[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skromności, prawda?
Dlaczego nagle postanowił być tak okrutny? Dlaczego mówił do
niej tym zimnym, bezwzględnym tonem, który zdawał się wytykać
jej głupotę? Patrzyła na niego przez chwilę, po czym westchnęła
głęboko, żegnając resztki pryskającego czaru. Mogła się tego
spodziewać. Jej życie już od lat pozbawione było wszelkiego uroku,
czemuż więc miałaby przypuszczać, że kiedyś będzie inaczej.
- Nie mogę zmienić tego, co myślisz, James, więc nie będę traciła
czasu na bezowocne próby. Możesz przypisywać moją reakcję czemu
tylko sobie życzysz, ale wątpię, abyś miał słuszność.
W jego oczach pojawiły się ogniki gniewu.
- Trafiony, Sarah! Okazujesz się zupełnie inna, niż sądziłem, gdy
zaczynaliśmy tę podróż.
- Doprawdy? - Odgarnęła włosy z twarzy, z zadowoleniem
zauważając, że jej ręce nie zdradzają drżeniem przeżywanych przez
nią uczuć.
-O tak, zupełnie inna. Są w tobie niezbadane pokłady, Sarah
Marshall, i nie myślę tu tylko o tej mrocznej tajemnicy, której tak
zaciekle bronisz. Sprawiasz, że mam ochotę się dowiedzieć, co kryje
się w głębi twej duszy. - Wpatrywał się w jej usta wzrokiem
84
RS
przyprawiającym ją o drżenie. - W tobie jest pasja, Sarah, pasja,
która, jak sądzę, nigdy nie została obudzona. To wyzwanie, jakiemu
niewielu mężczyzn potrafiłoby się oprzeć.
Narastał w niej gwałtowny, paniczny strach, ale udało się jej go
zwalczyć.
- Jeśli mam przez to rozumieć, że to ty zamierzasz ją obudzić, nie
fatyguj się. Nie szukam kochanka, dziękuję bardzo.
- Nie? - Z zaskakującą gwałtownością przyciągnął ją do siebie. - A
ja sądzę, że tego ci właśnie potrzeba. Potrzebujesz kochanka, by
wyrwał cię z marazmu, w jakim tkwiłaś. - Uniósł dłoń i rozchylił jej
wargi tak, że jego palce wsunęły się do ciepłego wnętrza,
przyprawiając ją o gorące pulsujące drżenie. - Jesteś więcej niż
gotowa, by przyjąć mężczyznę do swego życia i do swego łóżka.
Najwyższy czas, Sarah Marshall, byś stawiła temu czoło.
-Jak śmiesz? - Odsunęła się, odpychając jego rękę. - Nie życzę
sobie, abyś ty ani ktokolwiek inny mówił mi, jak mam sobie
zorganizować prywatne życie!
- I tu się mylisz. Potrzebujesz kogoś, kto obudziłby cię, nim będzie
za pózno. Czy naprawdę tego chcesz? Tej samotnej sterylnej
wegetacji? Nie jesteś oziębła; przekonaliśmy się o tym dziś
wieczorem. Mówiąc wprost, do oziębłości ci daleko. Po prostu
musisz zaakceptować fakt, że potrzebujesz miłości tak jak każda
inna kobieta.
-Miłości czy seksu? To chyba masz na myśli! Uważasz, że od czasu
do czasu powinnam wskakiwać z kimś do łóżka, by pozbyć się
chandry? - Sarah roześmiała się z gorzką ironią, lecz po chwili
przygryzła wargi. - Obawiam się, że moja odpowiedz na tę ofertę
brzmi nie". Nie potrzebujÄ™ od ciebie tego rodzaju terapii.
- Nie proponowałem, czyniłem tylko obserwację. Przyznaję, że
czujÄ™ do ciebie pewien pociÄ…g. LubiÄ™ jednak kobiety pozbawione
zahamowań, a ty, słodka Sarah, masz ich tyle, że nie starczyłoby
życia, by je przełamać. - Wzruszył ramionami. - Jeśli jednak pewnego
dnia poukładasz sobie to wszystko, nie zapomnij do mnie zadzwonić.
Mam przeczucie, że ty i ja moglibyśmy dojść w łóżku do zawrotnych
85
RS
sukcesów.
- Nie zadzwoniłabym do ciebie, nawet gdybyś był ostatnim
żyjącym na ziemi mężczyzną, Jamesie Mac-Allister! Czy to jasne?
Nigdy!
Odwróciła się od niego i udała że śpi, ale tak naprawdę czuwała
jeszcze długo po tym, jak usłyszała rytmiczny oddech śpiącego
Jamesa. Wciąż brzmiały jej w uszach jego ironiczne słowa.
W tych krótkich, niemal magicznych chwilach, kiedy ją całował,
nie obchodziło jej, co jest słuszne a co lekkomyślne ani nawet to, co
stało się w przeszłości. Całował ją, a ona odpowiadała mu tak, jakby
czekała na ten moment przez całe swoje życie.
86
RS
ROZDZIAA ÓSMY
Mgła podnosiła się, a pierwsze blade promienie wschodzącego
słońca oświetlały góry. Sarah zatrzymała się na chwilę, by
zaczerpnąć powietrza i dojrzała majaczące w oddali zarysy małego
górskiego miasteczka.
Szli już ponad godzinę, a od miasteczka dzielił ich wciąż szmat
drogi. Na Szosie pojawiły się pierwsze samochody, ale, mimo kilku
podejmowanych przez Jamesa prób, żaden z nich się nie zatrzymał.
James. W czasie długiej bezsennej nocy usiłowała wymazać to
imię z pamięci. Spojrzała teraz na niego; wróciło uczucie
niewysłowionego żalu za czymś bezpowrotnie utraconym. Z lekko
wilgotnymi od potu włosami i opaloną, błyszczącą w słońcu skórą
wyglądał zabójczo przystojnie. Poczuła nagły skurcz serca i
wiedziała już, że jej nocne wysiłki poszły na marne.
Musiał wyczuć, że mu się przygląda, bo odwrócił się w jej stronę.
Spontaniczny, promienny wyraz jego twarzy sprawił, że wstrzymała
oddech. Już po chwili przybrał jednak swą chłodną maskę, która i ją
natychmiast ostudziła. Wczorajsze gorzkie doświadczenie powinno
było ją nauczyć, że od Jamesa MacAllistera nie należy oczekiwać
niczego.
-Możesz iść dalej? - spytał obojętnym głosem; zachowywali się jak
dwoje obcych ludzi, zmuszonych do wspólnej podróży, nie zaś jak
kobieta i mężczyzna, którzy przeżyli razem chwile uniesień.
Zezłościło to Sarah, a ton jej głosu zdradził wzbierający w niej gniew.
- Tak.
James obrzucił ją badawczym spojrzeniem, ale nic nie powiedział.
Sarah przygryzła wargę i wyprzedziła go. Tak bardzo pragnęła, by to,
co między nimi zaszło, nabrało dla niego jakiegoś znaczenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]