Nie z własnej winy, lecz z powodu związków z innymi
ludzmi. Po prostu (jak mawiała nieboszczka matka do dziecka, którym kiedyś był) okazywał się zbyt
dobry dla tego świata. A kto dziś może sobie pozwolić na luksus bycia tak dobrym?
Przespacerował się po mieszkaniu, zajrzał do pokoju Raulita, który przebywał w Taxco.
Popatrzył na dziecięcy kącik  na konika i tygrysa z pluszu, poduszkę w kształcie globusa, książeczki
z bajkami, mitami i historiami przygodowymi, ciężarówkę z klocków lego, lampkę mającą formę
namiotu tipi. Poszedł do swojej sypialni, wyciągnął się na łóżku.
Sieć ludzkich zależności, w których centrum się znajdował, już wkrótce miała się zamienić w coś
innego. W jego wyobrazni jak gdyby spośród mgły wyrastał ogromny budynek. Czy będzie stał, czy
rozpadnie siÄ™ jak domek z kart?
Podniósł się. Wszystko to mogło tylko przysporzyć mu zmartwień  na powierzchnię jego pamięci
wypłynęło pewne zdanie. Nie pamiętał, z jakiej pochodziło książki.
2
Po długich deszczach Droga Panamerykańska znajdowała się w opłakanym stanie, jechało się
powoli. Mimo to cieszył się, że nie wziął ze sobą Camila. Niejednokrotnie jakiś przeciążony autobus
zmuszał go do zjeżdżania z asfaltu, a liczne obsuwiska sprawiały, że podróż wśród przepaści
i wąwozów stawała się jeszcze bardziej niebezpieczna. Tak fizycznie, jak duchowo kraj zmierzał na
dno. Kraj? Cały świat, dialogował sam ze sobą. Znów chodziło o to, kto wyląduje na górze. Co do
niego  gotów był zlikwidować każdą napotkaną na swojej drodze przeszkodę, której nie zdołałby
ominąć. Na swojej drodze? Ta może zresztą donikąd nie prowadziła. Ale nie mógł zostać tam, gdzie
się znajdował.
W Patzicíi   ojczyznie buntowniczych i krwawych Indian , jak mawiaÅ‚ jakiÅ› miejscowy
historyk  skręcił na starą drogę, sporo węższą niż główna, za to mniej uczęszczaną. Odbywający się
w wiosce Kakczikelów pogrzeb dziecka zmusił go do krótkiego postoju. Wysiadł z auta, by
rozprostować nogi. Zimne powietrze znad płaskowyżu wywołało w jego głowie lawinę wspomnień.
Powiedział sobie w duchu, że wspominać jest dobrze, lecz zdecydował, że zbyt wiele wspominać nie
powinien.
Za PatzicíÄ…, w skalistych, ciemnych górach, widać byÅ‚o Å›lady ostatniego huraganu: jaÅ›niejsze
obsuwiska piaszczystej ziemi kojarzyły się ze śladami stąpnięć rozszalałego olbrzyma. Pnie
przewróconych drzew i celujące w bezchmurne niebo korzenie zdobiły krawędzie przepaści. Nagle
na krajobraz spadła płachta mgły. Musiał zwolnić i włączyć światła.
Odnosił wrażenie, że sprzysiągł się przeciw niemu cały zestaw czynników najrozmaitszej natury.
Czy jego reakcja była usprawiedliwiona? Czy wyolbrzymiał przed samym sobą zbrodniczość krętej
ścieżki, którą sobie wytyczył? Nie ulegało wątpliwości, że poszanowanie dla zasad prawa schodziło
w tym przypadku na bardzo daleki plan. Siła wyższa, pomyślał. Przetrwanie, dobrobyt syna.
Przynależność plemienna? Mgła gęstniała, ale od czasu do czasu przedzierał się przez nią promień
słońca.
Nie dało się wykluczyć, że wszystko ułoży się doskonale, jeśli sprawy potoczą się wedle jego
planu. Chociaż  czy kiedykolwiek tak bywało? Tak czy owak wszyscy  łącznie z Clarą, a w jej
przypadku korzyści wykraczałyby poza sferę czysto materialną  mogli na tym skorzystać. Jeszcze nie
było chyba za pózno na odrobinę dobrej wiary. Zanim wróci porządek, wszystko jest dozwolone, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl