[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie. Może ton jego głosu miał być stanowczy, ale zabrzmiał tylko
zrzędliwie.
Jak masz zamiar się wyleczyć, skoro nikt się tobą nie zajmuje?
Tak jak zawsze odparł powoli, jakby mówienie przychodziło mu z
wysiłkiem. Poleżę w łóżku i wypocę się.
Bzdura. Przyniosłam ci sok i własnoręcznie ugotowaną moją niezwykłą
zupę. Pozwól mi przynajmniej zostawić to w kuchni.
Pokręcił przecząco głową.
Nie będę jadł, bo czuję się fatalnie.
Słuchaj, ja tylko...
Lucky! Rzucił jej zbolałe spojrzenie. Nie cierpię przyjmować gości w
czasie choroby.
Doskonale, podobnie jak ja. Nie traktuj mnie jak gościa, tylko jak
pielęgniarkę.
Ja nie potrzebuję pielęgniarki.
Tym razem go zaskoczyła i popchnęła drzwi tak, że mogła się przez nie
prześlizgnąć.
Czy ktoś już ci mówił, że jesteś bardzo agresywną kobietą?
Kilka osób. Staram się nie zwracać na to uwagi.
Teraz stał koło niej w całej okazałości i Lucky uświadomiła sobie z
pewnym niepokojem, że jego jedynym strojem były spodnie od piżamy, zsunięte
poniżej pasa i ledwo trzymające się na szczupłych biodrach. Kiedy skierował się
w stronę holu, otwarcie gapiła się na to ciało z całym podziwem, na jaki
niewątpliwie zasługiwało.
Kichnął potężnie, co przypomniało jej o właściwym celu wizyty.
Czy zdajesz sobie sprawę, że mogę cię zarazić?
spytał gderliwie.
Zaryzykuję.
A poza tym zatrzymał się w drzwiach sypialni jesteś zdana na samą
siebie, ja nie jestem w stanie cię zabawiać.
A kto cię o to prosi burknęła pod nosem. Idąc w stronę kuchni rzuciła
okiem do sypialni. Sam właśnie kładł się do łóżka.
Lucky przelała zupę do garnuszka, wstawiła go do kuchenki mikrofalowej i
przygotowała pełną szklankę soku.
Wbrew protestom Sama była święcie przekonana, że trochę czułej troski
dobrze mu zrobi. Takiej, jakiej ona doświadczała. Wręcz mile wspominała
choroby przebyte w dzieciństwie. Wszyscy koło niej skakali i starali się ją
kurować.
A jeśli nie pomoże mu kobieca troskliwość, to jeszcze została uzdrawiająca
moc cudotwórczego rosołu według receptury jej mamy.
Ustawiła miseczkę zupy, szklankę soku i talerzyk krakersów na tacy. Gdy
tylko przekroczyła próg sypialni, Sam otworzył jedno oko i oznajmił stanowczo:
Nie jestem głodny.
Tak ci się tylko zdaje. Lucky ustawiła tacę na stoliku stojącym koło
łóżka i podłożyła Samowi pod plecy dodatkową poduszkę. Siadaj.
Czy muszę?
Tak.
Nikt cię nie prosił, żebyś odgrywała rolę Florence Nightingale zrzędził
dalej, siadając na łóżku.
Ciebie również nikt nie prosił, żebyś zachowywał się jak pięcioletnie
dziecko, a jednak wygląda na to, że nie masz zamiaru przestać. Lucky
przestawiła tacę na łóżko. Teraz masz jeść.
Twoje podejście do chorego pozostawia wiele do życzenia.
Twoje zachowanie także odparła słodkim głosem. Spróbuj zupy.
Sam spojrzał na miseczkę sceptycznie.
Nie lubię zup.
Zwietnie. Włożyła mu łyżkę do ręki. Wcinaj.
Chyba nie wierzysz w tę bzdurę, że rosołem można wyleczyć każdą
chorobę.
Wierzyła, ale nie było sensu dyskutować na ten temat.
Jeszcze nie straciłam całkiem cierpliwości.
Robisz, co w twojej mocy, żeby mi uprzykrzyć chorobę, więc chyba
lepiej już zgodzić się na wszystko i szybko wyzdrowieć.
Powstrzymała cisnącą się na usta ciętą odpowiedz, bo Sam właśnie
zanurzył łyżkę w zupie i zaczął jeść. Niech psioczy, byleby tylko udało jej się
wmusić w niego trochę pokarmu. Musiał być naprawdę bardzo słaby, gdyż
zjedzenie rosołu i wypicie pół szklanki soku zajęło mu prawie piętnaście minut.
Zabrała tacę, wyjęła dodatkową poduszkę, a Sam położył się znużony.
Teraz odpoczywaj powiedziała. Zajrzę do ciebie za chwilę.
Mmm wyraził zgodę. Lucky? Zatrzymała się w drzwiach.
Dzięki.
Więc ten cały trud nie poszedł na marne, skoro w końcu padło to jedno,
proste słowo, pomyślała, zmywając w kuchni naczynia. Potem poszła do salonu i
zaczęła przeglądać jakiś ilustrowany tygodnik. No, cóż, Sam nie był winien, że
nikt nie otaczał go troskliwością. Ani ona, że musiała ją okazać.
Pół godziny pózniej zajrzała do sypialni. Spał spokojnie. Lecz gdy weszła
do niego po następnej godzinie, kołdra i poduszki leżały na podłodze, a on
niespokojnie przewracał się na łóżku. Położyła mu dłoń na czole płonęło
gorączką.
Pobiegła do łazienki i w apteczce znalazła aspirynę. Wzięła dwie tabletki,
szklankę wody i wróciła do sypialni. Sam był półprzytomny i cicho jęczał.
Musisz połknąć te pastylki. Wsunęła mu ramię pod plecy i podparła go.
Co to jest?
Aspiryna, z twojej apteczki. Podtrzymywała go, gdy łykał pigułki i
popijał je wodą, a potem ułożyła z powrotem na poduszkach.
Przepraszam, nie jestem najlepszym gospodarzem zamruczał
niewyraznie.
Gdyby nie był w takim złym stanie, chyba by się roześmiała.
Nie martw się. Zwietnie dajesz sobie radę.
Paskudnie się czuję.
Wiem powiedziała cicho, uspokajającym tonem. Leż spokojnie,
lekarstwo zaraz zacznie działać. Przyniosę ci zimny kompres.
Znalazła ręcznik w szafce koło umywalki i zmoczyła go zimną wodą.
Weszła z jasno oświetlonej łazienki do ciemnej sypialni, gdzie ciało Sama
pośrodku łóżka rysowało się jak ledwo widoczny cień. Gdy jej oczy przywykły
do mroku, zobaczyła, że leży na plecach z jednym ramieniem ponad głową i
zamkniętymi oczami. Druga ręka spoczywała na piersi, palce zaciskały się na
brzegu prześcieradła. Zalała ją fala czułości na widok Sama umęczonego chorobą
i całkiem bezbronnego. Nic nie pozostało z jego szorstkości, którą czasami
okazywał światu.
Była mu potrzebna, bez względu na to, czy zdawał sobie z tego sprawę, czy
nie. Ten duży, silny i niezależny mężczyzna potrzebował jej pomocy. Doznawała
dwóch uczuć naraz: współczucia i zadowolenia.
Delikatnie położyła mu na czole chłodny ręcznik. Westchnął, lecz nie
otworzył oczu. Przysiadła na brzegu łóżka. Wypieki zaczęły stopniowo
ustępować z policzków Sama, a oddech się uspokajał. Odgarnęła mu mokre
kosmyki z czoła.
Mów do mnie szepnął.
Chcesz usłyszeć bajkę na dobranoc?
Niekoniecznie. Otworzył jedno oko. Opowiedz, jak ci minął dzień.
Nie wyglądał na szczególnie tym zainteresowanego, lecz Lucky z
przyjemnością spełniła jego życzenie. Opowiedziała mu o Deweyu Phillipsie,
którego piękny samochód stał teraz na tyłach jej parkingu.
Oczywiście zakończyła swą relację nie możemy go sprzedać. Musimy
dać chłopcu wystarczająco dużo czasu, żeby stanął na nogi.
Chyba masz rację odparł sennie.
Wiedziałam, że się ze mną zgodzisz.
Prawie od razu zapadł w drzemkę, a po krótkiej chwili już smacznie spał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]