[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ka, żeby powstrzymać mdłości.
To nie może być Patty. Wykluczone.
Idiotka z ciebie, Tamaro.
W salonie paliło się światło. Mimo póznej pory Patty jeszcze
nie spała.
Tamara zatrzymała się przy ogrodzeniu z kutego żelaza. Co
teraz? Co chcesz udowodnić? Spojrzała w okna sypialni. Były
ciemne.
W dzieciństwie Patty powadziła dziennik. Każdego wieczoru
opisywaÅ‚a wydarzenia minionego dnia. Pózniej wsuwaÅ‚a pa­
miętnik pod materac.
Wystarczy pięć minut. Trzeba tylko po cichu wejść, wziąć
pamiÄ™tnik i zmykać. Aatwizna. Patty nie spodziewaÅ‚a siÄ™ wÅ‚ama­
nia. Po tylu latach na pewno czuła się całkiem bezpieczna.
Tamara zatrzęsła się z gniewu. Ostrożnie uchyliła bramę
i przemknęła się na tyły domu. Przyłożyła ucho do szklanych,
zasuwanych drzwi i usłyszała szmer głosów. Nie tędy droga.
Stąd wchodziło się prosto do kuchni, którą było dobrze widać
z salonu. Tamara przygięła się i szybko dotarła do balkonowych
drzwi sypialni.
Nie były zamknięte na klucz. Mieszkańcy Sedony czuli się
bezpiecznie, rozpieszczeni niskim wskaznikiem przestÄ™p­
czości.
Tamara wÅ›lizgnęła siÄ™ do wnÄ™trza. Przestronny pokój zalewa­
Å‚o Å›wiatÅ‚o księżyca, wpadajÄ…ce przez Å›wietlik w suficie. Na du­
żym, przykrytym różowÄ… kapÄ… łóżku leżaÅ‚o sześć poduszek w je­
dwabnych poszewkach, a na Å›cianie wisiaÅ‚o ogromne malowid­
ło przedstawiające postaci Indian. Niewątpliwie pochodziło
z galerii Patty i wyglądało na bardzo drogie.
Patty żyÅ‚a na wysokiej stopie. Wyposażenie tego domu suge­
rowało, że jest wręcz bogata. Tamara poczuła, że drżą jej ręce.
Była coraz bardziej wściekła. W tej chwili nie miała w sercu ani
odrobiny zrozumienia.
Kucnęła przy łóżku i wsunęła rękę pod materac. Teraz
lepiej słyszała głosy rozmawiających ludzi. Patty sprawiała
wrażenie zdenerwowanej, mężczyzna mówiÅ‚ wolniej, uspo­
kajającym tonem. Tamara usiłowała wymacać pamiętnik.
Wez go i znikaj. Musisz zdobyć dowód. Spisane czarno na
białym przyznanie się do winy. Opis tego, co ci zrobiła twoja
najlepsza przyjaciółka.
Tamara usłyszała zbliżające się kroki, stukot obcasów na
parkiecie. Błyskawicznie ukryła się za łóżkiem i wstrzymała
oddech. Ktoś otworzył szufladę w holu. Czegoś w niej szukał.
Potem ją zamknął i odszedł. Tamara ostrożnie wychyliła się zza
łóżka. W holu paliło się światło.
Czuła, że się poci, a serce wali jej jak oszalałe. Idz stąd, daj
sobie spokój! Nie mogła iść. Musiała poznać prawdę. Musiała
znalezć ten cholerny dziennik.
Przecież i tak niczym nie ryzykowała. Już aresztowano ją za
morderstwo. Nie miała nic do stracenia.
Znów zagłębiła rękę pod materac. I nic. Nic, do cholery.
Spojrzała na nocną szafkę. Odsunęła szufladę, przeszukała
ją. Nic. Może w szafie?
Uciekaj z tego domu, Tamaro! To zbyt ryzykowne. JesteÅ›
głupia.
Nie zważając na głos rozsądku, ruszyła do garderoby. Po obu
stronach wisiały konserwatywne kostiumy i eleganckie suknie.
Na półkach stały niezliczone pary pantofli. Na jednej leżały też
jakieś książki, więc zaczęła je przeglądać.
- ProszÄ™, proszÄ™, kogo my tu mamy?
Rozbłysło światło. Tamara zamarła. To nie był głos Patty.
Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z senatorem George'em
Brennanem.
C.J. opuÅ›ciÅ‚ dom senatora frontowymi drzwiami, nie przej­
mujÄ…c siÄ™ systemem alarmowym. W samochodzie natychmiast
zadzwoniÅ‚ z telefonu komórkowego do domu. Po czwartym syg­
nale włączyła się automatyczna sekretarka.
- No dalej, Tamaro! Zbudz się. Podnieś słuchawkę.
Nie podniosła również za drugim razem. C.J. zaklął. Już
wiedział, co się stało. Nacisnął pedał gazu i wystukał numer
szeryfa Brody'ego.
- O... ona? - Siedząca na brzegu pięknej skórzanej kanapy
Patty Å›cisnęła w dÅ‚oniach szklaneczkÄ™ whisky, gdy George przy­
wlókł Tamarę do salonu.
- Mówiłem ci, że słyszę jakieś szmery. - Popchnął Tamarę
do przodu, a ona się potknęła. - Przynajmniej odpowiednio
ubrana. Patty, wez broń. Będzie wyglądało na to, że zastrzeliłaś
włamywacza.
- Patty... - Tamara spojrzała na przyjaciółkę, która nawet
nie drgnęła, zielone oczy były całkiem bez wyrazu. Tylko rude,
opadające na plecy loki lśniły. Tamara pamiętała, że dawniej
wiele razy zaplatała je w gruby, francuski warkocz.
- Przynieś broń - polecił senator, a Patty zadrżały ręce.
- Nie! - Tamara utkwiła spojrzenie w twarzy przyjaciółki,
usiłując napotkać jej wzrok. - Patty, nie słuchaj go.
- Ja... nie... - W głosie Patty zabrzmiała błagalna nuta.
- Jeden strzał - powiedział senator - i wreszcie będzie po
wszystkim.
- Patty, nie! Zabicie mnie niczego nie zakończy! Już nigdy
nie bÄ™dziesz mogÅ‚a popatrzeć sobie w oczy! BÄ™dzie ciÄ™ przeÅ›la­
dować widok mojego ciała na tej podłodze. Dobrze wiesz, że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl