[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przybyłam tu w tym samym celu.
- Co?! - zapytał, marszcząc brwi.
Zrozumiała, że przyglądając się temu, co działo się za jej plecami,
wypatruje tam oczekiwanego członka grupy.
- Przyjechałam tu do pracy - wyjaśniła. Lodowate powietrze przenikało jej
grubą kurtkę i z trudem opanowywała drżenie. Po chwili dodała złośliwie: - Czy
nie poradziłeś mi ostatnio, żebym przestała się bawić i zaczęła robić coś
pożytecznego?
Miała krótką chwilę satysfakcji, gdy zaczerwienił się, słysząc, jak
powtarza jego opryskliwe słowa. Zaraz jednak odwrócił wzrok w kierunku
samolotu i spojrzał przelotnie na zegarek, jakby martwiąc się opóznieniem.
- No cóż, dobrze. Cieszę się, że znalazłaś sobie coś do roboty. Niestety,
nie mam czasu, żeby tak tu stać i z tobą rozmawiać. Przyjechałem, żeby
odebrać...
- Nie zapytasz mnie o moją nową pracę? - zapytała.
- Chętnie bym cię wysłuchał - odburknął, po raz kolejny spoglądając na
zegarek - ale przyjechałem tutaj odebrać nową pielęgniarkę oraz zawiezć ją i
leki do naszego szpitala.
- Pozwolisz, że oszczędzę ci czasu i oficjalnie się przedstawię. - Penny
wyciągnęła rękę w ciepłej rękawiczce niczym panienka z najlepszego domu.
Miała nadzieję, że jej zadowolenie nie jest zbyt widoczne. - Doktorze Campbell,
nazywam się Penny Edwards i jestem waszą nową pielęgniarką.
Zapadła cisza. Przerywał ją jedynie gwar tych, którzy ładowali pudła i
skrzynki z lekami na samochody z napisem MERLIN na bokach.
- Ty jesteś nową pielęgniarką? - spytał z niedowierzaniem. - Do diabła,
jak ktoś taki jak ty zdołał oszukać ludzi z MERLIN-a...
- 27 -
S
R
Penny odetchnęła głęboko lodowatym powietrzem i zaczęła liczyć w
myślach, próbując opanować wściekłość. Nie zdejmując rękawiczek,
niezręcznie sięgnęła do torebki po dokumenty.
- Nikogo nie próbowałam oszukać - wycedziła przez zęby i wręczyła mu
swoje papiery. - Kwalifikacje zdobyłam w szkole pielęgniarskiej. Przez kilka lat
zajmowałam się pielęgniarstwem ogólnym, a potem zrobiłam specjalizację.
Przez ostatnie osiemnaście miesięcy pracowałam jako pielęgniarka na oddziale
gruzliczym na londyńskim East Endzie.
Z wojowniczo uniesioną głową i policzkami mimo zimna
zaczerwienionymi ze złości patrzyła, jak Dare przegląda jej dokumenty z taką
miną, jakby podejrzewał, że są sfałszowane.
Co za bezczelny typ! - wściekała się w duchu. Czyżby ten facet miał aż
tak wysokie mniemanie o sobie? Czyżby sądził, że każda kobieta, którą spotka,
gotowa jest gnać za nim na koniec świata?
- Zgadza się - mruknął, oddając jej dokumenty bez słowa przeprosin. -
Skończyli już ładować ciężarówki, więc chodzmy.
Odwrócił się i ruszył w kierunku załogi samolotu. Gdy usłyszał, że za nim
idzie, spiorunował ją wzrokiem. Zignorowała to.
- Wszystko w porządku? - spytał ją drugi pilot, pozostawiając swemu
dowódcy rozmowę z lekarzem.
- Tak, dzięki, Geoff. Jak się zapewne domyślasz, to jest doktor Campbell,
który będzie czuwał nad dostarczeniem całego ładunku szpitalowi. Będę z nim
pracować przez sześć miesięcy.
- Nie wygląda mi na specjalnie uszczęśliwionego - mruknął Geoff ze
znaczącym uśmieszkiem.
Penny również się uśmiechnęła, po czym wyciągnęła rękę do pierwszego
pilota.
- Chciałam tylko podziękować za opiekę nade mną, panie kapitanie -
powiedziała.
- 28 -
S
R
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję, że te sześć miesięcy
będzie bardzo owocne. Może spotkamy się przy okazji następnej dostawy.
- Jak może pamiętasz, w stosunku do czasu Greenwich tu jest o siedem
godzin pózniej - przypomniał jej Dare. - Od opuszczenia Tomska przekroczyłaś
kolejną strefę czasową. Jeśli mamy zdążyć przed zmierzchem, to musimy się
pospieszyć.
Penny pożegnała się więc z załogą samolotu i podążyła za nim w
kierunku liczącego kilka samochodów konwoju. Nagle przypomniała sobie o
swym bagażu i zatrzymała się gwałtownie.
- Czy ktoś zabrał moje walizki? - zapytała w panice, rozglądając się
wokół i nigdzie ich nie widząc.
- Są z tyłu razem z lekami - rzucił z irytacją.
Uspokoiła się mimo jego zniecierpliwienia. Wdrapała się do ciężarówki i
usadowiła możliwie najdalej od niego. Kierowca uśmiechnął się do niej i
zapalając silnik, wymamrotał słowa powitania.
- Zdrastwujtie - odpowiedziała uprzejmie. Zaskoczenie na jego twarzy
sprawiło jej ogromną radość i w myślach podziękowała babci za wytrwałe
uczenie jej rosyjskiego.
Widok zasp brudnego śniegu na poboczach i smaganych wiatrem białych
pól przypomniał jej, że wiosna nieprędko tu dotrze. Chociaż więc chciała się
dowiedzieć, kiedy będzie mogła wybrać się na pierwszą wyprawę krajoznawczą,
nie zdecydowała się zapytać o to w tym momencie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl