[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wielkiego odkrywcy Yasco da Gamy. Wreszcie przeprowadził paralelę między dawnym rozmachem żeglarskim
Portugalczyków a obecnym Anglików.
Opowiadając o szalenie szybkim powrocie na "Wichrze" po wzburzonym Morzu Północnym, Komendant nie mógł się
na-chwalić dzielności i wytrwałości komandora Morgensterna, śmiejąc się, że zmusił go do płynięcia z szybkością
przekraczającą już wielki wysiłek okrętu.
Pan Marszałek, jak zwykle, mimo burzy i niepogody na morzu, zniósł podróż doskonale, bez żadnych morskich
dolegliwości.
Mówiąc o morzu i jezdzie na "Wichrze", Pan Marszałek ze śmiechem używa szeregu wyrażeń technicznych morskich,
których nabył w czasie powrotu z Madery. Zresztą obecnie - zdaniem Pana Marszałka - młodzież nasza szybko
przyswaja sobie szereg terminów morskich, których my nie znaliśmy.
W okresie pewnego napięcia stosunków w porcie Gdańskim, gdy niespodzianie zjawił się w nim jeden z naszych
kontrtor-
187
pedowców, co wywołało dużą sensację w życiu politycznym, c* reczki Pana Marszałka tak określiły sytuację, używając
języka "morskiego": "Jak Tatuś .przycumował' (w Gdańsku), to świat się zatrząsł!!" *
Wszyscy roześmieli się z tego "skrótu" sytuacji politycznej, a Pan Marszałek, śmiejąc się również, powtórzył z
zadowoleniem: "Tak, jak Tatuś przycumował, to świat, panowie, się zatrząsł!"
Wesoło minął wieczór przy słuchaniu opowiadań Komendanta.
Koło godziny dziewiątej Pan Marszałek, pożegnawszy serdecznie ministra Zaleskiego, odjechał do Belwederu.
OFIAROWANIE KSI%7łKI
Od paru już tygodni ukazał się w druku drugi tom: "Mojej służby w Brygadzie", a nie miałem sposobności ofiarować
jej Komendantowi.
Czekałem na wezwanie w jakiejś innej sprawie i możność zostawienia jej przy sposobności, ale ta sposobność nie
nadarzała się, niestety, gdyż nie miałem meldunku u Pana Marszałka już od miesiąca.
Wobec tego zdecydowałem się odnieść książkę do Inspektoratu i oddać dyżurnemu adiutantowi, z tajoną, a słabą
nadzieją w duszy, że może, może uda się oddać ją Komendantowi osobiście.
Jakoż dnia 25 listopada 1932 roku wybrałem się koło godziny czternastej z książką pod pachą do Inspektoratu, Otwo-
* W roku 1932 wygasła umowa uprawniająca polską marynarkę wojenną do witania w charakterze gospodarza obcych
okrętów wojennych, odwiedzających Gdańsk. Gdy Senat Wolnego Miasta Gdańska zwlekał z przedłużeniem umowy,
Piłsudski w czerwcu 1932 r. wysłał do Gdańska kontrtorpedowiec "Wicher", aby powitał odwiedzającą Gdańsk eskadr?
brytyjską. W rezultacie władze Gdańska ustąpiły i podpisały nową umowę.
168
rzył mi pułkownik Woyczyński, zdziwiony, że zjawiam się bez wezwania. Wyjaśniłem mu cel mego przybycia,
próbując, czy nie mógłbym oddać książki do rąk samemu Panu Marszałkowi.
"Zaraz zobaczę", powiedział doktor i zniknął za drzwiami pierwszego gabinetu. Ja czekałem z bijącym sercem w
pierwszym pokoju.
Pułkownik Woyczyński wrócił za chwilę i, o radości, mówi: "Pan Marszałek prosi, ale... na chwilkę tylko".
Byczo jest, chwilka tu więcej jest warta niż gdzie indziej godziny.
Wchodzę do pierwszego gabinetu, gdzie zastaję Komendanta w fotelu, w pantoflach i z rozpiętą kurtką, stawiającego
pasjansa.
Walę radośnie obcasami i melduję posłusznie, że oto przynoszę drugi tom książki pod tytułem: "Moja służba w
Brygadzie", której pierwszy tom Pan Marszałek był łaskaw przeglądać.
Komendant uśmiecha się, spogląda na skrzyżowaną szablę z lewatywą i zaczyna przerzucać karty.
Melduję, że książkę doprowadziłem do momentu przybycia pułku z frontu do Pułtuska *.
"Do Pułtuska"... powtarza Pan Marszałek, patrząc na fotografie w książce, jakby myśląc o przeszłości.
Rozumiem, że warunek: "tylko na chwilkę", pod którym wprowadził mię tutaj doktor Woyczyński, trwa w całej swej
mocy i musi być natychmiast wykonany.
Melduję więc posłusznie odejście i opuszczam gabinet, zostawiając me "dziecko duchowe" w rękach Komendanta.
Dziękuję pułkownikowi Woyczyńskiemu za "protegę" i wieję uradowany z Inspektoratu.
Któż mi zabroni wyobrażać sobie w tej chwili, że Obywatel Komendant natychmiast po mym wyjściu zaczął czytać mą
książkę i "nie mógł się od niej oderwać".
Tak też sobie ja marzę nieszkodliwie, chociaż poważnie mąci me marzenia - nie dokończony pasjans Komendanta.
* Mowa o przybyciu 5 pułku piechoty Legionów do Pułtuska pod koniec 1916 r.
169
DWA POSIEDZENIA AWANSOWE NA ROK 1933
Dnia 20 grudnia 1932 roku wezwani zostali inspektorowie, wiceministrowie i szef Sztabu Głównego na odprawę
awarisową. O godzinie 17.30 wszyscy byli zebrani w dużej sali konferencyjnej Inspektoratu.
Pan Marszałek zjawił się punktualnie i, jak zwykle, nie witając się z nikim, szybko zajął miejsce w swym fotelu u
szczytu stołu, po czym zaczął mówić:
"Proszę panów, zwołałem panów na doroczną praktykę awansową. Postawię kandydatów na generałów i pułkowników
trzech rodzajów broni.
Miałem zamiar zrobić z wami pracę, związaną z majorami, ale spadły na mnie prace z Ameryką (sprawa załamania się
kursu dolara). Odłożymy to na po świętach... Podyktuję wam nazwiska, związane z kandydatami i zostawię pana (do
generała Wieniawy) i będzie pan musiał kartki podliczyć. Tak, to jest wszystko.
Przede wszystkim idą panowie, których daję na generałów (tu Pan Marszałek nakłada binokle i czyta z kartki):
...pułkownik Wład Franciszek, pułkownik Ruckeman Orlik, pułkownik Langner Władysław, pułkownik Mond Bernard,
pułkownik Drapella Juliusz, pułkownik Sawicki Kazimierz, pułkownik Przewłocki - iż marynarki komandor Unrug - na
admirała. Do tego spisu kilka słów"...
Tu Pan Marszałek motywuje kandydatury na generałów, kończąc wyrzutem pod adresem obecnych: "Oto są rzeczy,
których nie bierzecie pod uwagę". (Po chwili przerwy).
"Kandydaci na pułkowników. Z piechoty - 23, niestety, albo - stety!"
Komendant odczytuje z kartki nazwiska, kończąc: "To jest 23 kandydatów.
Proszę panów, teraz idzie kawaleria (odczytanie nazwisk).
Artylerzyści...
To są wszyscy. Proszę panów, wobec tego, że już panów nie będę widział, życzę panom wesołych świąt". [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl