[ Pobierz całość w formacie PDF ]
perspektywy na temat jej pobytu we Francji roztaczał przed nią Simon, tym bardziej była
zdeterminowana by zostać! - Mam kontakty.
- Na przykład jakie? - zapytał sceptycznie.
- Cóż... Philippe Ladurie, na przykład. Powiedział, że mogę przyjechać do niego, kiedy tylko zechcę -
dodała z dumą, lecz wyglądało na to, że na Simonie nie wywarło to najmniejszego wrażenia.
- Czy było to zanim, czy po tym jak jego siostra cię zwolniła? - dociekał dalej.
Polly zignorowała jego pytanie.
- Zobacz, dał mi nawet swoją wizytówkę. Przetrząsnęła torebkę w poszukiwaniu kawałka papieru
z wytłoczonym nazwiskiem Philippe'a i podała ją Simonowi.
- Marsillac... - przeczytał adres, a jego wzrok stał się nagle bystry i przenikliwy.
- To niedaleko stąd, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Dwie godziny jazdy. - Głos Simona był zatroskany. Zebrawszy myśli, oddał Polly wizytówkę. -
Chyba zdajesz sobie sprawę, że ludzie ciągle rozdają swoje wizytówki. I nic to nie znaczy.
- Wiem. Mimo to jestem pewna, że Philippe nie miałby nic przeciwko temu, gdybym poprosiła, by
mnie komuś zarekomendował. Był naprawdę bardzo miły wczoraj wieczorem.
Simon westchnął, jak tylko usłyszał ton jej głosu, tak charakterystyczny, gdy mówiła o tym Francuzie.
Nie mógł pojąć, jak kobiety mogły robić z siebie idiotki z powodu takiego faceta jak Philippe Ladurie,
który zdawał się nie mieć nic do zaoferowania, prócz ładnej twarzy i drobnomieszczańskiego,
pewnego siebie stylu bycia.
- Co więc planujesz? - zapytał, zmartwiony faktem, że Polly nie miała zamiaru postąpić rozsądnie i nie
chciała przyjąć propozycji powrotu do domu.
- Muszę się tylko jakoś dostać do Marsillac i skontaktować z Philippe'em - odpowiedziała Polly, tym
razem już rozzłoszczona. - Czy to nie wystarczająco dobry plan?
- A jeśli go tam nie ma? Może być jeszcze zajęty z tą swoją wiewiórką.
- Wtedy sama poszukam sobie pracy - oznajmiła. - Marsil-lac nie jest chyba takim dużym miastem. -
Im więcej o tym myślała, tym bardziej podobał jej się ten pomysł. Przecież jak już tam będzie, na
pewno wcześniej czy pózniej wpadnie na Philippe'a, prawda? Widywanie go od czasu do czasu,
chociażby z odległości, będzie lepsze niż nic.
Simon nadal był irytująco praktyczny.
- Dostanie się stąd do Marsillac będzie cię kosztowało więcej niż czterdzieści osiem franków.
- Zawsze mogę pojechać autostopem - odparła Polly. Nie podobał jej się ten pomysł, ale pomyślała, że
prędzej skona, niż Simonowi uda,się ją zniechęcić do pozostania we Francji. Z pieniędzmi czy bez.
Ku jej zdumieniu, Simon nie zakwestionował tego pomysłu. W zadumie pocierał brodę, rozważając
to, co zaświtało mu w głowie, gdy Polly pokazała mu wizytówkę Philippe' a. Czy to możliwe, że
sytuacja Polly może sięokazać mimo wszystko bardzo dogodna?
Marszcząc nieznacznie brwi, usiłował wykalkulować, czy plusy, które wynikną z jego planu przeważą
nad minusami, z których większość miała związek z Polly Armstrong. Ale mogło się udać...
- Jadę do Marsillac - powiedział powoli.
Polly miała właśnie wypić ostatni łyk kawy, lecz zdumiona odstawiła filiżankę.
- Naprawdę?
- To jedno z większych miast w okolicy. La Treille jest oddalone od niego tylko o jakieś dziesięć
kilometrów.
Była nieco zaintrygowana nagłą zmianą stanowiska Simona, ale nie mogła pozwolić, by taka okazja
przeszła jej koło nosa. Spojrzała na niego pełna nadziei.
- Zapewne nie chciałbyś mnie podwiezć, prawda?
- Może chciałbym - odpowiedział Simon. - Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim warunkiem? - zapytała.
- %7łe przez dwa tygodnie będziesz moją narzeczoną.
- No przestań, powiedz prawdę. - Polly zaczęła się śmiać.
- No właśnie powiedziałem - odparł spokojnie Simon. -Zawiozę cię do Marsillac, jeśli obiecasz przez
dwa tygodnie odgrywać rolę mojej narzeczonej.
Uśmiech malujący się na twarzy Polly zgasł.
- Chyba nie mówisz poważnie? - wykrztusiła, wpatrując się w niego.
- Czy nie wyglądam poważnie? - Chłodno odwzajemnił jej spojrzenie.
- Ale... ale... dlaczego?
- Już ci tłumaczę - Simon rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu kelnera, by skinieniem ręki poprosić o
jeszcze jedną kawę.
Polly, która w podobnej sytuacji musiałaby machać dziko ręką, była pod wrażeniem. W duchu poczuła
się jednak nieco dotknięta tym, że Simonowi zawsze wszystko przychodziło z taką łatwością.
Nieświadom myśli Polly, Simon odwrócił się w jej stronę.
- Powiedziałem, że jestem tu na urlopie, ale jest coś jeszcze - rozpoczął. - Próbuję ubić interes -
decydujący interes, jeśli chodzi o przyszłość mojej firmy. Szło nam bardzo dobrze w Ameryce
Północnej i na wybrzeżu Pacyfiku, ale potrzebujemy silniejszego podłoża w samej Europie.
Znalezliśmy firmę, która idealnie spełnia nasze wymagania. Teraz musimy tylko przekonać ich szefa,
że fuzja leży również w ich interesie.
- Hola, hola! - zawołała Polly, machając mu ręką przed nosem. - Chciałabym dowiedzieć się, dlaczego
nagle potrzebujesz narzeczonej. Nie oczekuję wykładu z ekonomii!
- Jeśli mnie wysłuchasz, to ci powiem - oznajmił Simon, zirytowany. - Szef tej drugiej firmy nazywa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]