[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmusiła się jednak do wysiłku i w końcu odniosła sukces. Nareszcie mogła poruszać
stopami.
Jednak po kilku godzinach przymusowego bezruchu trudno było wstać. Zajęło jej
trochę czasu, zanim doszła do siebie i powróciło normalne krążenie krwi.
Dopiero teraz poczuła, że jest głodna i spragniona.
Z wyciągniętymi przed siebie rękami, jak ślepiec badała drogę do drzwi, macała
zimne, chropowate ściany. I kiedy w końcu dotknęła masywnego drewna, w żaden
sposób nie mogła znalezć klamki. Zrozpaczona, pchała drzwi z całej siły, ale nie
puszczały.
W końcu musiała dać za wygraną i przyjąć, że stąd nie wyjdzie.
Przykucnęła i zapłakała, i nie wiadomo kiedy i jakim sposobem... usnęła.
Obudził ją jakiś głos.
To był głos, którego już się nie spodziewała usłyszeć.
- Jacobo, Jacobo, słyszysz mnie? - wołał Marco.
- Tutaj! Jestem tutaj - wychrypiała przez zaschnięte gardło.
Następne kilka minut było jak karuzela uczuć. W jednej chwili drzwi się otworzyły i
do ciemnego korytarza wpadło oślepiające światło słońca. Marco porwał ją w
ramiona i łkającą z całej siły przytulił do serca.
- Najdroższa - powiedział żarliwie. - Najdroższa, nic ci nie jest?
I zamarł.
- Cicho - szepnął jej do ucha ledwie dosłyszalnym głosem. - I nie drgnij, cokolwiek
się stanie.
Anula & Polgara
ous
l
anda
sc
ROZDZIAA DWUNASTY
Ponury, niewyobrażalny strach ścisnął jej żołądek. Nie zniosłaby, gdyby teraz
umarł...
Tymczasem Marco zasłonił ją sobą i zwrócił się w stronę światła pobłyskującego w
mroku.
Przybysz zatrzymał się w wejściu do lochu..
- Nie chodzi mi o pana, wasza wysokość - powiedział i Jacoba bezbłędnie
rozpoznała jego głos. - Mam porachunki z tą rudowłosą wiedzmą, która złapała
pana w swoje szpony.
- Będziesz musiał mnie zabić, żeby ją dostać - powiedział Marco spokojnie.
Jego opanowanie zdumiało i zaskoczyło Jacobę.
- Nie chcę wyrządzić krzywdy waszej wysokości, ale zrobię to, jeśli nie będę miał
wyjścia - powiedział mężczyzna szorstko. - Muszę zabić tę kobietę. Jej matka
wydała brata mojego ojca i wysłała go na śmierć, żeby móc poślubić Paula
Considine'a.
- A więc zamierzasz zabić swoją stryjeczną siostrę? - zapytał Marco tym samym
spokojnym tonem.
- Jest mi dłużna krew. Jej ojciec zmarł w tym lochu, a jej matka poślubiła
potwora, który zamordował moich dziadków. Oby jego dusza sczezła w piekle. Oni
pewnie teraz spoglądają z nieba i przeklinają waszą wysokość za to, że wziął pan
sobie tę dziwkę.
- Nawet jeśli tak jest, to jaką krzywdę ona ci zrobiła?
Po dłuższej ciszy napastnik, jej kuzyn, odpowiedział z zacietrzewieniem:
- Pan powinien wiedzieć, jak to u nas jest. Za krew płaci się krwią. Przyrzekłem
mojemu ojcu przy łożu śmierci, że odbiorę ten dług, jeśli tylko ją spotkam.
- Dlaczego więc jej nie zabiłeś, tylko przyprowadziłeś tutaj?
Anula & Polgara
ous
l
anda
sc
Marco wydawał się zaciekawiony.
- Miałem ją zastrzelić, ale nie mogłem - odpowiedział mężczyzna po chwili
wahania. - Niegodzien jestem zaufania mojego ojca, ale przyrzekłem mu i dlatego
zamknąłem ją tu, gdzie umarł mój stryj.
- No to po co wróciłeś?
- %7łeby ją zabić. - Był już zły i teraz dłużej zwlekał z odpowiedzią. - Nie mogłem...
nie mogłem pozwolić, żeby tu umierała sama i w ciemności. Czegoś takiego nie
zrobiłbym nawet psu ani szczurowi, żeby go zamknąć bez jedzenia, wody i światła.
Dlatego wybrałem dla niej szybką i czystą śmierć.
- Wydaje mi się, że wcale nie planowałeś jej zabić - oświadczył Marco chłodnym,
beznamiętnym tonem. - Wiem, kim jesteś, i słyszałem, że umiesz leczyć.
Uzdrawiacze nie mordują. Zamierzałeś puścić ją wolno.
- Obiecałem mojemu ojcu, na kolanach mu obiecałem, że ją zabiję! - krzyczał
mężczyzna w coraz większym podnieceniu. - Stracił wszystkich oprócz mnie, a
wszystko przez tamtą kobietę... jej matkę.
Jacoba zdrętwiała, trzymając kurczowo Marca za koszulę. Widziała, że był
urodzonym mediatorem, ale czy nie zdawał sobie sprawy, że ten człowiek coraz
bardziej tracił panowanie nad sobą? W takim stanie ludzie często robią błędy, na
przykład mogą zabić niewłaściwą osobę.
Wolała sama umrzeć, niż dopuścić, żeby Marco przez nią stracił życie. Szarpnęła
się z całej siły i wyrwała zza niego, lecz książę z krzykiem gniewu i rozpaczy, wcisnął
ją za siebie z powrotem.
Zapadła cisza, którą przerwał dopiero nowy głos. To była Marya, która nagle się
przy nich pojawiła.
- On ma rację, Piero, i ty o tym wiesz - powiedziała. - Przyszedłeś po to, żeby ją
wypuścić.
- I słusznie - dodał Marco -bo twój ojciec mylił się, sądząc, że to jej matka
zdradziła partyzantów.
- Nie wierzę wam - warknął Piero wściekle. - No dobrze, chciałem ją wypuścić, a
potem miałem się zastrzelić.
Zrobił ruch, jakby sięgał po broń, ale Marco zdążył chwycić go za rękę i przez
Anula & Polgara
ous
l
anda
sc
chwilę ze sobą walczyli. Jacoba rozglądała się za czymś, czym można by uderzyć
Piera, ale nic takiego nie było. Zresztą książę dał sobie radę bez jej pomocy. Piero
był silny, ale Marco był wyższy i silniejszy i po krótkim zmaganiu odebrał
porywaczowi broń.
- No i jaki byłby z tego pożytek, gdybyś się zabił? - zapytał, oddychając ciężko. -
Jesteś tu potrzebny. Marya mówiła mi, że jesteś znany z leczenia zwierząt. Jak
gospodarze daliby sobie bez ciebie radę? To by był egoizm.
Tu do rozmowy znów włączyła się Marya, bo pobity mężczyzna milczał.
- Posłuchaj mnie, Piero! Dobrze mnie znasz. Ja nie kłamię i mówię ci, że matka
tej kobiety nie wydała ani swojego męża, ani mojego, ani dziadków księcia. Wiem
to na pewno, bo sama zabiłam osobę, która była winna.
- Kto to był? - spytał zduszonym głosem.
- To już nie ma znaczenia. Skończone - ucięła krótko.
Zdumiona Jacoba wyprostowała się. W tym momencie ciasny loch zawirował
wokół niej i z jękiem upadla na ziemię. Zanim do końca straciła przytomność, czuła
jeszcze, że otaczają ją silne ramiona Marca, i wiedziała, że jest bezpieczna.
Kiedy się przebudziła, w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest. Nadgarstki
bolały ją piekielnie. Spróbowała znalezć pozycję, w której ból byłby mniej dotkliwy.
Stwierdziła, że jest w swojej sypialni na zamku, a przy jej łóżku siedzi Marco.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]