[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siÄ™ swego zachowania, lecz nie potrafiÅ‚a siÄ™ po­
wstrzymać.
Jechali samochodem w niezbyt miÅ‚ej atmosfe­
rze, każde zatopione we własnych myślach. Annie
rzeczywiÅ›cie dokuczaÅ‚ ból gÅ‚owy, lecz to nie tÅ‚u­
maczyÅ‚o przecież jej ataku zazdroÅ›ci; poza tym te­
go rodzaju uczucie było jej dotąd zupełnie obce.
Trochę ją to przeraziło.
W momencie gdy wchodzili do domu, zadzwo­
nił telefon. To była Beth.
- Beth! Jak siÄ™ masz?
- Zwietnie... a ty?
Anna zawahała się przez moment. Nie czuła się
na siÅ‚ach tÅ‚umaczyć wszystkiego Beth, a nie mia­
Å‚aby innego wyjÅ›cia, gdyby powiedziaÅ‚a jej pra­
wdę. Udała więc, że wszystko jest w porządku.
84
- ChciaÅ‚am zadzwonić wczeÅ›niej - powiedzia­
ła Beth - ale wróciłam dopiero dzisiaj rano. Aha,
caÅ‚a rodzina ciÄ™ pozdrawia. Mama kazaÅ‚a ci przy­
pomnieć, że niedÅ‚ugo jest ich srebrne wesele; pla­
nujÄ… wydać wielkie przyjÄ™cie i oczywiÅ›cie spo­
dziewają się, że przyjedziesz.
Anna zaczynała domyślać się, o co chodzi. Beth
najwyrazniej była z wizytą w domu, w Kornwalii.
Ona musiała o tym wiedzieć, ale oczywiście teraz
tego nie pamiętała.
- Przepraszam, muszÄ™ lecieć. Pogadamy nie­
długo.
Zanim Anna zdążyÅ‚a cokolwiek odpowie­
dzieć, dziewczyna pożegnaÅ‚a siÄ™ i odÅ‚ożyÅ‚a sÅ‚u­
chawkÄ™.
ZakoÅ„czywszy rozmowÄ™ z AnnÄ…, Beth przy­
mknęła oczy i westchnęła. OdczuwaÅ‚a pewne wy­
rzuty sumienia, że tak szybko ją zbyła, ale bała
się, że Anna może się czegoś domyślić.
Jej sprawy bowiem nie układały się najlepiej.
Teraz serce zabiło jej mocniej, kiedy wśród poczty,
którą zgarnęła wchodząc do domu, zauważyła list
lotniczy z Pragi. Wewnątrz było potwierdzenie
wysyÅ‚ki ceramiki, którÄ… zakupiÅ‚a podczas swej nie­
dawnej wyprawy do Czech. Wciąż czekała jednak
na komplet wspaniaÅ‚ych replik zabytkowych kry­
ształowych kieliszków i zaczynała się coraz bar-
85
dziej niepokoić. Jej wspólniczka, Kelly, też zaczęła
się o to dopytywać.
Na szczęście Kelly była teraz bardziej zajęta
swoim narzeczonym niż sprawami sklepu i brak
cennych czeskich kryształów nie spędzał jej snu
z powiek.
Beth natomiast drÄ™twiaÅ‚a na myÅ›l, że po raz dru­
gi dała się oszukać mężczyznie i zrobiła z siebie
idiotkę, a jej wyprawa do Czech po towar naraziła
ją i Kelly na duże straty.
Tak, ani Anna, ani Kelly nie mogły na razie
o niczym wiedzieć.
- Co ci jest? Co siÄ™ staÅ‚o? - zapytaÅ‚ Ward, wi­
dząc, że Anna masuje sobie skronie. Wyglądała
bardzo blado i mizernie.
- Boli mnie gÅ‚owa - odpowiedziaÅ‚a ze znuże­
niem.
- Głowa! - Ward natychmiast był przy niej. -
Od kiedy? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Czy
masz mdłości? Czy...
- Ward, przestań! To tylko ból głowy, nic poza
tym - rzuciła opryskliwie, ale na widok jego miny
pożałowała, że straciła cierpliwość.
Pamiętając, co mówił lekarz, Ward obserwował
ją uważnie. Za nic nie chciał jej przestraszyć, ale...
- Chodzmy... - powiedział cicho, biorąc ją za
rękę.
86
- Dokąd? Właśnie chciałam zająć się lunchem.
- Do szpitala - odparł krótko.
- Do szpitala? Dlaczego? Ja...
- Lekarz kazaÅ‚ mi obserwować, czy nie bÄ™­
dziesz miaÅ‚a takich objawów jak bóle gÅ‚owy, mdÅ‚o­
ści czy zaburzenia wzroku.
- Przecież to nic poważnego... widzę zupełnie
normalnie. - Anna zaczynała wpadać w panikę,
lecz pozwoliÅ‚a w koÅ„cu zaprowadzić siÄ™ do samo­
chodu.
W szpitalu trafili na szczęście na tego samego
lekarza, który badaÅ‚ AnnÄ™ ubiegÅ‚ej nocy. Teraz zba­
dał ją ponownie, po czym zapytał:
- Czy normalnie często boli panią głowa?
- Od czasu do czasu - przyznała.
- Mam wrażenie, że tym razem to też zwykły
ból gÅ‚owy - stwierdziÅ‚. - W każdym razie nie wi­
dzÄ™ nic, co wskazywaÅ‚oby na poważniejszÄ… doleg­
liwość. Czy pamięć nie zaczęła pani wracać? Cho­
ciaż w krótkich przebłyskach?
- Nie - powiedziała Anna z przygnębieniem.
- No widzisz, mówiłam ci, że to nic poważnego
- stwierdziła Anna, kiedy wracali już samochodem
do domu.
- Tak, ale trzeba było to sprawdzić.
Kiedy przyjechali, Ward natychmiast udał się
prosto na górę, gdzie jak zauważył przedtem, na
87
półeczce w łazience leżały tabletki od bólu głowy.
Wziął je i zszedł na dół do Anny, która zaczęła
właśnie przygotowywać lunch. Rozpuścił tabletkę
w wodzie i podał jej, żeby wypiła.
Ona jednak nie byÅ‚a przygotowana na takÄ… trosk­
liwość, nikt nigdy tak się nią nie przejmował ani...
tak jej nie kochał. Tym bardziej zrobiło jej się wstyd
za atak zazdrości, jaki zademonstrowała podczas
spaceru.
Nie panując nad własnymi reakcjami, wyszła
z kuchni i łkając głośno, pobiegła na górę.
Ward dogonił ją już w drzwiach sypialni; nie
mógł zrozumieć, co właściwie doprowadziło ją do
płaczu.
- Co się stało, Anno? Co ja takiego zrobiłem?
- To nie ty, to ja - odpowiedziała przez łzy.
- Dziś rano, tam na ścieżce... ta młoda matka...
zupeÅ‚nie wyprowadziÅ‚a mnie z równowagi. Prze­
cież nie jestem zazdrosna, ale wtedy... tak na nią
patrzyÅ‚eÅ›... Ward, wydawaÅ‚o mi siÄ™, że jej niena­
widzę za to, że tak się do ciebie uśmiechała... a ty
do niej też. Myślałam, że tego nie wytrzymam.
Ward, zaskoczony, wpatrywał się w nią bez
słowa.
- I dlatego rozbolała cię głowa? - zapytał
w końcu.
- Nie, głowa bolała mnie już przedtem - Anna
uśmiechnęła się lekko - ale wtedy zabolało mnie
88
serce. Byłam taka o ciebie zazdrosna... - wyznała
ze wstydem.
Ward wziął głęboki oddech. Jej szczerość była
rozbrajająca i zasługiwała na taką samą szczerość
z jego strony.
- Ja też byłem zazdrosny... trochę wcześniej...
jak robiłaś zakupy. Ten facet... Tim... wziął cię
za ramię i tak na ciebie patrzył, że już chciałem...
- Więc chodziło ci o Tima, a nie o to, że się
spózniłam? Tim jest tylko moim przyjacielem i ma
żonÄ™, którÄ… bardzo kocha. NaprawdÄ™ nie miaÅ‚eÅ› po­
wodów do zazdrości.
- Ty też nie.
Właściwie sam nie wiedział, jak i kiedy wziął
Annę w ramiona i scałowywał z jej twarzy ślady
Å‚ez. A przecież tak sobie obiecywaÅ‚, że nie powtó­
rzy błędów ostatniej nocy.
Potem już wszystko działo się bardzo szybko.
PragnÄ™li siÄ™ nawzajem tak mocno, że każda dzie­
ląca ich warstwa ubrania była przeszkodą, którą
musieli jak najprędzej usunąć.
Ward zdejmowaÅ‚ jej bluzkÄ™, jednoczeÅ›nie pie­
szcząc pocałunkami jej szyję, a Anna niespokojnie
rozpinała mu guziki. Ta nowo odkryta zmysłowość
porywaÅ‚a jÄ… z siÅ‚Ä…, jaka w niczym nie przypomi­
nała seksu z jej małżeńskich czasów. Oboje
z Ralphem byli wtedy młodzi, nieśmiali i zbyt
skrępowani, by się sobą nawzajem cieszyć. Teraz
89
z Wardem odczuwała radość eksperymentowania
z własną seksualnością, a intensywność doznań
wprawiała ją w euforię.
- Nigdy tak siÄ™ nie zachowywaÅ‚am - powie­
działa cicho. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl