[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie zapamiętałam. Gdybym wcześniej...
- Ja zapamiętałem - odezwał się za nimi prokurator i obie zaniemówiły, usiłując sobie w
popłochu przypomnieć, o czym wcześniej rozmawiały.
Pawełek usunął już z blatu stolika popękaną politurę. Robił to przez kilka dni, bardzo
ostrożnie, bo nie chciał uszkodzić intarsji. Teraz przymierzał się do wyczyszczenia oskrzynienia,
ale przysiadł na podłodze warsztatu, spojrzał na pięknie wygięte nogi mebelka i zapomniał o całym
świecie. W upojeniu przesuwał po nich dłonią, wyobrażając sobie, jak pięknie będzie wyglądał
stolik po odnowieniu.
- Co tam słychać u mojej komody? - znajomy głos przerwał jego kontemplację.
- Jakiej komody? - Pawełek zamrugał oczami, przeniósł lekko rozkojarzony wzrok na gościa
i oprzytomniał. - A, to ty, Krzysiu! Twoja komoda już odnowiona i miałem do ciebie dzwonić w tej
sprawie. Możesz ją kupić za półtora tysiąca. Facet nie życzy sobie rachunków, tylko gotówkę.
- Ale ja sobie życzę - powiedział Krzysztof zimno. - Mówiłeś, że on jest Harpagon.
Harpagonów nie lubię, niech płaci podatki jak każdy.
- Co cię obchodzą cudze podatki? Jak nie ukręci tu, to gdzie indziej. Chcesz mieć komodę, to
nie szukaj dziury w całym. Zobacz lepiej, jakie tu mam cudo! - Wskazał na stolik. - Pasowałby ci
do salonu. Po odnowieniu, oczywiście.
Prokurator z uwagą przyjrzał się mebelkowi i oczy mu się zaświeciły. Intarsja na blacie
przedstawiała jakieś stylizowane kwiaty przypominające irysy. Pod blatem wyrzezbiono oplatające
oskrzynienie powoje.
- Zobacz! - Pawełek pociągnął jeden odstający kwiat ku sobie. - Tu jest mała szufladka.
Akurat na karty i notes do zapisywania. Piękny, co?
- Piękny - zgodził się Krzysztof i delikatnie przesunął palcami po rzezbieniu.
Obaj zastygli, kiedy usłyszeli szczęknięcie. Popatrzyli na siebie tak samo podekscytowani.
Prokurator Jerczyk zapomniał zupełnie o powadze swojego stanowiska i przysiadł na podłodze
obok Pawełka.
- Coś się otworzyło, nie? Widzisz coś?
- Nic nie widzę - Pawełek wsparł się rękami o podłogę i żyrafim sposobem wyciągnął szyję,
usiłując zlokalizować miejsce szczęknięcia. Przy spojeniu blatu z oskrzynieniem ujrzał szparę. -
Mam! - wyszeptał z przejęciem. - Tu coś jest! Schowek chyba! Uważaj! Otwieram! - Ostrożnie
wsunął w szparę nóż do cięcia forniru, poszerzył ją i złapał brzeżek sekretnej szufladki. - Ciągnę! -
zameldował szeptem.
Obaj prawie stuknęli się głowami, usiłując jednocześnie zajrzeć do środka, i na długą chwilę
znieruchomieli. Z wnętrza coś zachęcająco pobłyskiwało. Pawełek delikatnie wysunął szufladkę do
końca i aż westchnął na widok jej zawartości.
- Rany! Znalezliśmy skarb, Krzychu! Prawdziwy!
- Paweł, skąd to masz? - prokurator był konkretny. - Kupiłeś czy tylko odnawiasz? Właściciel
chyba nie wiedział o zawartości tej szuflady. Ma prawo się o to upomnieć i jeśli udowodni...
Cholera! Co to w ogóle jest?!
- Jak to co? - Pawełek z przyjemnością przyglądał się migoczącym pierścionkom. - Biżuteria!
Ja się na tym nie znam, ale chyba prawdziwa? Jak myślisz, Krzysiu?... Zaraz - ocknął się nagle i
usiadł wygodniej, przytulając szufladkę do piersi. - Chyba masz rację. Kupiłem to od jednej babci,
która potrzebowała pieniędzy na turystykę. I przysiągłbym, że ona o tym schowku nie wiedziała,
bo pewnie wolałaby sprzedać te cacka niż stolik. Chyba że... - Wyjął jeden pierścionek i z uwagą
obejrzał obrączkę. - Nie, one są raczej prawdziwe. Próbę mają i znak złotnika... Zobacz! - Podał
klejnocik prokuratorowi.
Krzysztof machinalnie wziął pierścionek, ale nawet na niego nie spojrzał. Coś mu zaskoczyło
w umyśle. Niedawno już słyszał o babci, która zamierzała uprawiać turystykę.
- Nazwisko! - zażądał gwałtownie. - Tej babci!
Pawełek podrapał się po głowie, odstawił z westchnieniem szufladkę, wstał i podszedł do
biurka. Zaczął szperać w karteczkach nakłutych na pokaznych rozmiarów metalowy szpikulec.
Przy którejś z kolei twarz mu się rozjaśniła.
- Mam! Piecyk. Eleonora. Od niej to kupiłem. Najpierw chciała... Krzychu, co ty? - Patrzył
zdumiony na kolegę, który zerwał się z podłogi i wydarł mu kartkę z rąk. - Co się...
Krzysztof już wyciągał komórkę. Wystukał jakiś numer na klawiaturze i zdecydowanym
głosem powiedział:
- Bolek, dałem wam dzisiaj zgodę na wydanie ciała... No, zgadza się... Jeszcze nie? Dzięki
Bogu! - Odetchnął z ulgą. - Podrzyj ten papier. Gdyby rodzina się czepiała, wyślij ich do mnie. Nie
wiem, ale coś jeszcze muszę sprawdzić. Dzięki. Na razie. - Rozłączył się i wybrał kolejny numer. -
Aukasz? Pogadaj ze swoim szefem, niech mi podeśle ze dwóch chłopaków z komendy. W tym
fotografa... Nie, ale znalazłem coś, co się chyba łączy ze śmiercią tej Eleonory Piecyk, co zeszła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]