[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pragnę sam odkrywać świat. To znaczy zamierzałem iść sam, ale
pomyślałem, że może chciałabyś do mnie dołączyć. Byłabyś
bezpieczna. Nikt za nami nie pójdzie.
Przez chwilę się wahałam. Akurat w tym momencie
perspektywa bezpieczeństwa i spokoju była bardzo kusząca.
Muszę znalezć Diega - powiedziałam, kręcąc głową.
Fred skinął głową w zamyśleniu.
Jasne, rozumiem. Wiesz, jeśli jesteś gotowa za niego
zaręczyć, możemy go wziąć ze sobą. Czasem im więcej nas, tym lepiej.
To prawda zgodziłam się szybko, gdyż przypomniałam
sobie, jak bezbronna czułam się wtedy na drzewie z Diegiem, gdy
zbliżały się do nas wampiry w pelerynach.
Fred pytająco uniósł brew, słysząc mój ton.
Riley kłamie w przynajmniej jeszcze jednej sprawie -
wyjaśniłam. - Bądz ostrożny. Ludzie nie powinni się o nas dowiedzieć.
Istnieją bowiem jakieś szurnięte wampiry, które niszczą
zgromadzenia, kiedy te stają się zbyt widoczne. Widziałam ich i
uwierz, nie chciałbyś mieć z nimi do czynienia. W ciągu dnia trzymaj
77
Stephenie Meyer Drugie życie Bree Tanner
się z boku i poluj rozsądnie. Nerwowo spojrzałam na południe. -
Muszę się pośpieszyć!
Fred z namysłem rozważał to, co powiedziałam.
Rozumiem. Jeśli zechcesz, dołącz potem do mnie. Z chęcią
wysłucham wszystkiego, co wiesz. Poczekam na ciebie w Vancouver,
przez jeden dzień. Dobrze znam miasto. Zostawię ci trop w... -
zawahał się, a potem zachichotał i dokończył: - .. .w parku Rileya.
Doprowadzi cię do mnie. Ale po dwudziestu czterech godzinach już
mnie tam nie będzie.
Znajdę Diega i dogonimy cię.
Powodzenia, Bree.
Dzięki, Fred! I powodzenia. Do zobaczenia! - Zaczęłam biec.
Mam nadzieję - usłyszałam jeszcze.
Pędem ruszyłam śladem zgromadzenia, biegnąc szybciej niż
kiedykolwiek. Na szczęście zatrzymali się na chwilę pewnie Riley
musiał na nich nawrzeszczeć więc udało mi się dogonić grupę
wcześniej, niż przypuszczałam. A może Riley przypomniał sobie o
Fredzie i stanął, by nas poszukać? Biegli równym krokiem, kiedy
dołączyłam, starając się sprawiać wrażenie umiarkowanie
zaangażowanej - jak poprzedniej nocy. Próbowałam wślizgnąć się
między pozostałych bez zwracania na siebie uwagi, ale Riley odwrócił
się i zerknął na ociągających się maruderów. Dostrzegł mnie, a potem
zaczął biec szybciej. Czy uznał, że Fred jest ze mną? Riley miał już
nigdy więcej nie zobaczyć Freda...
Pięć minut pózniej sprawy wymknęły się spod kontroli.
To Raoul złapał trop. Wyrwał naprzód z dzikim wrzaskiem.
Riley tak nas nakręcił, że wystarczyła drobna iskra, by spowodować
eksplozję. Ci, którzy biegli blisko Raoula, również wyczuli zapach, a
po chwili rozpoczęło się szaleństwo. Chęć zdobycia ludzkiej
dziewczyny wzięła górę nad rozkazami Rileya. Teraz byliśmy
myśliwymi, a nie armią. Zapomnieliśmy o jedności, liczył się tylko
wyścig po jej krew.
Choć wiedziałam, że opowieść Rileya zawierała wiele kłamstw,
nie potrafiłam oprzeć się zapachowi. Nawet biegnąc z tyłu grupy,
wyczułam go od razu. Był świeży i intensywny. Dziewczyna musiała
niedawno tu przebywać, a pachniała naprawdę słodko. Dzięki krwi
wypitej ubiegłej nocy byłam silna, ale nie miało to znaczenia. Chciało
mi się pić. W gardle paliło. Ruszyłam za resztą, próbując się
skoncentrować. Ze wszystkich sił starałam się zostać nieco z tyłu.
Najbliżej mnie był... Riley. Czyżby on też chciał się powstrzymać od
polowania na dziewczynę? Wciąż wykrzykiwał rozkazy, powtarzając
właściwie to samo.
78
Stephenie Meyer Drugie życie Bree Tanner
Kristie, idz dookoła! Przesuń się! Rozdzielcie się! Kristie, Jen!
Rozdzielcie się! - Cały plan atakowania z dwóch stron walił się na
naszych oczach.
Riley doskoczył do głównej grupy biegnących i złapał Sarę za
ramię. Pociągnął ją w lewo, aż warknęła ze złością.
- Idz naokoło! wrzasnął.
Potem chwycił blondaska, którego imienia nigdy nie poznałam,
i popchnął go na Sarę, co jej się wyraznie nie spodobało. Kristie
otrząsnęła się z amoku, zdając sobie sprawę, że powinna działać
zgodnie ze strategią. Rzuciła gniewne spojrzenie na Raoula i zaczęła
wrzeszczeć na swoją ekipę:
- Tędy! Szybciej! Rozwalimy ich i pierwsi ją dorwiemy. Dalej!
- Pójdę na szpicę z Raoulem! - krzyknął Riley, zawracając.
Wciąż biegłam przed siebie, choć zawahałam się. Nie chciałam
iść na szpicę, ale członkowie ekipy Kristie zaczęli zwracać się
przeciwko sobie. Sara uwięziła w kleszczach blondaska. Dzwięk jego
odrywanej głowy pomógł mi podjąć decyzję. Rzuciłam się w pościg za
Rileyem, zastanawiając się, czy Sara zatrzyma się na chwilę, aby
spalić chłopca, który lubił udawać Spider-Mana.
Zbliżyłam się na tyle, by zobaczyć przed sobą Rileya, ale
niezmiennie trzymałam się trochę z tyłu. W ten sposób dogoniliśmy
grupę Raoula. Zapach krwi wciąż utrudniał mi skupienie się na
ważniejszych sprawach.
- Raoul! - krzyknął Riley.
Ten mruknął coś, ale się nie odwrócił. Był jak urzeczony
słodkim ludzkim zapachem.
- Muszę pomóc Kristie! Zobaczymy się na miejscu! Skoncentruj
się! - wołał za nim Riley.
Nagle przyszło mi coś do głowy i zatrzymałam się gwałtownie,
ogarnięta niepewnością. Raoul parł naprzód, zupełnie nie reagując na
słowa Rileya. Ten zaś zwolnił do truchtu, a potem do marszu.
Powinnam się ruszyć, ale pewnie wtedy usłyszałby, że próbuję się
ukryć. Odwrócił się z uśmiechem i mnie dostrzegł.
- Bree. Myślałem, że jesteś z Kristie. Nie odpowiedziałam.
- Słyszałem, jak komuś działa się krzywda. Kristie potrzebuje
mnie bardziej niż Raoul - wyjaśnił szybko.
- Czy ty nas... zostawiasz? spytałam.
Mina Rileya nagle się zmieniła. Właściwie udało mi się odczytać
jego zamiary z wyrazu twarzy. Otworzył szeroko oczy, nagle
zaniepokojony.
- Martwię się, Bree. Mówiłem ci, że mamy się z nią spotkać, że
miała nam pomóc, ale nie trafiłem na j e j trop. Coś jest nie tak i
79
Stephenie Meyer Drugie życie Bree Tanner
muszę j ą odnalezć.
- Ale nie dasz rady jej odnalezć, zanim Raoul dotrze do
żółtookich zauważyłam.
- Muszę dowiedzieć się, co się stało. - W głosie Rileya słyszałam
prawdziwą desperację. - Potrzebuję jej. Mieliśmy działać razem!
- Ale pozostali...
- Bree, muszę ją odnalezć. Teraz! Jest was dość wielu, by
pokonać żółtookich. Wrócę, gdy tylko będę mógł.
Zdawał się mówić tak szczerze, że powstrzymałam chęć
spojrzenia w kierunku, z którego przyszliśmy. Fred pewnie był już w
połowie drogi do Vancouver. A Riley nawet o niego nie zapytał. Może
talent Freda wciąż był aktywny?
- Tam jest Diego, Bree - rzucił nagle Riley. - Będzie wystawiony
na pierwszy atak. Nie złapałaś jego zapachu? Nie byłaś dość blisko?
Potrząsnęłam głową, zupełnie skołowana.
- Diego tam był?
- Teraz pewnie jest już z Raoulem. Jeśli się pośpieszysz, możesz
pomóc mu ujść z życiem.
Przez długą chwilę patrzyliśmy na siebie, aż w końcu
spojrzałam na południe, dokąd prowadziła ścieżka Raoula.
- Grzeczna dziewczynka - rzekł Riley. - Znajdę ją i wrócimy, by
pomóc wam posprzątać. Opanowaliście sytuację. Zanim do nich
wrócisz, może już będzie po wszystkim!
Pobiegł ścieżką prostopadłą do tej, którą przyszliśmy. Dotarło do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]