[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jego Wysokość nie ma zwyczaju nadawania listów osobiście. List ten leżał z innymi na
stole w gabinecie. Ja sam włożyłem je do worka pocztowego.
Czy pan jest pewny, iż znajdował się on między innymi listami?
Tak! Widziałem go.
Ile listów napisał Wasza Wysokość tego dnia?
20 lub 30. Prowadzę rozległą korespondencję. Ale chyba nie ma to związku ze sprawą.
Niezupełnie odparł Holmes.
Ze swej strony ciągnął dalej książę poleciłem policji, by zwróciła uwagę na
południową Francję. Jak już panu wspominałem, nie wierzę, by księżna odważyła się na tak
zuchwały czyn. Chłopiec miał wyrobiony jednak na wiele spraw niewłaściwy pogląd. Nie jest
więc wykluczone, iż uciekł do niej z pomocą tego Niemca. A teraz, doktorze Huxtable,
odjedziemy, już chyba z powrotem do Hall.
Holmes, jak zauważyłem, miał jeszcze chęć na dalsze pytania. Jednak sposób zachowania się
arystokraty zapowiadał koniec wywiadu. Książę wyraznie starał się uciąć dalszą dyskusję. Było
widoczne, iż jego arystokratycznej naturze jakakolwiek rozmowa z obcym na temat intymnych
spraw rodzinnych sprawiała nieprzezwyciężoną wprost przykrość. Obawiał się jeszcze czego
innego. Każde nowe pytanie mogło rzucić snop światła na niektóre tajniki książęcego życia,
dyskretnie pozostające w cieniu.
Skoro tylko dygnitarz wraz ze swym sekretarzem odjechali, mój przyjaciel z właściwą mu
energią rozpoczął dochodzenie.
Pokój chłopca poddany został nadzwyczaj dokładnym oględzinom. Bez rezultatu. Jedno
wszakże nie budziło wątpliwości chłopiec mógł uciec jedynie przez okno. Również w pokoju i
wśród rzeczy osobistych nauczyciela niemieckiego nie znaleziono żadnych śladów. Dopiero po
wychyleniu się przez okno ujrzeliśmy w świetle latarni głębokie odciski stóp na trawniku pod
nami. Te zagłębienia w krótko przystrzyżonej zielonej trawie stanowiły jedyne rzeczowe dowody
niezrozumiałej i tajemniczej nocnej ucieczki.
Sherlock Holmes wyszedł na samotny spacer, z którego wrócił po godzinie jedenastej.
Wytrzasnął skądś wielką mapę wojskową całej okolicy i przyniósł do mego pokoju. Potem
rozłożył ją na łóżku, ostrożnie ustawił na niej lampę i pilnie począł studiować. Zapalił fajkę i od
czasu do czasu wskazywał jej dymiącym ustnikiem interesujące go obiekty.
Tak, Watsonie! To jest godna mnie sprawą! powiedział. Posiada ona kilka
rzeczywiście ciekawych punktów. Dobrze będzie, jeśli na wstępie dochodzenia zapoznasz się z
topografią okolicy. Może się to nam bardzo przydać.
Spójrz na mapę. Ten ciemny prostokąt to szkoła. Wbij w to miejsce szpilkę. Widzisz linię
przechodzącą obok? To szosa. Biegnie ze wschodu na zachód koło szkoły. Ani w jednym, ani w
drugim kierunku nie ma żadnej bocznej drogi. Jeśli więc dwaj uciekinierzy poszli drogą, to tylko
szosą.
Tak jest.
Dzięki wyjątkowo szczęśliwemu zbiegowi okoliczności możemy w pewnym stopniu
skontrolować, kto przechodził tą drogą w ciągu krytycznej nocy. O, właśnie w tym punkcie,
gdzie leży teraz na mapie moja fajka, pełnił służbę od godziny dwudziestej czwartej do szóstej
wiejski policjant.
Jak się orientujesz, jest to pierwsze po wschodniej stronie skrzyżowanie dróg. Otóż człowiek
ten oświadczył, iż ani na chwilę nie opuszczał swego posterunku, a więc żaden chłopiec ani
mężczyzna nie mógł przejść tamtędy nie zauważony. Tego jest zupełnie pewny! Dziś wieczorem
rozmawiałem z tym policjantem. Wygląda on na osobę w pełni godną zaufania. To
wyczerpywałoby pierwszą ewentualność. A teraz przejdzmy do następnej. Po drugiej stronie
(zachodniej) stoi gospoda Pod Czerwonym Bykiem . Jej właścicielka zachorowała owego dnia i
posłała po doktora do Mackleton. Nie mógł on jednak przyjść wcześniej jak dopiero rano, gdyż
był u jakiegoś chorego. W gospodzie czuwano jednak całą noc, oczekując jego przybycia.
Najprawdopodobniej co chwilą ktoś wyglądał na szosę. Ich zdaniem nikt nie przechodził drogą.
Jeśli mówią prawdę, to zupełnie śmiało możemy wykluczyć zachód. W rezultacie wynikałoby, iż
uciekinierzy w ogóle nie korzystali z szosy.
A rower? spytałem.
Tak jest. Zaraz dojdziemy do roweru. A oto dalszy ciąg rozumowania. Skoro nie poszli oni
szosą, to musieli iść na przełaj w kierunku północnym lub południowym od domu. To jasne!
Spróbujemy teraz porównać obie możliwości. Na południe od domu leży, jak widzisz, wielki
obszar uprawnej ziemi, podzielony kamiennymi wałami na mniejsze pola. Zakładam, iż tędy nie
sposób jechać na rowerze. To możemy śmiało wykluczyć. Spojrzymy teraz na północ. Znajduje
się tu niewielki lasek zwany Ragged Shaw , a jeszcze dalej ku północy rozpościera się wielkie
powichrowane wrzosowisko Lower Gill Moor . Ciągnie się ono na przestrzeni dziesięciu mil,
wznosząc się stopniowo ku górze. Po jednej stronie tego pustkowia leży Holdernesse Hall. To
jest 10 mil drogi stąd, ale na przełaj przez wrzosowisko tylko sześć. Zupełne odludzie! Zaledwie
kilku farmerów gospodarujących na wrzosowisku ma tu małe zagrody, w których hodują owce i
bydło. Oto jedyni mieszkańcy. Oprócz nich aż do samej szosy chesterfieldzkiej napotkać możesz
tylko siewki kuliki. Dalej widać kościół, kilka domków i gospodę oraz wzgórza, które stają się
coraz bardziej, urwiste. Poszukiwania musimy zatem skierować w kierunku północnym. To nie
ulega żadnej wątpliwości.
Ale rower?! nalegałem.
Dobrze, dobrze! niecierpliwie odpowiedział Holmes. Dobry rowerzysta nie
potrzebuje szosy. Przecież wrzosowisko przecinają ścieżki. A owej nocy księżyc znajdował się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]