[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jak osły - przytaknęła Ethel.
- No i obaj są bardzo przystojni. I pociągający. Ethel
zamknęła oczy i oparła się o drzwi.
- Rex Rafferty jest najbardziej pociągającym mężczyzną,
jakiego poznałam. Czasami żałuję... - Wzięła głęboki oddech i
chrząknęła niepewnie. - O Boże! Co też ja mówię?
- Mówisz, że jesteś zakochana w Reksie, przynajmniej tak
mi się wydaje.
- To straszne. - Ethel zaczerwieniła się po korzonki
włosów.
- Ale to prawda.
- Prawda - szepnęła po dłuższej chwili. - Mimo że jestem
za stara, żeby kochać się w kimkolwiek.
- I to dopiero jest straszne. Człowiek nigdy nie jest za
stary na miłość. Czy powiedziałaś mu o tym kiedyś?
Ethel otworzyła oczy z przerażenia.
- Oczywiście, że nie. Jak coś podobnego mogło ci nawet
przyjść do głowy? Byłby zaszokowany! Przepracowaliśmy
razem trzydzieści lat i on nigdy...
- Co wcale nie oznacza, że nie jest zainteresowany.
Mężczyzn trzeba trochę ośmielić.
- Jak to ośmielić? - zapytała Ethel z powątpiewaniem.
- Nie powiem ci jak. Nie jestem w tych sprawach
ekspertem. - Annie cofnęła się o krok i zmierzyła Ethel od
góry do dołu. - Rex prawdopodobnie wciąż widzi w tobie
tylko sekretarkę. Lojalną. Skuteczną. Najwyższy czas, żeby
dostrzegł także kobietę.
- Miał mnie przed nosem dzień w dzień, przez trzydzieści
lat. Jeśli przez cały ten czas nie zauważył we mnie kobiety, nie
mam najmniejszych szans.
- Przecież przyprowadził cię tu dzisiaj... Ethel podniosła
oczy do nieba.
- Od czasu rozwodu bywam z nim na wszystkich
przyjęciach. Potrzebuje pary i już. Ale ani razu mnie nie
pocałował. Chyba nie jestem w jego typie. - Ethel przejechała
dłonią po siwych włosach związanych na karku w ścisły kok. -
Myślałam nawet, żeby się przefarbować.
- Nie. Kolor jest w porządku. Zmieniłabym tylko fryzurę
na nieco swobodniejszą.
- A ubranie? Przecież w moim wieku nie można wkładać
na siebie tego, co lansują magazyny kobiece.
- Wiesz - Annie przyjrzała się szarobrązowej sukience
Ethel - pracowałam kiedyś w piśmie, w którym był bardzo
dobry dział mody. Lansowali pastelowe kolory dla pań po
sześćdziesiątce. I dyskretny makijaż.
- Sama nie wiem - potrząsnęła głową Ethel. - Ciągle mi się
wydaje, że dla niego zawsze będę starą, dobrą Ethel. Kiedy
odeszła od niego żona, wydawało mi się, że coś może się
zdarzyć... Przecież zrobiłabym dla niego wszystko.
Annie zagryzła wargi. Czy Ethel miała szansę u Rexa?
Trzeba to przemyśleć, żeby nie wzbudzać w niej próżnych
nadziei. Patrząc z jej perspektywy, Rex i Ethel byli dla siebie
stworzeni.
- I w tym problem - mruknęła. - Byłaś zawsze na
zawołanie. Prowadziłaś jego sprawy, pomagałaś i
podtrzymywałaś go na duchu. Uznał to za rzecz oczywistą i
przestał cię zauważać.
- Teraz jest za pózno na zmiany. - Ethel pokiwała smutno
głową.
- Wcale nie. Nie znam się na romansach, ale moja mama
nauczyła mnie kilku rzeczy.
- Czyżby była specjalistką od romansów?
- Jakby nie patrzyć, miała sześciu mężów. Na razie.
- Sześciu? Jak ona to zrobiła?
Rozejrzała się po półkach i wzięła w rękę słoiczek miodu.
- Czasami - wręczyła zaskoczonej Ethel miód - mama
używa miodu. Innym razem - teraz Annie podała Ethel butelkę
- używa octu. Chyba zbyt długo byłaś słodka dla Rexa.
Przyszedł czas, żeby spróbować innych smaków.
- Proszę o uśmiech! - wykrzykiwał raz po raz Rex. Annie i
Cole tulili się do siebie przed obiektywem w coraz
bardziej idiotycznych pozach.
- Rozluznij się - szepnęła Annie. - Jeszcze chwila i
siądziemy do kolacji.
Dobre sobie, pomyślał ponuro Cole. Jak ona w ogóle
może mówić teraz o jedzeniu? Siedziała tak blisko, że czuł
każdą wypukłość jej ciepłego ciała... Jedwabiste włosy
muskały mu policzek. Nie! %7ładen mężczyzna nie wytrzyma
czegoś podobnego. Z trudem stłumił jęk, kiedy Annie usiadła
mu na kolanach.
- Tato! Dość! - powiedział stanowczo. - Zaraz skończy ci
się film.
- Czyżbym była za ciężka? - zażartowała Annie.
- W porządku! - zachichotał Rex. - Zrobiłem pełną
dokumentację pierwszej kolacji Annie w naszym gronie. Dla
przyszłych pokoleń.
- Skoro mowa o kolacji - Annie zeskoczyła z kolan Cole'a-
najwyższa pora siadać do stołu. Jedzenie stygnie. Mam
nadzieję, że jesteście głodni.
Cole patrzył z odrazą na nieapetyczną, ciemnozieloną
pulpę, która wylądowała na jego talerzu. Annie chyba zbyt
mocno wzięła sobie do serca prośbę, żeby nie gotować
niczego smacznego.
- Co to jest? - zapytał, grzebiąc widelcem w dziwnym
daniu.
- Stary rodzinny przepis - zaśmiała się, podnosząc do ust
kieliszek.
- Przepis rodziny Borgiów - mruknął, próbując
zidentyfikować jedzenie.
Kolorem przypominało szpinak, ale ten zapach.., Ser
limburski? Tak, na pewno ser limburski, który poniewierał się
w lodówce od kilku miesięcy.
- Czy w tym jest ser? - burknął.
- Sam się przekonaj, kochanie - droczyła się z nim
zadowolona.
- Obawiam się, że skończy się to płukaniem żołądka.
- Rex! Twój syn ma niesamowite poczucie humoru.
Zawsze uda mu się mnie rozśmieszyć.
Tymczasem Rex patrzył pożądliwie na wielkie porcje
kruchej sałaty z dodatkami, jakie Annie nałożyła sobie i Ethel.
- Czy mam rozumieć, że wy, panie, nie spróbujecie nawet
tego... specjału? - zapytał.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała Annie z wyszukaną
grzecznością. - My dbamy o linię. Ethel musi być w formie
przed konkursem rumby, a ja muszę być w formie dla Cole'a.
Zaśmiała się, przesyłając mu ręką pocałunek.
Rex spojrzał ze zdumieniem na swoją byłą sekretarkę.
- Nie wiedziałem, że lubisz tańczyć, Ethel.
- Bardzo lubię. - Ethel wychyliła pół kieliszka wina i
dodała: - Nie wiesz o mnie wielu rzeczy, Rex.
Cole zdecydowanie wolałby, żeby rozmowa dotyczyła nie
Ethel, ale Annie, a raczej jej całkowitej nieprzydatności do
małżeństwa. Nie miał pojęcia, jak zmienić temat. Wpatrywał
się w talerz, szukając inspiracji i byłby przysiągł, że
zielonkawa breja nagle się poruszyła. A jeśli nie, to poruszy
się lada chwila.
- Nie będę tego jeść. - Odsunął talerz.
- Nawet nie spróbowałeś. Chyba specjalnie chcesz mi
zrobić wstyd przed twoją rodziną.
Nareszcie! Nareszcie coś się zaczynało. Cole wbił wzrok
w Annie.
- Jestem człowiekiem mięsożernym. I lubię ziemniaki.
Nie miałem pojęcia, że możesz podać coś... coś takiego na
kolację!
Przy stole zapadła cisza. Annie powoli odłożyła widelec i
podniosła oczy. Kiedy skrzyżowali spojrzenia, Cole dostrzegł
złośliwy błysk w jej oczach.
- Mam zamiar zmienić trochę twoje nawyki żywieniowe,
kochanie. Postanowiłam, że będzie dobrze, jeśli zostaniemy
wegetarianami. Przynajmniej na jakiś czas.
- Annie - nie wytrzymał Rex. - Jestem poruszony troską o
zdrowie mojego syna, ale żaden mężczyzna nie może
funkcjonować, jedząc tylko liście i korzonki. Mam rację,
Ethel?
- Oczywiście, Rex - mruknęła Ethel z niepewną miną.
- Ethel? - chrząknęła znacząco Annie. - Czy podać ci ocet?
- Och! - spłoszyła się Ethel. - Tak, bardzo cię proszę - po
czym, ignorując podaną sobie butelkę, zwróciła się do Rexa: -
Prawdę mówiąc, liście i korzonki są bardzo odżywcze. Trochę
witamin i minerałów na pewno by wam nie zaszkodziło.
- Myślisz, że to też jest zdrowe? - Cole z odrazą popatrzył
na bezkształtną masę na swoim talerzu.
- Nawet tego nie spróbowałeś - prychnęła Ethel. - Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  • p include("s/6.php") ?>