[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejechałam czterysta metrów w dziesięć sekund. Uwielbiam,
jak podnosi się poziom adrenaliny, spowodowany
podejmowaniem ryzyka. I lubię poczucie władzy.
Moja chęć współzawodnictwa wynika zapewne z faktu, że
nie miałam szansy pójść do college'u albo - jeśli ją miałam -
jej nie dostrzegłam. Po śmierci ojca matka zaczęła mieć
problemy emocjonalne. Chodziłam do czterech różnych
liceów. Desperacko chciałam wyrwać się z domu, więc
wyprowadziłam się, kiedy miałam siedemnaście lat, w wieku
osiemnastu wyszłam za mąż, a jako dwudziestodwulatka
urodziłam pierwszą córkę. Pracuję na pełny etat, odkąd
skończyłam osiemnaście lat, z wyjątkiem tego roku, kiedy się
urodziła.
Tak bardzo chciałam, żeby moje córki poszły do college'u,
żeby nie popełniły moich błędów. Ale one obie zrobiły
dokładnie to samo co ja, czym złamały mi serce. Nauczyłam
się, że ważniejsze jest to, jakim jesteś przykładem dla swoich
dzieci niż to, co im mówisz. Mój brak wykształcenia zawsze
mi przeszkadzał, dlatego tak bardzo staram się zdobywać
nieformalną edukację. Zawsze szukam nowych informacji,
wiecznie uczestniczę w jakichś kursach - w seminarium o
literaturze, warsztatach prawnych, kursie komputerowym.
Jedną z pociągających cech mojego męża jest to, że stanowi
dla mnie intelektualne wyzwanie. Nigdy nie mam dosyć
nauki. Wciąż zadaję sobie pytanie: co wiedzą absolwenci
szkół, czego nie wiem ja?
Czasami myślę, że ukończenie college'u już nie ma
znaczenia. Spotkałam mnóstwo lepiej wykształconych ludzi,
którzy byli głupsi ode mnie. Kiedy indziej myślę, że nie mogę
umrzeć bez ukończenia szkoły. Wiem, że miałabym większe
poczucie własnej wartości, gdyby mi się udało. Ludzie często
pytają, gdzie chodziłam do szkoły i w jakiej dziedzinie się
specjalizowałam. To pytanie zawsze mnie wprawia w
zakłopotanie. Nawet dzisiaj czuję, że spychają mnie na
margines. Dlatego czułam się onieśmielona, kiedy pierwszy
raz spotkałam te kobiety. Tak wiele z nich należało do bractw
uczelnianych, było debiutantkami piszącymi magisterkę,
podczas gdy ja użerałam się z dwoma trudnymi mężami i
wychowywałam dzieci. Nigdy nie zaprosiłam kobiet do domu,
tak skromnego w porównaniu z ich domami.
Zwykle wybieramy przyjaciół, którzy myślą podobnie.
Gdybym nie przystąpiła do grupy, nigdy nie spotkałabym
połowy tych kobiet. Liberalizm Jonell był dla mnie trudny do
przyjęcia. Zawsze sądziłam, że rok tysiąc dziewięćset
sześćdziesiąty siódmy był ważną granicą dzielącą nasze
pokolenie. Uważałam za haniebne, że ludzie protestują
przeciwko wojnie w Wietnamie, i to z taką złością. Jak mogli
okazywać taki brak szacunku żołnierzom i rządowi? Podczas
zajęć z psychologiem poprosiłam go o pomoc w zrozumieniu
Jonell, a on dał mi artykuł o kontrkulturze lat sześćdziesiątych,
który otworzył mi oczy.
Zawsze rozróżniałam tylko czerń i biel. Nie dostrzegam
szarości. Moje horyzonty się poszerzyły dzięki słuchaniu
różnych punktów widzenia kobiet, stałam się mniej
ograniczona. One mają tyle energii, że przebywanie z nimi
mnie także dodało sił.
Rok po przyłączeniu się do Jewelii Mary przekonała
grupę, żeby następna zbiórka została przeznaczona na Miracle
House - ośrodek oferujący intensywną kurację odwykową dla
mieszkających w nim narkomanek. Mary chciała się
odwdzięczyć, ponieważ terapia w ośrodku uratowała życie
jednej z jej krewnych. Kiedyś mówiła sobie, że odwdzięczy
się, ale nie miała pojęcia, co mogłaby zrobić.
Dowiedziała się od tych kobiet. Zajęła się organizacją
zbiórki tak, jak przez lata organizowała tego rodzaju imprezy
dla swojej firmy.
Przyjęcie bardzo się różniło od tego w Deco. Deszcz
bębnił o dach Table 13, o wiele większej restauracji, w której
kręciło się dużo mniej gości. Jednak to nikomu nie
przeszkadzało. Braki w atmosferze zostały nadrobione
przejrzystym przekazem, gdy dwie kobiety opowiadały ze
łzami, jak Miracle House uratował im życie. Wzruszyły
wszystkich obecnych, w tym zapłakaną Mary. Dzięki
kobietom z Jewelii spełniła swoje marzenie.
Pięćdziesięciodolarowe datki przy wejściu dały w sumie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]