[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydostał się z czegoś rzuconego na kupę śmieci, co podejrzanie mocno przypo-
minało lodówkę.
Poczuł sporą ulgę, kiedy obudził go czyjś radosny głos:
— Och, to ty, prawda? To ty podwędziłeś mi książkę.
Ledwie otworzył oczy, powitał go widok Sally Mills, dziewczyny, przez którą
został niespodzianie zagadnięty poprzedniego dnia w kawiarni pod tak błahym
pretekstem jak to, że zanim zwędził jej książkę, zwędził jej także kawę.
— No cóż, cieszę się, że posłuchałeś jednak mojej rady i przyszedłeś do szpi-
tala, żeby zajęli się porządnie twoim nosem — mówiła krzątając się dookoła. —
Trafiłeś tu dosyć okrężną drogą, ale najważniejsze, że wreszcie jesteś. Złapałeś
w końcu tę dziewczynę, która tak cię interesowała? Wiesz, to dziwne, ale leżysz
w tym samym łóżku, co ona. Kiedy będziesz się z nią widział, może oddałbyś jej
pizzę, którą zamówiła, zanim się wypisała. Jest już zimna, ale posłaniec uparcie
twierdził, że bardzo stanowczo kazała ją sobie przywieźć. Nie przeszkadza mi, że
podwędziłeś tę książkę, naprawdę. Nie wiem, po co je kupuję, nie są zbyt dobre,
tylko że każdy je kupuje, prawda? Ktoś mi powiedział, że kursuje plotka, że on
wszedł w pakt z diabłem czy coś w tym guście. Myślę, że to bzdury, choć sły-
szałam o nim jeszcze jedną plotkę i ta podoba mi się o wiele bardziej. Oficjalna
wersja jest taka: zawsze każe sobie w tajemnicy dostarczać do apartamentu żywe
kurczęta i nikt nie śmie zapytać ani nawet zgadywać, po co mu te kurczęta, bo
nikt nigdy nie widział później po nich najmniejszego śladu. Natomiast ja spotka-
185
łam kogoś, kto miał za zadanie wynosić je w sekrecie. Howard Bell utrzymuje
dzięki temu reputację demonicznego faceta i każdy kupuje jego książki. Miła ro-
bota, jeśli wiesz, jak ją zdobyć — mówię na to. W każdym razie przypuszczam,
że nie masz ochoty przez całe popołudnie słuchać mojego trajkotania, a nawet
gdybyś chciał, mam ważniejsze rzeczy na głowie. Oddziałowa mówi, że chyba
wypiszą cię dziś wieczorem, więc będziesz mógł pojechać do domu i spać we
własnym łóżku, co, jestem pewna, znacznie wolisz. W każdym razie mam nadzie-
ję, że wkrótce poczujesz się lepiej. Proszę, oto kilka gazet.
Dirk wziął gazety, zadowolony, że wreszcie zostanie sam.
Najpierw zajrzał do horoskopu, żeby zobaczyć, co Wielki Zaganza ma do po-
wiedzenia na temat jego dnia. Wielki Zaganza mówił: „Jesteś tłusty, głupi i upar-
cie nosisz ten beznadziejny kapelusz, którego powinieneś się wstydzić”.
Mruknął do siebie cicho i odszukał horoskop w innej gazecie. Tam było napi-
sane: „Dzisiaj jest dzień, kiedy należy cieszyć się rozkoszami życia domowego”.
Tak — pomyślał. — Dobrze będzie znaleźć się w domu.
Ciągle jeszcze czuł ulgę z powodu pozbycia się starej lodówki i cieszył się już
na tę nową, która stała w jego kuchni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]