[ Pobierz całość w formacie PDF ]
porządku.
Lizzie widocznie odczuwała ich brak. Trochę go to dziwiło.
Zajmowała się sztuką, pracowała w barze. W dodatku to jej
powiązanie z mordercą. Czy to wszystko zbyt mało, żeby poświęcić
się czemuś ważniejszemu niż woskowanie podłogi?
Po prostu potrzebny jej mężczyzna, pomyślał i znów uśmiechnął
się do siebie. Potrzebny jej ktoś, kto zajmie ją tak bardzo, że zapomni
o brudnych talerzach i nie wyrzuconych śmieciach. Kto porwie ją na
ten cienki materac w rogu pokoju.
59
Anula
ous
l
a
and
c
s
Wyobraził sobie ich ubrania porozrzucane w nieładzie, nagie
ciała splecione na podłodze.
- Dość - powiedział głośno. Dość fantazjowania. Lizzie nie jest
dla niego. Tej dziewczynie potrzebny jest ktoś, kto skupi się
wyłącznie na niej. Kto będzie ją kochał. Dzięki komu z jej oczu
zniknie troska. Damien wiedział, że nie on jest tym mężczyzną.
I po raz pierwszy, od kiedy pamiętał, żałował, że tak nie jest.
Zaparkował swojego austina na chodniku. Stąd może swobodnie
obserwować jej dom. Zobaczy, jeśli ktoś będzie chciał dostać się do
środka. Nie przypuszczał, żeby coś takiego miało się wydarzyć, ale
nie mógł po prostu założyć, że Lizzie jest bezpieczna, i spokojnie
wrócić do domu.
Będzie siedzieć i patrzeć. I tak prawie nie sypia. Zamiast
przemierzać w tę i z powrotem własne mieszkanie, równie dobrze
może spędzić tę noc w samochodzie.
Wyciągnął się w popękanym, skórzanym fotelu. Ulice były
prawie puste, Tylko jakaś bezdomna kobieta, jakich niezliczone rzesze
w Kalifornii, szła powoli chodnikiem. W obu rękach dzwigała torby
na zakupy. Spódnice plątały jej się między spuchniętymi kostkami.
Tłuste, siwe włosy przewiązała brudną chustką. Pod nosem mruczała
jakąś piosenkę. Damien próbował zrozumieć słowa, ale zlewały się w
jedną, bełkotliwą całość, Brzmiało to jak jakaś stara, dziecięca
rymowanka, której nigdy przedtem nie słyszał.
Nieoczekiwanie kobieta zatrzymała się przed domem Lizzie.
Damien natychmiast odczuł gwałtowny wzrost poziomu adrenaliny,
60
Anula
ous
l
a
and
c
s
lecz po chwili starucha ruszyła dalej swoją drogą, mrucząc pod nosem
coś o mydle do golenia. Potem zniknęła w ciemnościach.
Damien spróbował się rozluznić. Zwiatło w mieszkaniu Lizzie
ciągle się paliło. Zaczął żałować, że okna nie są większe i pozbawione
zasłon. Mógłby wtedy, niczym zwykły podglądacz, patrzeć jak się
rozbiera, ożywić wlokący się czas, popuszczając wodze erotycznej
wyobrazni. Widzieć jej miękkie piersi, długie nogi, mocne ramiona i
szopę rudych włosów. Gdyby spotkali się w innym czasie, może
przynajmniej mieliby choć ułamek szansy na udany związek.
Coś w jej oczach mówiło mu, że taki czas być może kiedyś
nastąpi. Chciał w to uwierzyć, lecz wiedział, że powinien porzucić
wszelką nadzieję.
Bezdomna kobieta wędrowała ulicami. Torby ciążyły jej w
rękach, ale nie narzekała. Dzięki nim zawsze miała przy sobie
wszelkie narzędzia potrzebne w jej fachu, była więc zadowolona. O, w
tej torbie z reklamą Giorgio ukryła maskę. Musi pamiętać, żeby brać
plastikowe reklamówki na noże. Te z papieru nasiąkały krwią.
Nikt jej nie zaczepiał. To dobrze, bo gdyby spróbował, mógłby
tego żałować. Lepiej niech myślą, że jest bezbronną staruchą
mruczącą bezsensowne piosenki. Muszą pozostać nieświadomi jej
mocy.
Miała nadzieję osiągnąć swój cel już tej nocy. Chciała wrócić do
mieszkania Lizzie Stride, ale zrozumiała, że odpowiedni czas jeszcze
nie nadszedł. Musi poczekać na idealny moment. W dodatku, w
samochodzie przed domem, siedział ten dziennikarz i nie spuszczał z
61
Anula
ous
l
a
and
c
s
niej oka. Wiedziała, że niczego nie podejrzewa, ale jednak tam
siedział i się gapił. Musi jeszcze poczekać.
Nie szkodzi. Przecież czeka już tak długo. Ponad sto lat jeśli
chodzi o ścisłość. Może poczekać jeszcze kilka dni.
Póki co, ma jeszcze parę rzeczy do zrobienia, a czas nagli.
Mrucząc pod nosem, przyspieszyła kroku w poszukiwaniu kolejnej
ofiary.
Lizzie śniła. Nie było w tym śnie ani krwi, ani potworów. Nie
było masek i śmierci. Znił jej się Damien.
Damien, którego długie, delikatne dłonie gładziły jej rozgrzaną
skórę. Widziała jego ciemne, udręczone oczy. Wąskie, twarde wargi
całowały ją namiętnie. Lizzie czuła ich smak. Był to smak ciemności,
seksu, obsesji; smak, przed którym uciekała przez całe życie. Jednak
nie wzbraniała się. Odwzajemniała jego pocałunki. Pragnęła go coraz
bardziej.
Kiedy ją przygarnął, poczuła twarde mięśnie pod jego gładką
skórą. Czuła, jak dłońmi niecierpliwie przedziera się przez kolejne
warstwy jej ubrania. Przywarła do niego całym ciałem. Był jej tak
samo potrzebny, jak ona jemu.
Nagle coś wyrwało ją ze snu. Obudziła się zlana zimnym potem.
Ręce jej drżały. Chciała tam wrócić, wiedziała, że w tym śnie kryły
się odpowiedzi na dręczące ją pytania i że nie zdążyła ich poznać.
Odeszły wraz ze snem, z którego wyrwało ją przenikliwe dzwonienie
telefonu.
62
Anula
ous
l
a
and
c
s
Lizzie nie chciała podnosić słuchawki. Spojrzała na zegar -
dochodziła szósta rano. Słońce pewnie już wstało, ale tu ciągle siąpił
deszcz. Kolejny okropny dzień. A dzwonek telefonu mógł zwiastować
tylko kolejne nieszczęście.
Czekała, aż włączy się sekretarka, telefon dzwonił jednak bez
przerwy, nie zostawiając jej wyboru.
Wiedziała, że to Adamson, jeszcze zanim się odezwał. %7łe chce
ją poinformować o następnej śmierci. Wiedziała też, o co powinna się
go spytać.
- Chce pani, żebym przysłał samochód? - zaproponował
troskliwie. - Nie zabiorę pani zbyt wiele czasu. W końcu
przerabialiśmy to już kilka razy.
- Sama przyjadę. Niech pan tylko powie, jaką maskę miała na
twarzy?
- A czy to ma znaczenie? - Adamson wyraznie tracił cierpliwość.
- Ma.
- Nie wiem, jak ją pani nazwała. Maska starszej kobiety. Pulchne
policzki, siwe włosy. Taka...
- Damulka - Lizzie skończyła za niego.
- Właśnie. Dlaczego pani pyta?
- Wyjaśnię, jak przyjadę. Będę u pana za pół godziny. Zanim
zdążyła o czymkolwiek pomyśleć, była już pod prysznicem. Ubrała
się w luznie dżinsy i przypłowiałą bluzkę. Mokre włosy związała w
węzeł na karku. Dopiero gdy znalazła się w porannym deszczu,
przypomniała sobie o zepsutym wozie.
63
Anula
ous
l
a
and
c
s
Przez chwilę wahała się, co zrobić. Wtedy zauważyła stary
sportowy samochód zaparkowany kilka metrów dalej.
Podeszła do niego bez zastanowienia. Damien siedział
pogrążony we śnie na przednim siedzeniu. Na jego szczupłej twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]