[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiedy zasugerowałam, żeby przyjąć tutaj dzieci?
- Nie przeraziłem się - odparł. Mężczyzny, który tyle lat spędził w wojsku, nic nie
może przerazić. - Ja tylko... się zdziwiłem.
Daisy odsunęła na bok nisko wiszącą gałąz.
- Tam, gdzie mieszkałam, było mnóstwo dzieciaków, które z radością spędziłyby
tutaj tydzień czy dwa.
Rozejrzała się, a on powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem. Zwiatło wczesnego po-
ranka pomalowało wierzchołki sosen. Aagodny wiatr poruszał gałęziami. Jasnoniebieska
sójka przecięła niebo niczym barwna kula. Las zawsze skupiał na sobie jego uwagę. Da-
wał mu spokój, równie nieosiągalny i ulotny, co poszukiwany.
Na samą myśl o dzieciach buszujących w lesie, który uznawał za świątynię, zaci-
snął zęby. Ale Daisy najwyrazniej podobał się ten pomysł.
- Dzieciaki w mieści nie mają pojęcia, jak tu jest. Nie znają świata bez chodników i
autostrad - mówiła tęsknie. - Nigdy nie widziały gwiazd, tak jak pan może je tu obser-
wować, nigdy nie słyszały takiej ciszy.
R
L
T
- Nie zamierzam przyjmować tutaj dzieci - odparł, prowadząc ją wokół sterty du-
żych kamieni. - To jest obóz dla liderów. Uczymy dyrektorów i tym podobne typy z kor-
poracji, jak działać w grupie. Jak liczyć na siebie nawzajem i uczyć się od siebie. Jak po-
konywać trudności i obracać je w zwycięstwo.
- Dzieci też skorzystałyby z takiej nauki - zauważyła.
- To nie moje zadanie. - Co, do diabła, robiłby z grupką dzieci biegających po gó-
rze? Już sam ciężar odpowiedzialności byłby olbrzymi.
- W słowach jest pan twardzielem, ale tak naprawdę nie jest pan taki surowy.
Uniósł brwi i spojrzał na nią.
- Proszę się nie oszukiwać.
- Nie oszukuję się - odparła, patrząc z uśmiechem na jego skrzywioną twarz. -
Rozmawiałam z Kevinem, który jest jeszcze prawie dzieckiem...
- Ma dwadzieścia lat.
- No właśnie - odrzekła. - Tak czy owak powiedział mi, że pan nie tylko zatrudnił
go bez żadnych referencji, ale jeszcze pożyczył mu pieniądze na naukę w Kulinarnym
Instytucie Ameryki. %7łeby został takim szefem kuchni, jakim chciałby zostać.
- To co innego. - Zirytował się, że Kevin jest takim paplą.
Obiecał sobie, że z nim porozmawia.
- Pod jakim względem?
Nie był pewny. Kevin zjawił się na górze nieco ponad rok temu, szukając pracy.
Był wychudły i wyczerpany swymi długotrwałymi niepowodzeniami. Miał ciężkie życie,
ale wyrósł z niego dobry dzieciak. Tak szybko sprawdził się w kuchni, że Jericho go za-
trzymał. Teraz pomagał chłopakowi zacząć nowe życie. To nic wielkiego.
Zaciskając zęby, oznajmił:
- Różnica polega na tym, że nie szukam dzieciaków, których mógłbym sponsoro-
wać. Kevin sam nas znalazł. Poza tym już dawno wydoroślał. Od ukończenia piętnastego
roku życia sam na siebie zarabiał i...
- I pan dał mu szansę bycia tym, kim chciał - dokończyła, kładąc dłoń na jego
przedramieniu. - Mówię tylko, że byłoby miło, gdyby inne dzieci też miały taką szansę.
Niechętnie odsunął jej rękę i rzekł gwałtownie:
R
L
T
- Może powinna pani przestać martwić się o innych i pomyśleć o swoim teście.
To ją na moment uciszyło, ale w tej ciszy przez głowę Jericha przemknęło mnó-
stwo myśli i pomysłów, które mu podsunęła.
Niech jÄ… szlag.
ROZDZIAA SZÓSTY
Daisy padała z nóg, mięśnie i kości bolały ją jak zepsuty ząb, miała jednak satys-
fakcję z pokonania własnych słabości. Jak dotąd przeszła pozytywnie głupie testy Jericha
i prawie zasłużyła na miejsce w jego domu. Teraz już nie mógłby jej odesłać, więc praw-
dopodobnie zyskała czas na to, by go uwieść i zajść z nim w ciążę.
Podczas dwóch minionych dni poznała go lepiej, niż poznałaby go w ciągu miesią-
ca, umawiając się z nim na randki. Chociaż niechętnie angażował się w rozmowy, udało
jej się z niego to i owo wyciągnąć. Miała też okazję mu się przyjrzeć. Podobała jej się
jego pewność siebie, z którą się nie obnosił, a stoicka rezerwa tylko dodawała mu atrak-
cyjności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]