[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwili odwrócili się od swojego prezesa.
- Dam, nie wygłupiaj się! - krzyknął jeszcze, ale już nacisnąłem spust. Poszło niewiarygodnie łatwo. Z
ulgą wreszcie się zatrzymałem. W tym samym momencie zgasł czerwony kolor za moimi plecami. Z
głównego siodła, ciągle wycelowanego w twarz Westera, zaczął się sączyć przepiękny zielony wąż. Kiedy
przy jego stałej szybkości czterech kilometrów na godzinę wyszło na zewnątrz osiem metrów, tych
dwadzieścia dziewięć, które jeszcze miałem za plecami, pośpiesznie się z nim połączyło.
Upadłem na stół. Do spoconej twarzy przykleił mi się jakiś dokument, nie miałem jednak siły go zdjąć.
Nic nie widziałem. za to słyszałem nieludzki ryk tego grubasa, słyszałem tupot dziesiątków par obuwia, a
potem straszne sapanie. Z jaką przyjemnością bym spojrzał, jak jego nieforemne ciało leci w dół po
schodach! Jak chętnie rozkoszowałbym się przerażeniem w jego oczach, ale nie miałem już na to siły.
Nie, Wester już nie miał czasu nikogo przekupić, nie miał nawet możliwości zdobycia nowego lassa i
oddania mi z nawiązką. Lasso wżarło się w niego niecałe sto metrów od jego własnego pałacu.
Leżałem na obrusie i zgnojony życiem oraz samym sobą, połykałem słone łzy i wbijałem zęby w tkaninę,
żeby nie wyć z grozy.
Przełożyła Joanna Czaplińska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]