[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpiętym kołnierzykiem. Nie mogła patrzeć na niego, nie
pragnąc go, więc weszła do domu po Matthew i matkę.
Postanowiła, że dopóki zabawa nie skończy się, Matthew
będzie spał w kołysce na tarasie. Nie chciała, by był sam w
domu. I Caitlin będzie mogła go przypilnować, a być może
dołączy do niej Victoria.
Wieczorem ceny poszły w górę. Dzieci płaciły za bilety po
dwadzieścia pięć centów, a teraz trzeba było zapłacić od
pięciu do dwudziestu pięciu dolarów.
Toni przechadzała się po terenie, pojadając cukrową watę,
świadoma, że tego roku szpital otrzyma znaczną ilość sprzętu
medycznego. Ale poza tym, że cieszyła się ze względu na
dzieci, nie była wcale zadowolona.
Smutek i pragnienie samotności spowiły ją całą.
Zdecydowała, że musi coś zrobić, by otrząsnąć się z tego
nastroju. Zatrzymała się i spojrzała na diabelski młyn. Czy
kiedykolwiek jechała na czymś takim? - zastanowiła się. Być
może, kiedy była dzieckiem i mieszkała w Santa Fe. Ale nie
mogła sobie przypomnieć.
Pod wpływem impulsu wyrzuciła watę do kosza na śmieci
i zapłaciła za bilet. Kiedy zwolniło się miejsce, operator skinął
na nią. Usiadła ostrożnie.
- Czy jesteś sama, kochanie? - zapytał, unosząc brwi aż
pod daszek czapki.
- Tak, czy to dobrze?
Zdjął czapkę, podrapał się w głowę i rozejrzał.
- Lepiej jeśli oba miejsca są zajęte. Więcej forsy,
rozumiesz. Hej, ty! - krzyknął nagle. - Czy chcesz się
przejechać z tą śliczną, małą panią?
Toni spojrzała w tym samym kierunku i skuliła się
przerażona. Krzyczał do Linca.
- No, Linc, przejedz się - ktoś krzyknął.
- No dalej, Linc, to na taki wzniosły cel! - zawołał ktoś
inny.
Z widocznymi oporami, przynajmniej tak to widziała
Toni, Linc zapłacił za bilet i dołączył do niej. Nagle to, co
wydawało się przyjemnym, szerokim siedzeniem uległo
drastycznemu skurczeniu. Usiłowała przytrzymać spódnicę,
ale ciągle wydymała się w kierunku jego nóg.
- Nie przejmuj się tym - powiedział krótko, skrzyżował
ręce i patrzył prosto przed siebie, jak człowiek zmuszony do
czegoś, czego nie cierpi, a jednak gotowy zacisnąć zęby i
przejść przez to w możliwie najlepszy sposób.
Jego postawa doprowadziła Toni do wściekłości. Kiedy
operator opuścił drąg i zapiął ich, powiedziała:
- Aadna noc.
Zdecydowana była zmusić go do rozmowy. W odpowiedzi
odwarknął coś niezrozumiale.
- Czy masz coś przeciw nocy? - zapytała Toni ostro. W
chwilę potem diabelski młyn ruszył z szarpnięciem, co
spowodowało, że krzyknęła cicho. Linc odwrócił głowę.
- O co chodzi?
Schwyciła kurczowo za drążek.
- Czy to zawsze porusza się tak szybko? - zapytała, łapiąc
z trudem oddech. Koło zakręciło ich do góry, na dół, a potem
znów do góry,
- Nigdy przedtem nie jezdziłaś na czymś takim? - zapytał
z zaciekawieniem.
- Nie wiem. Nie pamiętam.
Teraz to ona patrzyła prosto przed siebie i bała się
poruszyć. Kurczowo się trzymała, przygotowana na wszystko.
Wszystkie mięśnie miała napięte.
- Diabelskie młyny są absolutnie bezpieczne.
- Skąd wiesz? - wykrzyknęła, gdy koło opuściło ich
jeszcze raz w dół. %7łołądek podszedł jej do gardła.
- Jezdziłem na setkach.
- Na setkach? - spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- No, może na pięćdziesięciu - uśmiechnął się słabo.
- Naprawdę? - pomyślała chwilę. - To wcale nie poprawia
mi samopoczucia.
Ruchem, który zupełnie Toni zaskoczył, objął ją i
przyciągnął do siebie.
- Daj spokój, Toni. Zupełnie nie ma się czego bać.
Objął ją jedynie po to, by się odprężyła, ale jej ciało
zareagowało tak, jakby mieli się kochać. Serce Toni nadal
waliło jak oszalałe, ale teraz powodem był Linc, a nie
diabelski młyn.
Właśnie wtedy, kiedy ich miejsce znalazło się na samym
szczycie, koło zatrzymało się.
- Co się dzieje? - zapytała, mówiąc pod wpływem strachu
głośniej niż zwykle.
Poklepał ją po nagim ramieniu.
- Zatrzymaliśmy się, żeby część mogła wysiąść, a nowi
pasażerowie wsiąść.
Ostrożnie popatrzyła w dół, by sprawdzić, czy ma rację.
- Myślisz chyba, że jestem głupia.
- Nie.
Uśmiechnęła się do niego i zobaczyła, że jego twarz
spochmurniała. Niech go cholera wezmie! - pomyślała,
kierując swe spojrzenie na roztaczające się dokoła wesołe
miasteczko. Z tej wysokości wszystko wyglądało pięknie.
Jakby świeciło milion kolorowych lamp. Z estrady płynęła
wolna, romantyczna melodia. Nie mogąc się oprzeć,
odwróciła ostrożnie głowę w jego kierunku i zobaczyła, że
wpatruje się w nią w zamyśleniu.
- Zdajesz sobie chyba sprawę, że ten festyn przyniesie
więcej pieniędzy niż którykolwiek z dotychczasowych bali?
- Nikt nie mówił mi, ile pieniędzy zebrano poprzednio,
ale jeśli to prawda, to cieszę się - zawahała się. - Czy
kiedykolwiek brałeś udział w takim balu?
- Co roku.
Nadal otaczał ją ramieniem, a jej skóra płonęła w miejscu,
gdzie ją dotykał.
- Pewnie miałeś jakąś panienkę.
- Co roku.
Diabelski młyn znów zaczął się kręcić. Bez zastanowienia,
przytuliła się do niego
- Czy... kiedykolwiek... no...
- Co, Toni?
- Lubiłeś którąś z nich?
- Nie zabierałbym ich, gdybym ich nie lubił.
- I przypuszczam, że przytulałeś je do siebie w czasie
tańca?
Nie bardzo wiedziała dlaczego zadaje mu te pytania.
Pewnie dlatego, że był tak blisko. A także dlatego, że czuła
okropny ból na myśl, że już nigdy z nim nie zatańczy i nic już
razem z nim nie zrobi.
- Oczywiście - powiedział szorstko - Toni, co to wszystko
znaczy?
Znów opadali w dół. Jej halka burzyła się i podrywała pod
wpływem podmuchu. Chciała znów wygładzić spódnicę, ale
dotknęła jego kolana. Gwałtownie cofnęła rękę.
- Po prostu byłam ciekawa, wiesz, jaki jesteś z innymi
kobietami. Zastanawiałam się... czy przytulałeś je i całowałeś
- przełknęła. - A potem rozbierałeś je, tak jak robiłeś to ze
mną.
- Toni - jęknął - przestań.
- Przepraszam - pochyliła głowę.
Ich siedzenie było na samym szczycie, kiedy nagle
diabelski młyn zatrzymał się gwałtownie, a wszystkie światła
wokół zgasły.
- Linc!
- To tylko awaria prądu. Za chwilę naprawią.
- To pewnie awaria w całym mieście, bo nigdzie nie
widzę świateł, nawet w twoim domu. Całe szczęście, że mama
jest z Matthew.
W dole zapanowała cisza. A potem ludzie zaczęli
rozmawiać i śmiać się, przekrzykując się nawzajem,
rozkoszując się nieoczekiwanym urozmaiceniem.
- Hej, wy tam, na diabelskim młynie! - usłyszeli wrzask
operatora. - Trzymajcie się mocno. Zaraz to naprawimy.
- Słyszałaś co mówił - powiedział Linc. Teraz nie musieli
już rozmawiać tak głośno. Nie trzeba było przekrzykiwać
muzyki ani hałasu maszynerii. Dobiegał ich tylko śmiech i
poszum laguny.
Toni milczała, napawając się ciszą i absolutną ciemnością,
panującą wokół. Przez następne lata będzie pamiętała ten
moment, z Linciem siedzącym u jej boku. Absolutnie ostatni
raz była tak blisko niego.
- Boisz się? - zapytał.
Potrząsnęła głową, a potem zdała sobie sprawę, że on nie
może tego zobaczyć.
- Nie - zaśmiała się - ale cieszę się, że jesteś tu ze mną.
- Ja też się cieszę.
Namiętność w jego głosie sprawiła, że odwróciła głowę.
Jej oczy zaczęły przyzwyczajać się do ciemności. Z pomocą
gwiazd mogła zobaczyć jego rysy.
- Linc, przepraszam... za wszystko. Chyba zbyt wiele
sprzysięgło się przeciwko nam.
- Ciii - uniósł palec do jej ust.
Powiew odgarniał jej włosy z twarzy, pozostawiając jego
oczom bezbronny policzek. Podniósł rękę i dotknął jej twarzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]