[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zwietnie. - Na jego widok doznała wrażenia, jakby miód kapał jej na
serce. - Dziękuję, że mnie przykryłeś.
- Zawsze do usług. Nie miałem ochoty wracać na górę, ale nie byłoby
dobrze, gdyby Edward nie znalazł mnie w sypialni.
- Mały zle sypia?
112
RS
- Już nie. Szczerze mówiąc, jeszcze się nie obudził. Wejdz, razem
wypijemy herbatę.
Chętnie uległaby pokusie, lecz mimo to pokręciła głową.
- Nie mogę. Powinnam wziąć prysznic i przygotować się do wyjścia,
bo idę dziś z Edwardem do miasteczka. Chcę mu kupić buty, a także
zabawki dla kociąt.
Z uśmiechem nazwał ją kłamczucha, ale nie próbował jej zatrzymać.
- Do zobaczenia za chwilę - powiedział tonem, w którym zabrzmiała
obietnica.
Connie poszła do swego pokoju i oparła się plecami o drzwi.
Poprzedniej nocy bardzo się do siebie zbliżyli, co stanowiło dla niej
poważne niebezpieczeństwo. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia: gdyby
Patrick chciał, by mu się oddała, nie potrafiłaby odmówić. Na szczęście
oboje zadowolili się czułym uściskiem; to było spotkanie dwojga samotnych
ludzi obarczonych mnóstwem trosk i kłopotów.
- Patrick! - westchnęła tęsknie.
- Connie, chcesz jajka na bekonie?
Drgnęła, oblewając się herbatą, pospiesznie uchyliła drzwi i odparła
pogodnie:
- Zwietny pomysł. Wezmę tylko prysznic i już schodzę.
Pobiegła do łazienki, gdzie w ciepłym i wilgotnym powietrzu unosił
się jeszcze zapach płynu po goleniu. Wytarła rękawem lustro i spojrzała na
swe odbicie. Dziwnie wyglądała tego ranka. Umyła się pospiesznie, choć
niesprawna ręka wciąż stanowiła poważne utrudnienie.
113
RS
Ubrała się, zeszła na dół i ujrzała Patricka, który leżał na podłodze,
całkiem zawojowany przez kocięta. Edward położył się obok ojca; obaj byli
w swoim żywiole.
- Ciekawe, jak się ma pani Grimwade - powiedziała, stąpając
ostrożnie. Najchętniej pochyliłaby się, żeby przytulić swych mężczyzn i
kocięta. - Pewnie martwi się o te maleństwa.
- Niepotrzebnie - obruszył się Patrick. - Będą tu rozpieszczane. Nie
przygotowałem śniadania, bo musiałem się nimi zająć - dodał z
przepraszającym uśmiechem.
- Wiedziałam, że tak będzie - odparła pogodnie. - Masz jeszcze dość
czasu, żeby usmażyć jajka, czy zadowolimy się grzankami?
- Myślę, że w grę wchodzi tylko druga możliwość. Przepraszam, że
niepotrzebnie narobiłem ci apetytu.
- Będziemy dziś robić zakupy - wtrącił Edward. - Idziemy po nowe
buty.
Patrick wstał, otrzepał ubranie i uśmiechnął się ponuro.
- A ja pójdę włożyć czyste spodnie...
Edward poszedł z Connie do sklepu, a Patricka czekał poranny dyżur
oraz wizyty domowe. Trudno mu się było skupić, bo myślą raz po raz
wracał do Connie i kilku godzin spędzonych w jej ramionach. Najchętniej w
ogóle by się z nią nie rozstawał. Oboje pragnęli być razem, ale mieli dość
rozsądku, by wiedzieć, że Edward może się nagle obudzić.
No i dobrze. On musi znalezć nową pracę, a wiele wskazuje na to, że
przyjdzie mu osiąść na stałe z dala od Londynu. Taka odległość nie sprzyja
rozwojowi uczuć.Ciekawa oferta przyszła z hrabstwa Devon, gdzie małżeń-
stwo lekarzy szukało wspólnika, bo żona zaszła w ciążę i spodziewała się
114
RS
blizniąt. Propozycja ta wyglądała dość obiecująco i Patrick postanowił się z
nimi skontaktować.
Na razie czekało go radosne spotkanie ze starszą panią Pike, która
przeszła operację biodra. Jej synowa otworzyła mu drzwi i zaprowadziła do
pokoju, w którym ryczał telewizor.
- Dzień dobry - przywitał się Patrick. - Jak teściowa?
- Całkiem niezle - usłyszał w odpowiedzi.
- Miała pani trochę spokoju?
- Nie potrafię wyrazić, jak mi to dobrze zrobiło. Nie zdawałam sobie
sprawy, że tak mnie to wszystko denerwuje. Proszę dalej, teściowa jest w
dobrej formie.
Kiedy szli korytarzem, głos dziennikarza prowadzącego rozmowę
brzmiał coraz głośniej, a pani Pike ostro strofowała uczestników programu.
- Ann, przestań się tak skradać! - krzyknęła z irytacją na widok
synowej i lekarza. - Kiedyś dostanę przez ciebie zawału. Co pana tu
sprowadza, młody człowieku? Chce mi pan wmówić, że zostanę inwalidką?
Ann Pike wyłączyła telewizor, a Patrick odetchnął z ulgą.
- Ależ nie! Synowa mówi, że czuje się pani coraz lepiej.
- Raz lepiej, raz gorzej. Na pewno coś się nie udało. Nie wolno mi
zginać nogi, schylać się... Strasznie dużo tych zakazów. Pewnie ci partacze
ze szpitala wiedzą, że popełnili błąd, ale mają nadzieję, że wykorkuję, nim
to wyjdzie na jaw.
Patrick wybuchnął śmiechem.
- Trzeba oszczędzać mięśnie, żeby się wzmocniły i były w stanie
utrzymywać staw we właściwej pozycji - wyjaśnił. - Teraz panią zbadam. -
Obejrzał pacjentkę i uznał, że wszystko jest w porządku. Potem usiadł na
115
RS
krześle i ujął jej dłoń. - Przyślę do pani fizykoterapeutkę, która pokaże kilka
ćwiczeń. Proszę je wykonywać przy jej pomocy, a potem z synową. Szybko
odzyska pani sprawność. I jeszcze jedno: może przydałby się pani aparat
słuchowy?
- Co?
- Wspomniałem o aparacie słuchowym.
- Dlaczego? - Pani Pike klasnęła w ręce. - Przecież bardzo dobrze
słyszę.
Patrick dał za wygraną i wstał.
- Powiem fizykoterapeutce, żeby tu zajrzała - obiecał i zwrócił się do
Ann. - Sam znajdę drogę do wyjścia. Proszę dzwonić w razie jakichś
trudności.
Odwiedził jeszcze kilku pacjentów, a po powrocie do gabinetu sięgnął
po medyczne czasopismo, znalazł ogłoszenie lekarzy z Devon i wystukał
numer telefonu. Kilka minut pózniej był już umówiony z nimi na rozmowę.
Załatwił także zastępstwo na sobotni dyżur. Dzięki temu miał trzydzieści
sześć godzin na podróż w obie strony i szybki rekonesans w hrabstwie
Devon. Powinien jeszcze zapytać Connie, czy zaopiekuje się Edwardem.
- Oczywiście. - Uśmiechała się, lecz ze smutkiem myślała, że Devon
leży strasznie daleko od Londynu.
- Chciałbym wyjechać w sobotę rano, gdy tylko przyjmę ostatniego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl